Legacy of Time - ratowanie przyszłości w przeszłości po raz trzeci - sakora - 5 czerwca 2014

Legacy of Time - ratowanie przyszłości w przeszłości po raz trzeci

The Journeyman Project 3 to jedna z moich ulubionych serii przygodówek. Trzecia odsłona cyklu, Legacy of  Time zabiera nas ponownie w przeszłość, żeby uratować przyszłość.

Początek gry to zaledwie przygrywka do całej historii. Jesteśmy świadkiem zniszczenia wielkich, antycznych cywilizacji i natychmiast jasnym staje się, że trzeba będzie je uratować, po czym dowiadujemy się, że niezupełnie o to chodziło. Najmocniejszy element gry to jednak scenariusz, choć momentami przypomina film science-fiction prosto z produkcji kierowanych na video, to trzyma się on całkiem nieźle. Oferuje całkiem miłe zwroty akcji i dwa typy bohaterów: mocno przerysowany i papierowa dekoracja. Jednak zagrani są oni całkiem sprawnie (co było bardzo dużą bolączką przygodówek FMV z lat 90-tych XX wieku), chociaż nie odbyło się bez zgrzytów.

Podczas gry otrzymujemy do pomocy Arthura, program zainstalowany na stałe (szkoda, aż prosi się o formata) w naszym temporalnym kombinezonie. Jego głównym zadaniem powinno być dawanie podpowiedzi mających nas ukierunkować podczas rozwiązywania zagadek, niestety to najbardziej wkurzająca i irytująca postać w grze. Jego podpowiedzi nic nie dają, a komentarze mające być w zamyśle twórców dowcipne lub sarkastyczne, są w rzeczywistości po prostu irytujące, żałosne i słabe. Na szczęście można to wyłączyć w opcjach, za co pewnie można podziękować betatesterom, którzy pewnie przy pomocy brutalnej siły, gróźb karalnych i tortur wymusili to na twórcach gry.

Gra jest klasyczną przygodówką full motion video, oferującą miks grafiki komputerowej przemieszanej z grą aktorską. Pochodzi z czasów, kiedy wszyszcy byli zachłyśnięci pojemniością płyty CD i późniejszej DVD, co zaowocowało powstaniem gatunku mogącego wykorzystać te pozornie niespożyte pokłady wolnego miejsca na nośnikach. Ilość CD, na ilu była wydawana gra, kiedyś świadczyło o jej pozornej wielkości. Dziś proszę ściągnąć sobie w digitalu Titanfall lub Watch_Dogs. Nie wiem, co gorsze. Niby czasy się zmieniły, a problemy podobne. W każdym razie gra z sekwencjami nagrywanymi cyfrowo w małej rozdzielczości musiała się siłą rzeczy zestarzeć. Grafika nie zachwyca, a lepsze efekty o tych prerenderowanych sekwencji i lokacji osiągają budżetowe karty graficzne w tanich laptopach. Co nie zmienia faktu, że poza rozdzielczością, nic jej nie dolega. Jest całkiem szczegółowa, a lokacje, w których się pojawiamy, są zaprojektowane w miły dla oka sposób. Zwiedza się je bardzo przyjemnie.

The Journeyman Project 3: Legacy of Time / Presto Studios

Aktorzy wpleceni w tła jak już wspominałem, są różni. Najlepiej i najzabawniej wypadli chyba Lamowie w Shrangli-La, a najbardziej denerwujący byli chyba sztywni aż do bólu mieszkańcy Atlantydy. Reszta reprezentowała soba w miarę zjadliwy poziom. Mamy tu bohaterów z poprzednich części i kilka smaczków dla osób grających w poprzednie odsłony. relacje Pomiędzy bohaterami są nakreslone w miarę spójny sposób, a oni zachowują się całkiem naturalnie, co także daje się odczuć w samej mechanice gry, gdzie nie mamy bezsensownych zagadek, a różne podejmowane działania są naturalne. Niestety naturalności brakuje przedstawicielom obcych ras, którzy przed laty robili wiele szumu swoim szczegółowym wyglądem, z którego teraz widzi się jedynie koślawe ruchy. Wygląda to momentami tak, jakby po sesji motion capture dorzucono każdemu dodatkowy staw z ruchem ograniczonym do połowy zakresu, a potem, pozostałym zwiększono zakres dwukrotnie. Szczególnie na szczęce podczas mówienia.

