Zwiastuny są w moim mniemaniu najbardziej istotnym elementem kampanii reklamowej filmów. W jak wiele różnorakich stanów potrafią nas wprowadzać, wiecie sami - przyzwoite napełniają nas podekscytowaniem, te złe podpowiadają, żeby trzymać się od potencjalnego potworka z daleka, inne fascynują, niepokoją, kuszą. Sztuką jest, aby w tych kilkudziesięciu sekundach przedstawić na tyle dużo, by zdobyć zainteresowanie publiki, ale jednocześnie nie ujawnić jej na tyle dużo, aby odstraszać. Nazwałem to "sztuką" właśnie z tego powodu, że niekoniecznie często się to komukolwiek udaje.
Nietrudno jest zrobić tragiczny zwiastun tragicznego filmu, nieco bardziej wymagającym procesem jest zrobić przyzwoity trailer słabej produkcji (choć i to udaje się zdecydowanie zbyt często), lecz prawdziwym wyzwaniem jest wypuszczenie kilku ujęć, po których jesteś już przekonany, że w dniu premiery tego obrazu będziesz siedział w kinie. Aby nieco przybliżyć obecne w kinematografii tendencje, poniżej zestawię dla Was kilka - moim zdaniem - dobrych przykładów na uargumentowanie tezy o istnieniu dwóch, zwiastunowych obozów.
DOBRY ZWIASTUN: AMERICAN SNIPER
Nie dałem się raczej wchłonąć przez wir podekscytowania historią Chrisa Kyle'a, mimo tego, że często miewam fazy na zainteresowanie militariami (co objawia się własnie podwyższoną częstotliwością oglądania wojennych filmów czy czytania książek o tejże tematyce), a o legendarnym już snajperze ciężko było nie usłyszeć w ostatnich latach. Niezależnie od tego, kiedy ogłoszono nazwiska Eastwooda i Coopera jako zaangażowanych do pracy nad ekranizacją opowieści amerykańskiego rekordzisty, byłem zdobyty niczym Berlin w 1945.
Legenda westernowego (i nie tylko zresztą) kina radzi sobie przecież jako reżyser co najmniej tak dobrze, jak podczas własnych występów na ekranie i wieść o każdej nowej produkcji Clinta napawa kinomanów ogromnym podekscytowaniem. I choć zdaję sobie sprawę, że to przecież nie sam "Brudny Harry" siedział nad montażem zwiastuna American Sniper, niewątpliwie można odnieść wrażenie, że robił to ktoś równie doświadczony, w dodatku znający wszystkie przykazania tworzenia dobrych trailerów. Wydany kilka dni temu materiał pokazuje raptem jedną scenę z filmu, będącą jednak jego potencjalnym podsumowaniem idealnym. Widzimy realia, w jakich odbywa się akcja, widzimy strzępy moralnych problemów, z jakimi przyjdzie się zmierzyć bohaterowi, widzimy jego samego, a także innych żołnierzy, zarysowano nam również jakiś rodzinny kontekst i w dodatku napięcie znacznie wzrasta wraz z ostatnimi sekundami. Rezultatem jest zrobienie naprawdę przyzwoitego wrażenia, choć w tym wypadku ciężko tak naprawdę stwierdzić, jak dobry będzie to film.
ZŁY ZWIASTUN: DRIVE
Mówimy tutaj o jednym z moich ulubionych filmów, absolutnie czarującym atmosferą, grą aktorską, którą niektórzy mogą uznać za bardzo oszczędną i monotonną, a także muzyką, którą pokochałem do tego stopnia, że aż nabyłem w formie CD i od czasu do czasu lubię jej sobie posłuchać. Miałem jednak to szczęście, że aż do momentu, w którym byłem już po seansie filmu Drive, nie widziałem feralnego zwiastuna, bo ten tylko by mnie do finalnej produkcji zniechęcił.
Co pokazuje trailer wydanego przed trzema laty Drive'a? Masę pościgów, strzelanin, delikatnie zarysowany wątek miłosny połączony z wyniesioną na piedestał akcją. Jak jest w rzeczywistości? Proporcje układają się dokładnie na odwrót, można wręcz rzec, że te dwie minuty mające zachęcić do obejrzenia dzieła Refna zawierają niemal wszystkie gwałtowne sceny, jakie w nim występują. W rzeczywistości jest to film bardzo ślamazarny, ale nawet ten fakt odpowiednio nastawione osoby będą potrafiły docenić.
