Czy Little Big Adventure kiedyś powróci? - DrSlaughter - 16 lutego 2015

Czy Little Big Adventure kiedyś powróci?

W latach 90-tych świat gier przeżył wiele innowacji i rewolucji. Pojawiły się zupełnie nowe gatunki i trzeci wymiar. Powstały gry, które przerodziły się w serie trwające do dzisiaj. Powstały też tytuły, których historie zakończyły się przedwcześnie, a ich kontynuacji z nadzieją wyczekują rzesze graczy. Seria, o której dzisiaj piszę, zalicza się – niestety – do tej drugiej grupy, a ja jestem jednym z tych, którzy już osiemnaście lat liczą, że dane im będzie w końcu zagrać w jej trzecią część. Bo jest to gra jedyna w swoim rodzaju i wyjątkowa pod każdym względem, a jej tytuł to Little Big Adventure.

Jeśli czytujecie blog Pilara, niewątpliwie zetknęliście się z jego „Serio wróć” – ostatnio opisywał gry o Tonym Hawku. Mój tekst o LBA wychodzi z tej samej beczki i wywołany jest potężnym sentymentem do tejże gry. Sentyment bierze się nie tylko z faktu, że obie części tej francuskiej przygodówki wywarły na mnie swego czasu ogromne wrażenie, ale też stąd, że jest to pierwsza gra w jaką zagrałem w ogóle i to właśnie od niej wyszło moje obecne zamiłowanie do elektronicznej rozgrywki. Prawdopodobnym jest więc, że gdyby nie ta gra, dzisiaj by mnie tutaj nie było.

Pierwsza część LBA zrodziła się z pomysłu Frédéricka Raynala, który już wtedy był uznanym twórcą w świecie gier. To w końcu on odpowiadał za pierwsze Alone in the Dark, a więc narodziny gatunku survival-horrorów. Jednak gra, którą on i jego nowe studio, założone w 1993 roku Adeline Software, sobie wymarzyli, znacząco odbiegała od ciężkich, horrorowych klimatów. Zespół zdecydował się stworzyć lekką produkcję action-adventure w otwartym świecie, z pomocą ulepszonej technologii wykorzystanej w ich poprzedniej grze. Modele postaci i interaktywne obiekty miały więc być trójwymiarowe i poruszać się po pre-renderowanych tłach, a wszystko to w rzucie izometrycznym. Otwarty świat, elementy platformowe i zręcznościowe, zagadki, a do tego możliwość rozmawiania z napotkanymi postaciami i w pełni udźwiękowione dialogi. Projekt jak na tamte czasy był niezwykle ambitny, ale zakończony stuprocentowym sukcesem. Gra miała swoją premierę w 1994 roku i z miejsca podbiła serca wielu graczy.

Trudno o grę, która tak bardzo wyróżniałaby się z tłumu jak LBA.

Trudno opisać teraz, co zadecydowało o sukcesie tej gry, skoro ma ona praktycznie wszystko, co powinna. Możliwość swobodnego podróżowania po całej planecie, na której dzieje się akcja gry, na pewno robiła w tamtych czasach spore wrażenie – zwłaszcza w grze przygodowej. Do tego był to świat intrygujący i klimatyczny, pełen ciekawostek do odkrycia i nagradzający eksplorację. Bohater gry – Twinsen – był zbiegiem, który próbował obalić bezlitosnego Dra Funfrocka sprawującego władzę nad całym światem. Nadawało to grze atmosferę osaczenia. Świat gry – Twinsun – był magiczny i pełen humoru, owszem. Nie brakowało w nim jednak napięcia, bo gdziekolwiek byśmy się nie udali, tyran miał wszędzie swoich żołnierzy, których priorytetem było schwytanie naszego bohatera – żywego lub martwego.

Nie oznaczało to, oczywiście, że gra pozbawiona była lżejszych momentów. Chociażby wspomniane schwytanie – w LBA, gdy wróg zdoła nas ogłuszyć, nie wczytuje nam się ostatni zapis gry, tylko pojawia się zabawny, pre-renderowany przerywnik, w którym główny zły sprzedaje naszemu herosowi plaskacza w twarz i wsadza go do celi, z której następnie musimy uciec. Sama ucieczka także często odbywa się komiczny sposób, a na każdej wyspie więzienia są inne, więc w zależności od tego, gdzie zostaniemy schwytani, będziemy musieli rozwiązać nieco inną łamigłówkę. Jakby tego było mało, z każdym następnym aresztowaniem oglądamy nieco inny przerywnik, co zabawnie podkreśla fakt, że nasz bohater często daje się złapać. Takich świetnych drobiazgów jest w grze na pęczki.

