Adrian Chmielarz vs polscy dziennikarze growi – mój komentarz do awantury na Facebooku - Antares - 21 lipca 2014

Adrian Chmielarz vs polscy dziennikarze growi – mój komentarz do awantury na Facebooku

Promujący polską branżę gier wideo materiał „Polygon Goes to Poland” stworzony przez popularny amerykański serwis internetowy okazał się kością niezgody pomiędzy Adrianem Chmielarzem, a dziennikarzami z kraju. Zamiast cieszyć się, że polskie gry promowane są na zachodzie, wszyscy tradycyjnie skoczyli sobie do gardeł. Oto mój komentarz w tej sprawie.

Amerykański serwis Polygon opracował obszerne materiały ukazujące historię i rozwój polskiej branży gier wideo. Co ważne, nie zabrakło w nich opisu najnowszej historii Polski, ze wskazaniem na to jak przemiany ustrojowe na przełomie lat 80. i 90. doprowadziły do miejsca, w którym nasza gospodarka znajduje się dzisiaj. Artykuły z cyklu „Polygon Goes to Poland” nie ustrzegły się wprawdzie kilku drobnych wpadek, lecz trzeba przyznać, że dawno już zachodnie media tak rzetelnie nie pochyliły się nad polskimi studiami tworzącymi gry. W filmie wypowiadają się także czołowi przedstawiciele firm wydawniczych i studiów deweloperskich, w tym Adrian Chmielarz – twórca m.in. takich gier jak Painkiller i Bulletstorm. Nic więc dziwnego, że pochwalił się materiałami na Facebooku, lecz nikt nie spodziewał się wtedy, że wokół całej sprawy rozpęta się taka – wybaczcie stwierdzenie – gównoburza, która tylko niepotrzebnie zepsuła atmosferę.

Ciężko stwierdzić kto pierwszy rzucił kamieniem. Wiadomo jednak, że padło stwierdzenie, iż w polskie media poświęcone grom wideo są słabe, ponieważ nie było w nich jeszcze tak wielkiego i przekrojowego materiału. W tym momencie, nasi rodzimi dziennikarze powinni najzwyczajniej olać sprawę, lecz niestety rozpoczęła się dyskusja. Padały m.in. argumenty, że mamy drastycznie mniejsze budżety (a materiał Polygonu jest głównie oparty na wideo, co najwięcej kosztuje)  oraz – tu bardzo słusznie – że analogiczna wycieczka na dwa tygodnie do Stanów Zjednoczonych, celem tak obszernego opisania choćby pracy w choćby jednym z tamtejszych studiów, kosztowałoby znacznie większe pieniądze.

Pikanterii dodał m.in. też fakt, że właśnie po powrocie z Polski ekipa tworząca wideo na Polygonie została zwolniona, ze względu na cięcia w budżecie. Tak profesjonalne wideo kosztuje bowiem ponoć niewspółmiernie dużo względem zysków. Ponadto, same poświęcone Polsce teksty, choć świetne, już na pierwszy rzut oka nie cieszą się na łamach tego serwisu aż taką popularnością jak co bardziej sensacyjne newsy. Wszystko to punktowano w tracie trwającej na Facebooku dyskusji. Cała sprawa rozeszłaby się jednak zapewne dość szybko po kościach, gdyby nie sam Adrian Chmielarz, który dwie godziny później zamieścił post, w którym napisał:

„Polska prasa growa ma lekki problem w zwiazku z "Polygon Goes to Poland". Nie każdy, oczywiście, i nie jest to butthurt krwawiący, ale nie zauważyć się go nie da.

Padają np. tłumaczenia, że "ale my też pisaliśmy o polskich studiach". Otóż, faktycznie, pisaliście. Niestety, np. brak tym artykułom było tzw. "human touch", czego mamy pełno w Polygonie. Podstawą zaś każdej pracy reporterskiej jest to, że temat jest tylko MacGuffinem technicznym, ale opowiada się O LUDZIACH, ich radościach i dramatach.

Weźmy znany film "The King of Kong: A Fistful of Quarters". Czy to jest film o tym, jak pobić rekord w Konga? Nie, oczywiście nie. To jest studium charakterów. Tam liczy się drama, a gra ...cóż, mogłaby być dowolna.