Opowieść jest całkiem przyjemna, a przyjdzie nam podczas gry odwiedzić trzy wielkie antyczne cywilizacje i parę pomniejszych lokalizacji. Chociaż same są na poły legendarne, tutaj rozgrywające się w przeszłości wydarzenia odbijają się na przyszłości. Wywiera to dwojaki wpływ, zarówno na dalsze losy ludzkiej cywilizacji, jak i kontaktów w przyszłości z przedstawicielami obcych cywilizacji. Wiele kwestii historii dotyczy samego mechanizmu podróży w czasie, jak i sposobu jego użytkowania. Podczas scenek przerywnikowych jesteśmy informowani o decyzjach politycznych, polowaniu na zdrajców i zdecydowanie nie ufamy obcym. Mimo połączeniu kilku nieco kliszowych elementów, poszukiwania artefaktów, ataku obcych i oczywistej niesubordynacji postaci całość jest całkiem udanym ich połączeniem. Nie na bardzo wysokim poziomie, ale na wystarczająco dobrym, żeby bez problemu pozwolić się porwać historii i dobrze przy niej bawić.

Dźwięk w samej grze jest dobrze zrealizowany, oferując dobrze dobrane odgłosy otoczenia, jak i nieprzeszkadzające w grze tematy muzyczne. Jakość samego dźwięku mogłaby być wyższa, jednak tu wiek gry, jak i kompresja dźwięku ma wiele na swoją obronę. Wszystkie dialogi w grze są odgrywane przez aktorów, których bez problemu można, jak i trzeba zrozumieć, gdyż gra nie oferuje opcji napisów. Dlatego też wskazane jest obycie z językiem angielskim na poziomie wystarczającym na swobodną konwersację z napotkanymi postaciami.

Grę obserwujemy z oczu bohatera znajdującego się wewnątrz temporalnego kombinezonu oferującego możliwość podróży w czasie w ramach misji ochrony czasu przed zmianami historii. Dodatkowo jesteśmy wyposażeni w technologię kameleona pozwalającą na zeskanowanie tubylców i ukrycia się za hologramem z jego wizerunkiem. Bardzo ułatwia to poruszanie się po lokacjach, jak i pozwala na zdobycie informacji od różnych osób, kiedy podszyjemy się pod kogoś, kogo one znają. W grze mechanizm ten spisuje się bardzo dobrze pozwalając czasami wybrnąć z różnych sytuacji w dwojaki sposób.
Każde ujęcie w lokalizacji daje możliwość obrotu o 360 stopni w dowolnym kierunku, a każde przejście pomiędzy ujęciami jest animowane. W miejscach, gdzie możemy podjąć działanie pojawiają się odpowiednie ikony, a miejsca w których możemy użyć zgromadzonych w zasobniku przedmiotów są po najechaniu na nie nieznacznie podświetlane.

The Journeyman Project 3: Legacy of Time / Presto Studios

Nie da się ukryć, że The Journeyman Project 3: Legacy of  Time ma już swoje lata, co widać niestety gołym okiem. Ten gatunek przygodówek zestarzał się wizualnie bardzo szybko. Na szczęście sporo z tych gier potrafi się obronić po latach sprawnie poprowadzoną historią i dobrym klimatem. Przymykając oko na piksele (a podobno pixelart jest teraz popularny, aż do...) można świetnie się bawić w tej temporalnej opowieści przez dobrych 10-14 godzin, nie czując znużenia celowo przedłużaną opowieścią, a czerpiąc z niej niemała przyjemność. Osobisie liczę, że w końcu seria  odrodzi się jak Tex Murphy.

     

     

Śledź mnie na Twiterze!

     

sakora
5 czerwca 2014 - 19:30