Jest spokojny wieczór. Na kolacji spotyka się grupa znajomych, typowi przedstawiciele klasy średniej. Powitanie, całuski, pozostaje tylko zasiąść do stołu. Posiłek przebiega w sympatycznej atmosferze, są śmiechy, cięty dowcip, sporo wspominania (jak to ktoś był z kimś), trochę mędrkowania. Nagle gaśnie światło. W telefonach komórkowych pękają ekrany, znika elektryczność, a całe miasto spowija ciemność.
Apokalipsa? Niezupełnie. W Ziemię nie uderza żaden meteoryt, a bohaterowie szybko dochodzą do wniosku, że winę za całą sytuację ponosi przelatująca obok naszej planety kometa. A żeby było jeszcze ciekawiej...
...to grupa postanawia poszukać pomocy i zauważa dobrze oświetlony dom, znajdujący się kilkaset metrów dalej. Kiedy udają się na miejsce okazuje się, że mieszkają w nim oni sami! Szok, niedowierzanie, o co w tu chodzi? Żeby nie zdradzać za wiele (powyższy opis skupia w sobie wydarzenia z pierwszych 2 kwadransów), wspomnę, że to co najlepsze w Coherence, rozgrywa się dopiero później.
Gdzie wybuchy i dinozaury pytacie? Nic z tego. Coherence to kolejne „gadane” science-fiction wyprodukowane za garść zielonych banknotów, formą przypominające nieco mieszankę The Man from Earth (bohaterowie toczą ze sobą dysputy przy stole) i Primera, który to musiał doczekać się licznych analiz, aby mógł zostać zrozumiany przez większość widzów :) I choć Coherence nie może się pochwalić interesującymi dialogami jak ten pierwszy, a także pokręconą fabułą oraz zabawą czasem jak to było w przypadku drugiego z wymienionych tytułów, tak tworzy samodzielną jakość. Jakość - dodajmy - bardzo wysoką, bazującą na ciekawym eksperymencie "My, czy oni?!?".
Wspomniałem, że w przeciwieństwie do kultowego już Primera film ten nie jest przesadnie skomplikowany. Dotyczy to nie tylko historii, która toczy się płynnie i bez skoków w chronologii, ale również dialogów. Raz na 10 minut pada co prawda kilka bardziej „elektryzujących” myśli zahaczających o fizykę kwantową (bez przegięcia – teoria Kota Schrodingera nie jest trudna:)), ale ma to w sobie jakiś realizm. No wiecie, ile razy na imprezie zdarzyło się, że któryś ze znajomych po wypiciu kilku głębszych zaczął filozofować o tym, co 2 dni wcześniej wyczytał w Google? To mniej więcej ten poziom.
Nie opisałem może tego zbyt dosadnie, więc dodam – Coherence jest super. Kameralne, minimalistyczne, pobudzające wyobraźnie, dobrze zagrane filmowe doświadczenie. Mam nadzieję, że niebawem film ten otworzy Jamesowi Wardowi Byrkitowi drzwi do kariery i kolejnych projektów. Takie science-fiction mogę oglądać codziennie.
OCENA 8/10