Nawiązujący do serii Mass Effectmem internetowy wrzucony na fanpage jednego z polskich polityków wzbudził w internecie niemałą sensację. Niektórzy podejrzewali nawet, że to sprytny PR a sam zainteresowany nie jest graczem. W odpowiedzi, poseł Wipler umieścił zrzut ekranu przedstawiający czas poświęcony przez niego grze na platformie Origin. Media traktujące o grach odebrały to wszystko jako coś wyjątkowego, a tymczasem nie ma się czemu dziwić.
Gry wideo na dobre weszły do mainstreamu, o czym świadczą nie tylko ich wszechobecne reklamy, czy fakt, że media lubią chwalić sukcesy CD Projektu. Do grania coraz częściej przyznają się również znani ludzie, w tym nie tylko celebryci, lecz także politycy. Przykładem tego jest Przemysław Wipler z Kongresu Nowej Prawicy, niegdyś będący członkiem Prawa i Sprawiedliwości. Już w 2012 można znaleźć na jego profilu na Facebooku wpisy dotyczące Mass Effect – wrzucony tam niedawno mem internetowy nie powinien więc wzbudzać tak wielkiej sensacji. Poseł Wipler sprawnie porusza się w sieci, rozumie język i humor internautów, a ponieważ jest graczem, to dość zgrabnie wykorzystał jeden z charakterystycznych motywów produkcji BioWare w celu wymierzenia kuksańca swoim politycznym przeciwnikom.
Obiecywałem sobie, że nie będę poruszać na blogu tematów związanych z polityką, dlatego pochylę się raczej nad samym zjawiskiem zadziwienia wspomnianym memem. Jest ono dziwne dlatego, że o pośle Wiplerze zrobiło się wśród miłośników gier wideo głośno już kilka razy. W lipcu zeszłego roku Polygamia cytowała fragment wywiadu, który z politykiem PiSu przeprowadził tygodnik „Uważam Rze”. Sytuacja była o tyle zabawna, że dość konserwatywny dziennikarz z tygodnika mocno się dziwił, że poważny polityk zajmuje się taką rozrywką, na co Wipler z pełną powagą odpowiedział:
„Gry pomogły mi w podjęciu wielu słusznych decyzji. Gdy pracowałem w Ministerstwie Gospodarki, rekrutowałem pracowników, zadając im pytania z tematyki gier komputerowych, np. "Grasz w Baldur's Gate - musisz skompletować drużynę, z którą wyruszysz na wyprawę. Kogo wybierzesz? Odpowiedź na takie pytanie wiele mi mówiła o metodach zarządzania aplikanta.”
W świecie gier wideo zrobiło się o Wiplerze głośno również na początku bieżącego roku, gdy jako poseł niezrzeszony wypowiadał się na temat tego, czy rząd powinien dofinansowywać branże gier. Pośród głosów zachwytu nad osiągami CD Projektu i Techlandu oraz sugestii, że branża powinna zostać dofinansowana (czyli pośrednio regulowana przez państwo) wykazał się on wówczas bardzo trzeźwym spojrzeniem na sprawę:
"(...) to, co można by zrobić dla tej branży, to po prostu mniej podatków, mniej przepisów, mniej biurokracji, bo często te bariery dla rozwoju innowacyjności stawia państwo. Myślę, że ta branża nie potrzebuje żadnej specjalnej pomocy - ja osobiście jestem wrogiem tego typu rozwiązań, które mają daną branżę, daną dziedzinę faworyzować kosztem reszty. Po prostu uważam, że powinny być niskie, proste podatki i jasne, stabilne i egzekwowane prawo i ta branża będzie się miała jeszcze lepiej, a ma się w Polsce bardzo dobrze."
Trzeźwo wypowiedział się także na temat rządowych zakusów do wprowadzania cenzury na rynku wydawniczym:
„(...) żyjemy w kraju, w którym podejmujemy próby wykorzenienia piractwa komputerowego. Przecież jeżeli ktoś kupuje grę, to dlatego, że podjął taką decyzję, bo równie dobrze może pobrać jej piracką wersję z internetu i to bez najmniejszego problemu. Zakup to wybór tych osób, które chcą zapłacić za to, że ktoś wykonał ciężką pracę, zainwestował poważne środki. I w tym kraju, w którym urzędnicy i politycy, którzy mają pomagać przedsiębiorcom, zamiast tego chcą wprowadzać dodatkowe ograniczenia, dodatkowe formy cenzury... Zresztą bardzo często takie gry jak GTA są kupowane przez dorosłych, przez rodziców dzieciom. Myślę, że niejedna osoba na Gwiazdkę dostała tę grę. A więc działania polityków, regulacje powinny być nastawione na uświadamianie rodziców, bo to są ich decyzje, podobnie jak w przypadku każdej osoby dorosłej - to jest jej decyzja, odnośnie tego, jaki poziom agresji, przemocy chce oglądać na ekranie telewizora czy monitorze komputera.”
Czy wobec tego wszystkiego mem z Mass Effect powinien kogokolwiek dziwić? Niespecjalnie. Dla mnie natomiast jest to wyraźny sygnał, że nie tylko gry weszły do mainstreamu, lecz także sam internet i jego język zaczynają wpływać na życie publiczne. Także politykę. Czasy gdy władza czy tzw. stare media nie miały pojęcia o cyfrowym świecie i związaną z nim rozrywką elektroniczną odchodzą w zapomnienie, a zdziwienie powinien budzić jedynie fakt, że przyznanie się przez polityka do grania wywołuje zaskoczenie. Koleżanki i koledzy gracze – nasze hobby naprawdę wyszło z piwnicy i nie pozostaje nam się tylko cieszyć, że jesteśmy tego wszystkiego częścią. Bez względu na sympatie lub antypatie polityczne.