Tymczasem w Polsce prędzej dowiem się na jakim programie graficznym robi się "Wiedźmina" niż to jak twórcy tej gry znoszą presję związaną z napompowanymi oczekiwaniami i jak radzą sobie z niewątpliwym crunchem.

"Human touch".

Chcę, żebyśmy się dobrze zrozumieli: nie hejtuję polskiej prasy, obojętnie czy online czy papierowej. Ja rozumiem, że są trudności, przecież kasa nie ta sama, trudno porównywać czytelnictwo (a więc znowu: to się na kasę przekłada), itp. itd. Niemniej jednak wedle mojej skromnej opinii można lepiej. I, gwoli sprawiedliwości, czasem to się dzieje, i czasem nawet i polska prasa zaskakuje czymś świeżym i ciekawym (ostatnio porównanie shotów z Enemy Fronta i starej Warszawy na Polygamii).

Ale ten brak głębi i "human touch" to jest powód, dla którego tak wielu ludzi ustawiło się w kolejce po nowego "SS-a". Z nadzieją, że jednak i w ojczystym języku będą mogli zostać zainspirowani i uwiedzeni."

Sam post nie był jak widać specjalnie agresywny i argumentowi o braku ‘human touch’ można przyznać rację. Dziennikarze z Polski słusznie zauważyli jednak, że czytelnicy polskich serwisów o grach mają nieco bardziej sprecyzowane oczekiwania i bardziej interesuje ich wspomniany już program graficzny. Ponadto, nasze rodzime serwisy piszą o polskich studiach praktycznie bez przerwy, gdy tylko pojawi się jakiś news, stąd ciężko byłoby zrobić artykuł oparty na założeniu: „Słuchajcie, w Polsce robi się grę Wiedźmin 3 – wykorzystywane w niej uniwersum pochodzi z książek Andrzeja Sapkowskiego”. Wszyscy to bowiem dobrze wiedzą i o takie rzeczy może się pokusić co najwyżej dziennikarz piszący do mediów głównego nurtu. I owszem z wyraźnie zaznaczonym ‘human touch’ pisze choćby od lat Olaf Szewczyk, którego teksty można było przeczytać m.in. na łamach „Przekroju”.

Adrian Chmielarz postanowił jednak kontynuować temat i wkrótce pojawił się post, zawierający poniższy fragment:

„Nie mam pojęcia skąd się bierze mit kasy. To trochę jak mówić, że aby impreza była udana, wódka musi być podana z kawiorem, a kieliszek musi być ze złota. Mnie się jednak wydaje, że nie musi.

Innymi słowy, albo się chce i umie pisać, albo nie. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ktoś o jakiejkolwiek etyce pracy odwalał nudną kichę, bo "mało płacą". Jak konkretnie miałoby to wyglądać? "Przyszło mi do głowy ciekawe zdanie, ale go nie napiszę, bo za mało zapłacili?" "No niby podpisuję rzeczy własnym nazwiskiem, a czytelnika nie interesuje ile zarabiam, ale co tam, nie ma hajsu, to nie ma zdań pisanych poprawną polszczyzną"? „

Potem było jeszcze ciekawiej. Dyskusja przeniosła się na prywatny profil Tomka ‘Quaza’ Drabika, gdzie wobec jednej ze stron padło m.in. stwierdzenie „ropiejący butthurt”. Ja się tylko pytam – po co? Polygon napisał ciekawy materiał o Polsce. To tylko powód do zadowolenia dla wszystkich stron, ponieważ może to po prostu oznaczać w konsekwencji napływ większej ilości kapitału do kraju. W zaistniałej sytuacji dziennikarze powinni po prostu zignorować od razu głos malkontentów i nie próbować się tłumaczyć. Natomiast Adrian Chmielarz, który jest przede wszystkim (moim zdaniem naprawdę dobrym) twórcą gier wideo, po raz kolejny postanowił wykorzystać swoją pozycję osoby znanej w branży, by wyrażać krytyczne opinie. I znów zirytował się, gdy te opinie spotkały się z reakcją obronną.

Antares
21 lipca 2014 - 18:33