Zdaję sobie jednak sprawę, że wyprodukowanie zwiastuna odpowiedniego dla tego filmu ociera się o niemożliwość, gdyż zwyczajnie takowy zgromadziłby w kinach zdecydowanie zbyt mało osób. Wyobrażacie sobie, gdyby połową ze studwudziestu sekund spędzonych podczas oglądania trailera było mętne spojrzenie Goslinga? Byłoby to "fair", na pewno jednak mało lukratywne.
DOBRY ZWIASTUN: WYŚCIG
Pamiętam, jak zagościłem na ubiegłoroczną jesień w kinie i zupełnie nieświadomy nadchodzącej premiery filmu Rush, zobaczyłem jego zwiastun. Nie jestem w stanie sobie nawet przypomnieć, jaki film później oglądałem, bo jedyne, czym zajęty był mój mózg przez najbliższe kilka godzin widniało pod nazwiskiem Rona Howarda, reżysera. Temu cudotwórcy udało się nakręcić obraz, który wzbudził we mnie emocje, towarzyszące ostatnim razem, kiedy jako młodziak oglądałem filmowe konfrontacje dobra ze złem, kibicując sprzed telewizora stronie, z którą sympatyzowałem.
Nagle znów poczułem się jak tamten dzieciak, ściskając kciuki raz za tego, raz za tamtego, autentycznie nie mogąc wysiedzieć z emocji na ostatnich minutach seansu. Wszystko to zawdzięczam właśnie tamtej chwili, podczas której na Wyścig natrafiłem. Zwiastun numer 3 robił wszystko w doskonały sposób: szkicował wizerunek dwóch głównych bohaterów i ich kluczowe zachowania, ukazywał piękno sportu, na łamach którego będą się pojedynkować, a wszystko to połączone z postaciami pięknych kobiet (ah, Natalie Dormer i Olivio Wilde) oraz świetnie współgrającą muzyką. Można się zastanawiać, czy aby nie pokazano w nim zbyt dużo, ale skoro jest to opowieść oparta na faktach, które każdy może poznać mając minimalne pojęcie o F1, odpowiedź jest chyba jasna.
ZŁY ZWIASTUN: MROCZNY RYCERZ POWSTAJE
Nolan raczej nigdy nie rzucał na kolana swoimi zwiastunami, ale w przypadku trzeciego, finalnego elementu serii o Batmanie ta tendencja jest bardzo widoczna. Ludzie stojący za trailerem tego filmu popełnili krytyczny błąd, przedstawiania w nim właściwie wszystkich możliwych atutów, wśród których jest spektakularna scena na stadionie, walka Bane'a z Batmanem, odcinanie Gotham od reszty świata, dramatyczną walkę Bruce'a Wayne'a o odzyskanie swojej tożsamości i tak dalej.
Czym ma być zachwycony widz, który jeszcze przed premierą Mroczny Rycerz Powstaje już właściwie wszystko widział? Triumf dobra w walce ze złem nie jest czymś, co może kogokolwiek zaskoczyć, dlatego trzeba szokować wszystkim innym, a to nie może się udać, kiedy ktoś postanawia wystrzelić do widzów wszystkie szokujące momenty miesiące przed seansem! Oczywiście, nie przeszkadza to trzeciemu Batmanowi być absolutnie świetnym filmem, ale z pewnością mógłby być lepszy, gdyby starał się więcej ukryć.
I tu nadchodzi moment, w którym pewnie pytacie - to dlaczego oglądasz zwiastuny, skoro tak doskonale zdajesz sobie sprawę, jak często potrafią zepsuć przyszłe oglądanie jakiegoś filmu? Głównie z ciekawości, często sądzę, że uda mi się zgadnąć czy dany tytuł będzie co najmniej dobry, czy może nie ma co planować przeznaczanie na niego czasu, ale zazwyczaj w momencie, w którym widzę, że autorzy odsłaniają nam zbyt wiele, kończę seans. Są filmy, co do których mam ogromne oczekiwania i w ich przypadku staram się zamykać oczy na cokolwiek, co jest z nimi związane, ale jak trudne się to okazuje, wiecie pewnie sami. Zdajecie sobie już chyba sprawę, co miałem na myśli mówiąc o dobrych i złych trailerach promujących świetne produkcje, ja z kolei czekam teraz na Wasze przykłady. Komu nie udało się sklecić dobrego "promo", w przeciwieństwie do samego filmu? I swoją drogą, jakie znacie najgorsze zwiastuny w historii?