Oczywiście na tym się nie kończyło – gra była rewelacyjna zarówno pod względem wciągającej historii i ciekawych postaci, oraz innowacyjnej, różnorodnej rozgrywki i fenomenalnej muzyki. Szybko zyskała status kultowej i chociaż nie pojawia się zawsze na wszystkich listach najlepszych gier wszech czasów, to może cieszyć się niesłabnącym uwielbieniem wiernych fanów, dla których jest bezsprzecznie najlepszą grą w ogóle, której dorównać może jedynie jej druga część. A druga część jest doskonałym przykładem, jak powinno się robić kontynuacje.

Z wyspy na wyspę poruszaliśmy się z pomocą wielu środków transportu, jednak fakt, że bohater jest zbiegiem, często utrudniał takie zadania jak zakup biletu.

Warto wspomnieć o jeszcze jednej grze, którą Adeline wypuściło w 1996 roku, pomiędzy pierwszym a drugim LBA, a mianowicie Time Commando. To tytuł nieco bardziej nastawiony na akcję i zręczność, chociaż niepozbawiony też elementów logicznych. Główną atrakcją były w nim podróże w czasie – bohater odwiedzał najbardziej charakterystyczne miejsca w różnych okresach historycznych: od prehistorii i antycznego Rzymu, przez Dziki Zachód, po czasy współczesne i przyszłość. Miało to także odzwierciedlenie w walce, gdyż do rąk otrzymywaliśmy oręż odpowiedni dla odwiedzonej ery. Time Commando także został ciepło przyjęty i miło zapamiętany, chociaż może nie zestarzał się aż tak dobrze.

I w końcu przechodzimy do Little Big Adventure 2. Ta gra to, jak wspomniałem, przykład sequelu idealnego. Nie tylko powiela to wszystko, co cieszyło w części pierwszej, ale do tego potrafi utrzymać własną, niepowtarzalną osobowość. Największą zmianą, jaka zaszła względem poprzedniej części, było przeniesienie się w pełny trójwymiar. Kamera nie była już na stałe zawieszona w rzucie izometrycznym, a lokacje widzieliśmy w pełnej okazałości – nadal były one podzielone na mniejsze strefy, jednak przejścia między nimi były płynne i nie oddzielała ich już czarna otchłań. Wyjątkiem były wnętrza budynków, w których gra wyglądała na takiej samej zasadzie jak jedynka.

Świątynia, którą odkrywamy w pierwszej części, w dwójce staje się atrakcją turystyczną. Zwiedzając ją, czujemy to samo co nasz bohater - nostalgię i wspomnienia miejsca, które niesamowicie zmieniło się z biegiem czasu.

W drugiej części Twinsen nie był już zbiegiem, a bohaterem. Jego wyczyny w jedynce sięgnęły nawet poza samo Twinsun, do planety Zeelich, z której przysłano ambasadorów chcących wymienić się wiedzą z innymi mieszkańcami kosmosu. Oczywiście pojawiają się wtedy różne komplikacje, a Twinsen wyrusza na Zeelich, aby całą sprawę rozwiązać. Zupełnie nowy świat do zwiedzania jest jednym z czynników, które sprawiają, że drugie LBA staje się doświadczeniem mocno odmiennym od poprzedniej  odsłony. Ponownie widać tutaj silne przywiązanie do szczegółów – Zeelich i jej mieszkańcy mają duszę. Planeta i każda żyjąca na niej rasa mają własną historię i zwyczaje, które będziemy mogli poznać, jeśli trochę pomyszkujemy. Nawet pod względem geologicznym możemy znaleźć w planecie coś ciekawego, a każdy z czterech ludów ją zamieszkujących ma własną rolę w całym społeczeństwie. Nie ma tutaj ani grama oklepanych schematów i elementów zrobionych na odwal, w każdy szczegół włożono mnóstwo pasji i wyobraźni.

Sama mechanika gry zbytnio się nie zmieniła. Nie było w końcu sensu naprawiać tego, co nie było zepsute. Rozgrywki więc nie modyfikowano, zamiast tego wprowadzono do niej sporo urozmaiceń, czyli nowe bronie, kilka ciekawych przedmiotów z różnymi właściwościami i potężny czar błyskawicy. Eksploracja nadal była hojnie nagradzana - świat był o wiele większy i jeszcze bardziej otwarty niż w pierwszej części. Jeśli nie zwiedzaliśmy wszystkich zakamarków, mogliśmy stracić chociażby okazję na zdobycie niezwykle przydatnego czaru ochronnego. Do tego po największej lokacji mogliśmy poruszać się samochodem. Nie zabrakło też wielu obiektów do interakcji. Innymi słowy – LBA 2 zrobiono na zasadzie „więcej, lepiej i bardziej”. Nikogo nie zaskoczy więc fakt, że nie było fana, którego Little Big Adventure 2 rozczarowało. Ze świecą szukać kontynuacji, która nie tylko wiernie zachowuje standardy i klimat pierwowzoru, ale jednocześnie jest wyjątkowym i niepowtarzalnym doświadczeniem sama w sobie. I to właśnie LBA 2 jest jedną z gier, które na GOGu mogą pochwalić się maksymalną oceną graczy.

