Kontrowersje kontrowersjami, ale jak sam nie zagrasz - to się nie przekonasz! Edycja kolekcjonerska Assassin's Creed: Unity pozwoliła mi przekonać się, że gra nie jest nawet w połowie tak zła, jak większości może się wydawać, a przy okazji dorzuciła na moje biurko stylowo wyglądającą figurkę i ogromne pudło, z którym nie mam co zrobić. Przyjrzyjmy się bliżej zawartości Notre Dame Edition, zanim prześwietlimy samę grę.
Pudło zbiorcze okryte jest tekturową obwolutą, a jej usunięcie pozwala dostać się do jego wnętrza w sposób dość... nietypowy. Box zbudowany jest z dwóch skrzydeł dających dostęp do wnęki, w której kryje się figurka naszego paryskiego chłopaczka oraz dodatkowej szufladki, w której znajdziemy wszystkie „płaskie” dodatki – pudełko z grą, artbook, litografie i wydany na fizycznym nośniku soundtrack.
Tak nietypowy sposób otwierania pudła wygląda bardzo fajnie, gdy skrzydła są na wpół uchylone. Problem leży jednak w tym, że do łapy Arno nie może trafić wtedy flaga Francji, a i oręż ledwie się mieści. Natomiast jeśli pudło otworzymy w całości – traci sporo uroku. Głównie przez to, że skrzydła po wewnętrznej stronie są czarne jak sam diabeł. Aż się prosi o przedłużenie w tym miejscu widoku, który Arno ma za plecami...
Okej, ale jeśli zaczęliśmy od figurki, przyjrzyjmy się jej bliżej.
Tegoroczny Asasyn jest o kilka centrymetrów niższy od ubiegłorocznego (kwestia wysokości masztu flagi - całość mierzy ~39 cm.) i wydaje się być nieco chudszy. To jednak złudzenie – nasz rewolucjonista zwyczajnie nie inspirował się Kenwayem, który narzucił na siebie wszystkie możliwe szmaty, które znalazł na swej łajbie i wybrał odzienie klasyczne. Dzięki temu figurka nie jest może wyjątkowo efektowna, ale za to bardzo elegancka.
Samego wykonania bardzo ciężko się przyczepić, Ubi Collectibles zdołało nas zresztą przyzwyczaić do wysokiej jakości większości tego typu produktów. Strasznie bałem się gargulca, ale wygląda dobrze. Edycja z gilotyną wygląda także świetnie (i jest absurdalnie wręcz droga), ale w tamtym przypadku razić może brak oddania jakiejkolwiek skali – gilotyna jest po prostu zbyt mała względem postaci. Gargulec jakoś się w tym względzie broni.
W szufladce znajdziemy między innymi OST na płycie CD. Po kilkukrotnym przesłuchaniu zawartości i zapoznaniu się z tym jak motywy brzmią w samej grze, powiedzieć mogę tylko, że ścieżka dźwiękowa to zbiór przyjemnych dla ucha melodii. Niestety, żaden motyw nie zostaje w głowie na dłużej. Zabrakło jakiegoś epickiego sztosu z dzwonami Notre Dame w tle!
Prócz płyty w kopercie kryły się dwie litografie wydrukowane na ładnym papierze. To jednak dodatek z gatunku tych, które nigdy więcej nie wydostaną się ze swojego schowka.
Dużo lepszym dodatkiem jest artbook. Najlepiej wykonany ze wszystkich tego typu dodatków w historii serii - w twardej, skóropodobnej oprawie (drukowany w Polsce!). Grzbiet ładnie podpisany, a na około 70 przynajmniej kilka razy dostaniemy spoilerami prosto w twarz. Bardzo ładnymi spoilerami. Szkoda jednak, że w środku autorzy nie pokusili o kilka zdań, które z pewnością miło czytałoby się podczas przeglądania ich prac. Świetnie to było zrobione chociażby w artbooku Bioshocka 2.
W pudełku znajdziemy również skromne DLC – dwie dodatkowe misje, które na tle innych zadań pobocznych nie wybijają się jakoś szczególnie stopniem złożoności. Jest to jednak raczej komplement skierowany do całej reszty zadań, niźli zarzut pod kątem misji bonusowych.
Cenowo wydanie nie straszyło – zapłaciłem 320 zł za edycję na PS4. Jest zadowalająco, elegancko, ze smakiem… ale nie obraziłbym się na tę pozytywkę, którą w Europie wrzucono tylko do edycji z gilotyną.
Recenzja już niebawem!
---
Wbijaj do mnie na Twittera, pogadamy o grach!