Chciałoby się krzyknąć - nareszcie! Dopiero teraz sprecyzowano czym jest Early Access i jakie wiążą się z tym systemem konsekwencje. A zrobił to nie kto inny, jak sam Steam. Te można by rzec oczywiste wyjaśnienie przekreśliło jednocześnie całą idee wczesnego dostępu.
Steam Early Access to steamowski system, który według mojego uznania nie powinien istnieć. W teorii umożliwia graczom obcowanie z produkcjami będącymi jeszcze w fazie produkcji, a w praktyce nie mającymi gwarancji finalizacji. Jako, że takie przypadki się mnożą, sam Steam zobowiązany był do wniesienia poprawek oddających prawdziwą definicję ich wczesnego dostępu.
I według tych właśnie wyjaśnień, panuje dowolność w wyborze daty oficjalnego wykończenia gry, ale ta dowolność obejmuje również nie podawanie terminu premiery. Stąd w świadomości graczy ma istnieć fakt, że niektóre studia nie będą w stanie ostatecznie doprowadzić swojej produkcji do zapowiadanego, finalnego stanu. Dlatego też kupując taką produkcję musimy być pewni, że akceptujemy ją w takim stanie, w jakim jest teraz.
Słowa konkretne, uświadamiające nieświadomych i ułomnych graczy, ale również będące – jak wyżej wspomniałem – przekreśleniem definicji całego wczesnego dostępu. Oficjalnie wypowiedziane przez steamowską załoge słowa (a właściwie wypisane, w FAQ), które mówią, że gra dostępna w systemie wczesnego dostępu nie ma gwarancji finalnego stanu, znaczą mniej więcej tyle, że nie ma czegoś takiego jak „wcześniejszy dostęp”. W tym momencie wytłumaczono, że to grywalne coś, co może być tylko szkieletem zapowiedzianego cacka, jest wersją dla nas końcową – którą akceptujemy i która może wyewoluować, ale nie musi. Dlatego wraz ze zmianą charakterystyki i definicji Early Access, powinno zmienić się nazwę całego systemu, bo ‘wczesny dostęp’ zwiastuje, że mamy możliwość uczestnictwa w grze, która jest w fazie rozwoju i kiedyś będzie wedle wcześniejszych zapewnień i zapowiedzi w konkretnym stanie. Nowa definicja takiej gwarancji nie daje.
I wbrew pozorom najgorsze jest to, że Steam nie podjął takiej decyzji pod naporem graczy. Było bowiem kilka gier, które albo zostały usunięte, albo wstrzymane na pewnym etapie i trzeba było w jakiś sposób sytuację wyjaśnić. Gracze nie reagują i właściwie wspierają taki system tworzenia, który jest szkodliwy dla nich samych. Oczywiście wina nie leży tylko po jednej stronie, bo to twórcy i wydawcy pokroju Steama wręcz zmuszają nas do decyzji. Po tym jak zaprezentują bajeczny trailer, przedstawią obszerną zapowiedź i zachwalą na śmierć swą produkcję – która tematyką dostosowana jest do najszerszego grona graczy, sprzedadzą ją we wcześniejszym dostępie mówiąc „na razie to brzydkie kaczątko, które z czasem stanie się pięknym łabędziem”. No i jak tu nie brać? Z tym że teraz nie ma już oficjalnego zaświadczenia, że tym łabędziem się stanie. Jedynie może się stać. Nie musi.
Oczywiście już pozwolę sobie pominąć fakt, że ta dowolność oddana twórcom jest krytyczna. Dostają oni bowiem kasę za wykonanie jakoś-tam-funkcjonującego szkieletu gry z pewną ideą i masą obietnic, które i tak nie zostaną zrealizowane. Dlaczego? Większość tytułów z Early Access to produkcje typowo multiplayerowe. Tutaj do czynienia ma społeczność. Oni zapłacili, oni mają władzę, jak im się coś nie podoba to krytykują, a jak podoba to siedzą cicho. Im większa grupa graczy, tym większy ich angaż w ostateczny stan gry. Twórcy mają swój plan, który mieli realizować, ale kolejny patch wprowadził nowości, które użytkownikom się nie spodobały. Wychodzi update, wszystko jest dostosowywane, regulowane, usuwane, jeszcze raz dodawane. Rozwój gry się spowalnia i ostatecznie nie wygląda ona tak, jak podczas pierwszej prezentacji.
Według mojego uznania Steam Early Acces nigdy nie był miejscem, gdzie dorastały pewniaki. Dziś jedynie mamy to potwierdzenie ze strony Steama, co jest przykre – bo twórcy mogą wyłożyć jeszcze większego wała na późniejsze etapy produkcji. Nie chodzi nawet o tak radykalne ruchy jak anulowanie gry, lecz nie wywiązywanie się ze wcześniejszych założeń. Trzeba polegać na instynkcie lub akceptować grę chociażby w wersji Alpha i autentycznie się nią cieszyć, zrzucając tym samym optymistyczną wizję przyszłości na bok. Nie zawsze gry z wczesnym dostępem według takiego scenariusza brną, ale zdecydowanie zbyt często.