Powstanie Wielkopolskie jest mało znane lub jak kto woli zapominane w annałach naszej polskiej historii. Jedyne wygrane powstanie, które nie mieści się w naszej cierpiętniczej narodowej martyrologii narodu ciemiężonego. Warto o nim mówić i nauczać, tylko czy film Hiszpanka jest jego dobrym świadectwem?
Pierwszy trailer filmu był nie do końca udany, drugi ocierał się o iskrę geniuszu. Pokazywał, że film ma potencjał i szczerze zachęcał do obejrzenia. Paderewski, Towarzystwo Teozoficzne, przedwojenny Poznań, sceny przesycone klimatem dystyngowanej, międzywojennej Polski... Wszystko wydawało się być na miejscu. Nawet godząc się na opowieść rozgrywającą się w realiach Powstania Wielkopolskiego, wymieszaną z popularnym w tamtych czasach spirytualizmem i metafizyką, oferując opowieść zmierzającą do prawdziwego zwycięstwa, mającą podsycać ducha narodowego, a jednocześnie bawić… nie byłem przygotowany na taką opowieść.
Niby wszystko jest na miejscu. Mamy ciekawe postacie, dobrze odgrywane i pod wieloma względami całkiem naturalne. Znakomite są wnętrza, czasami nieco oszczędne, ale nie puste, a raczej uporządkowane. Pierwszorzędne kostiumy i plany z odległych lat, nie tylko Poznań, ale i Warszawa czy Londyn. Sporo dobrze rozplanowanych wąskich kadrów, z dużą ilością szczegółów, ale i wiele szerokich, pełnych wspaniałych efektów specjalnych i sprytnych, często niespodziewanych trików łączących sprawny montaż i dobre efekty, jak sceny z lustrami. Nie da się ukryć, że w połączeniu z dobrą oprawą muzyczną, i co ważne, dobrym udźwiękowieniem widać, że film ma potencjał i potrafi momentami porwać ze sobą.
Z jednej strony mamy sceny emocjonalne i narodowe, ale nie pompatyczne, z drugiej strony sceny oniryczne, zaskakujące i pomysłowe, ale i surrealistyczne i niepotrzebnie długie, które ewidentnie się rozłażą. Są tu naprawdę dobre teksty, a kilka z nich ma szansę wejść do codziennego słownictwa, jak ten z kijem czy drogą imprezą. Podobnie ma się to ze smaczkami dotyczącymi poszczególnych bohaterów, pierwszo- i drugoplanowych, które mają swoją rolę do odegrania, popychając wydarzenia do przodu. Nie da się ukryć, że czasami miałem wrażenie, że oglądam dobrze przemyślane anime w wersji live, bo tak też były przedstawiane postacie, bobrze zarysowane, ale nie przerysowane, wyraziste i pomysłowe z Doktorem Abuse na czele i sceną w Zeppelinie.
Film ogląda się dobrze, a nawet przyjemnie, niestety do pewnego momentu, kiedy następuje przedfinałowe rozwiązanie akcji. Jest ono logiczne, tłumaczy wiele wcześniejszych wydarzeń i mimo tego, że nie do końca można się go domyślić, można się go spodziewać. Mimo faktu, że akurat takie rozwiązanie mnie osobiście denerwuje, jest zbyt wygodne dla scenarzysty. Samo powstanie nie zajmuje wiele czasu w filmie, jest tym, do czego akcja zmierza poprzez podróż Paderewskiego, knowania wroga i spiskowanie Polaków. Ma swoje sceny, sprzedaje kilka ciekawych faktów historycznych, których nie omieszkam sprawdzić, ale zakończenie jest przeszarżowane. I chodzi tu o ostatnią akcję, która jest zrozumiała do czasu jej rozwiązania. Nie wiem, czy za mało się wykształciłem, czy za mało czytam, ale co to miało być, nie mam pojęcia (może w wydanej właśnie książce będzie więcej).
Powstanie jak najbardziej, ale po co to, nie mam pojęcia, a nie byłem w tej opinii odosobniony, bo wychodząc z żoną z seansu, przysłuchiwaliśmy się opiniom innych osób, gdzie także brakowało zrozumienia dla tej ostatniej sceny, ale i były bardziej humorystyczne proponujące drugą część skupioną tylko na seansach spirytystycznych i dodania wątku z Cthulhu, ale i innych mówiących, że Poznań powinien zostać prowincjonalnym miastem Niemieckim, Wielkopolska w granicach Rzeszy, bo na pewno żyłoby nam się teraz lepiej. Nie mi to oceniać.
Czym w takim razie jest Hiszpanka? To bardzo dobrze zrealizowany film i wielu aspektach przemyślany, mający potencjał, ale niestety zatracony kilkoma dziwnymi zabiegami. To film, który intryguje, ale nie do końca budzi ducha narodowego. Chce znaleźć w sercach Polaków i historii należyte miejsce Powstaniu Wielkopolskiemu, ale robi to w sposób nie do końca właściwy. Jednak to obraz, który warto zobaczyć, szczególnie będąc mieszkańcem Wielkopolski, a mieszkańcy pozostałych regionów Polski także dowiedzą się kilku ciekawych rzeczy. Hiszpanka to nie jest film historyczny, to opowieść łącząca ją ze sporą dozą fikcji, mająca dobre intencje, chcąca pokazać (i momentami robiąc to dobrze) bez nadęcia wygraną Polaków... jednak to opowieść zepsuta. Intrygująca, warta obejrzenia nawet drugi i trzeci raz, ale zepsuta. Trudno ten film polecić każdemu, ale nie da się ukryć, że ma coś w sobie. Mimo wszystko warto go zobaczyć.
Śledź mnie na Twitterze!