Postapokaliptyczną przyszłość można spotkać w kinie, w grach jak również w książkach - wojna nuklearna, zombie, wielka epidemia. Jednak nie za często można natknąć się na pytanie „Co stanie się z religią?”. Przecież teraz jest to najważniejszy punkt naszego życia. Katolicy, muzułmanie, buddyści, wszyscy z nich w coś wierzą. A co stanie się z tymi którzy przeżyją apokalipsę. Czy stracą wiarę, a może jeszcze bardziej zaczną wierzyć? Tutaj pojawia się Tullio Avoledo, wraz ze swoją książką "Korzenie Niebios" przedstawiając nam świat po apokalipsie z oczu księdza. Niektórzy z was słyszeli o pewnym projekcie, którego założycielem jest Dmitry Glukhovsky, autor Metro 2033. Pozwala innym pisarzom pokazać swój kunszt i napisać powieść umieszczoną w uniwersum Metro 2033. Tullio Avoledo skorzystał z tej okazji i dorzucił swoje trzy gorsze do tego świata.
Przygodę rozpoczynamy w roku 2033 czyli 20 lat po Wielkiej Zagładzie, w trakcie której w jednym z państw postanowiono wystrzelić bombę atomową, inne kraje nie były dłużne i tak teraz świat spowija zima nuklearna, temperatura się ochłodziła a promienie słoneczne są zabójcze. Ludzie skryli się w metrach, oczywiście ci, którym udało się przeżyć. Tullio postanowił umieścić akcję we Włoszech, dokładnie mówiąc rozpoczynamy opowieść od Rzymu. Naszym bohaterem jest John Daniels, ksiądz, ostatni z Kongregacji Nauki Wiary(kiedyś Święta Inkwizycja). Zostaje on wysłany przez swojego przełożonego Kardynała Albaniego do Wenecji, by odnalazł kardynała patriarchę. Ojciec Daniels wraz z siedmioma żołnierzami z Gwardii Szwajcarskiej wyruszają w misję odszukania patriarchy w Wenecji. Podróż nie jest krótka ani łatwa, na powierzchni nie spotka ich nic miłego, samo słońce, które zawsze dawało nam ciepło, teraz potrafi tylko zabijać, jedynym możliwym sposobem jest podróżowanie nocą, jednak droga bez pojazdu jest ciężka.
"Korzenie Niebios" to trudny tytuł, przez większość czasu autor zasypuje nas przemyśleniami na temat kościoła, religii, co w świecie, gdzie ludzkość prawie wyginęła jest dozwolone, co jest koniecznością a co jest wygodnym rozwiązaniem. Świat się zmienił. Czy ludzie się zmienili, czy może w świecie gdzie nie ma tak rygorystycznego podziału na zło czy dobro obudzili w końcu swoje prawdziwe ja. Może ta cała zagłada to nie przypadek tylko czyn Boży, może tak właśnie miało być. Przez całą książkę Tullio zasypuje nas takimi myślami, jednak nie jest to jedyna rzecz na której się skupia, jest również wiele trupów, bo przecież świat nie jest już taki otwarty na ludzi, pojawili się mutanci, bo prócz bomby atomowej użyto również bomb biologicznych. Autor zapewnia nam sporą dawkę wrażeń, bo do Wenecji nie prowadzi czerwony dywan, choć czerwieni mamy pod dostatkiem. Jednym miłym smaczkiem jest dużo odnośników do teraźniejszości, muzyków, aktorów, również konsol, trafiamy też na akcent Polski. Tytuł czyta się dość ciężko, przez tak dużą ilość myśli i pytań życiowych autora nie przechodzi się gładko, choć sam język jest dość prosty, jednak czasem ma się ochotę zatrzymać i pomyśleć. Innym utrudnieniem do czytania jest problem ze znajomością uniwersum, osoba która chciała by zacząć przygodę z tym światem mogła by mieć problem ze zrozumieniem i przyjęciem niektórych rzeczy jakie próbuje nam przekazać autor. Znajomość Metro 2033 jest moim zdaniem obowiązkowa, sam po tak długiej przerwie między Metro 2033 a Korzeniami Niebios miałem problem ze zrozumieniem niektórych rzeczy. Dopiero z czasem do mnie doszło cóż autor próbował mi przekazać.
Korzenie Niebios wydają mi się dość dobrym tworem, Tullio przyłożył się bardzo by przekazać nam jak najlepiej tą historię. Sama fabuła opowieści jest dość pogmatwana i nie należy do najwyższych lotów, choć nie mogę twierdzić, że historia jest słaba i nie trzyma się kupy. Powrócę znów do sprawy znajomości uniwersum, bo fabuła nabiera kolorów właśnie dzięki temu. Zakończenie jest niedoszlifowane, twierdził bym nawet, że autor za bardzo się rozpłynął w czasie tworzenia. Jedną rzeczą. która bardzo mi się spodobała to ilustracje, są one na sam koniec książki, wszystkie stworzył Aleksander Kulikov. Uważam to za bardzo miły dodatek, który dopełnił całość w odpowiedni sposób. Korzenie Niebios to dobra książka, nie porywa bo nie jest arcydziełem. jednak potrafi przyciągnąć przez pomysł i to jak Tullio Avoledo prowadzi nas przez tą historię, krwią i przemyśleniami, choć wydawało by się że to do siebie nie pasuje, tutaj sprawdza się bardzo dobrze. Przypuszczam, że książki ze świata Metro 2033 mogą u mnie mieć nieco łatwiej bo uwielbiam ten klimat, proponuję brać całość nieco z przymrużeniem oka.