Zeelich to chłodna, industrialna planeta, nie przedstawiono jej jednak jak każdego zwykłego siedliska złoczyńców. Mieszkają tu też zwykli ludzie, którzy zajmują się swoimi sprawami i dla których ten świat jest domem.

Po premierze LBA 2 Adeline powoli zaczęło odchodzić w cień. Główni członkowie ekipy związali się z Segą i pod szyldem NoCliché zajęli się tworzeniem gier na Dreamcasta. Wszystko szło całkiem nieźle, dopóki Sega nie zdecydowała się przestać wydawać gry na wspomnianą konsolę. Zmusiło to Raynala do przerwania prac nad powrotem do swoich korzeni, survival-horrorem Agartha, a członkowie zespołu rozeszli się i poszli własnymi drogami. Chociaż pomysł trzeciego LBA wciąż był żywy, Raynal zaczął zajmować się różnymi, mniejszymi projektami, chociaż wciąż nie brakowało mu pomysłów na innowacje. Przez pewien czas związany był z Ubisoftem, dla którego stworzył „grę” Battle Tag. Projekt ten miał być grą FPS, odgrywaną na świeżym powietrzu, z wykorzystaniem techniki „laser tag”. Tkwił w tym spory potencjał, jednak produktu praktycznie w żaden sposób nie reklamowano, a na targach został zaprezentowany w sposób, który niezbyt rozjaśnił o co w tym wszystkim chodzi. Battle Tag ostatecznie trafił do sklepów tylko w Kanadzie i Teksasie.

Nadzieja graczy na trzecią część serii nie słabła. Obie części LBA pojawiły się w ofercie GOGa. Przy tej okazji opublikowano wywiad z głównymi członkami oryginalnej ekipy, w którym rozważali oni możliwość stworzenia remake’u pierwszej części. Nieco później wydano konwersję na platformy mobilne. Wreszcie, sprawy zaczęły przybierać coraz ciekawszy obrót. Pod koniec 2014 roku Raynal założył małe studio Gloomywood i zapowiedział prace nad nową grą – 2Dark – kolejną próbą powrotu do gatunku, który kiedyś powołał do życia. Zorganizowano zbiórkę na francuskim serwisie crowdfundingowym, która zakończyła się sukcesem. Sama gra zapowiada się na wyjątkowo niepokojący horror, którego głównym tematem są morderstwa dzieci. 2Dark jest też bardzo zakorzenione w klimatach retro – grafika oparta na wokselach wygląda jak z czasów pierwszego Alone in the Dark, jednak wykorzystanie nowoczesnego oświetlenia nadaje jej ciekawy wygląd, a atmosfera jest niezwykle mroczna i gęsta.

Twórcy 2Dark dziękują fanom za wsparcie pieniężne. Po prawej stronie można zauważyć występującego gościnnie Twinsena.

Co to wszystko jednak oznacza dla samego LBA? Frédérick Raynal podkreśla, że ewentualna trzecia część byłaby projektem niezwykle ambitnym, ogromnym i – oczywiście – kosztownym. 2Dark, jako gra indie, ma o wiele większe szanse powodzenia i jeśli odniesie sukces, niewątpliwie przybliży nas do upragnionej kontynuacji przygód Twinsena. Twórca na pewno nie narzeka więc na brak pomysłów lub zapału, nie chce pozwolić jednak, aby gra odbiegała od jego wizji z powodów finansowych. Trudno więc winić Raynala, że podchodzi do sprawy z należytą ostrożnością i chce się upewnić, że końcowy produkt będzie dokładnie tym, na co przez lata czekali zagorzali fani.

Obecnie obie części LBA możecie znaleźć na GOGu. Poza faktem że są to dość trudne gry, to nie zestarzały się one ani odrobinę i jeśli jeszcze w nie nie graliście, to powinniście zrobić to natychmiast. Chociaż mówi to osoba, która przechodzi te gry regularnie od dawna, więc możecie przyjąć tę rekomendację z odrobiną dystansu. W każdym razie ja i pozostali fani zapewne też, trzymamy kciuki za sukces 2Dark, bo razem z tą grą zapowiadają się dla nas ekscytujące czasy – reanimowanie kultowych klasyków stało się ostatnimi laty niezwykle popularne, moment jest więc idealny – perspektywa powstania trzeciej odsłony Little Big Adventure wydaje się obecnie bardziej prawdopodobna, niż kiedykolwiek wcześniej.

DrSlaughter
16 lutego 2015 - 17:00