Fight Club a Starbucks - Ciekawostki filmowe #5 - fsm - 6 grudnia 2015

Fight Club a Starbucks - Ciekawostki filmowe #5

David Fincher to jeden z najlepszych współczesnych amerykańskich reżyserów, a Podziemny krąg (Fight Club) to jeden z jego lepszych filmów. Produkcja ta, bazująca na książce Chucka Palahniuka, zachwyciła widzów i krytyków, zarobiła sporo pieniędzy, zgarnęła dużo wyróżnień, a od swojego debiutu w 1999 roku była analizowana, prześwietlana i rozkładana na różne sposoby. Bez wątpienia wiecie, że zanim w życiu narratora oficjalnie pojawił się Tyler Durden, jego postać była widoczna na ekranie przez ułamki sekund. A co jesteście w stanie powiedzieć na temat obecnej w filmie... kawy?

Podziemny krąg to film pokazujący jak korporacje, logotypy, reklamy i podążanie za modą potrafią odzierać ludzi z człowieczeństwa, zamieniając ich w bezmyślne roboty. Narrator filmu stara się z tym walczyć, co prowadzi do wybuchowego finału. Ale twórcy pozwolili sobie na mocno zakamuflowany żarcik bazujący na umieszczeniu na ekranie ponadprogramowej ilości firmowego oznakowania. Tzw. branding dotyczy jednej, bardzo istotnej marki - Starbucks. Według Davida Finchera kubek z kawą pochodzącą ze słynnej sieci znajduje się w absolutnie każdej scenie trwającego niemal 140 minut filmu. Oto przykłady:

I tak jest do samego końca. Zakładam, że kubek to czasem zaledwie piksel wystający zza jakiegoś przedmiotu lub akurat kamera go nie uchwyciła, ale skoro reżyser tak twierdzi, to musi to być prawda. Prawda? Wytwórnia dogadała się z firmą Starbucks i słynne logo pojawiło się w Podziemnym kręgu zupełnie oficjalnie. Powód dla umieszczenia go niemal wszędzie jest taki, że sieć Starbucks jest w zasadzie wszędzie i to jest taki żarcik. Szefowie kawowego giganta muszą mieć poczucie humoru, choć nie okazali go w 100% - zgodzili się na absolutnie wszystko poza jedną rzeczą. W scenie, gdy gigantyczna kula niszczy kawiarenkę, logo Starbucks nie mogło się pojawić i Fincher posłuchał. Bo jaja z korporacji można sobie robić, ale jeśli korporacja sobie tego nie życzy, to już nie.

A ja mam ochotę znowu obejrzeć ten film. Jestem niewolnikiem popklutury. Przegrałem.

fsm
6 grudnia 2015 - 17:51