Po kilku miesiącach od premiery, po opadnięciu wszelkich emocji, po okrzepnięciu na rynku… po stanieniu o kilkadziesiąt złotych uznałem, że pora sprawdzić jak się ma moja niegdyś ulubiona marka.
Miałem mnóstwo powodów, by zwlekać z zapoznaniem się z najnowszą produkcją noszącą znane logo:
gry nie robi DICE, twórcy kultowej serii, którzy przecież “jako jedyni wiedzą o co chodzi w BF-ach!”
to Battlefield bez Battlefielda, a więc gra na tym samym silniku, z podobną stylistyką, niemal identycznym gameplayem, jednak pozbawiona wszystkiego tego co stanowiło o sile serii
flagowe produkcje DICE zostawiły po sobie pewien smrodek od czasu “czwórki”, więc do odwołania postanowiłem dać sobie na wstrzymanie z BF-ami
policjanci i złodzieje? Co za bullshit! Po co nazywać to Battlefieldem?
nagrałem się zawczasu w wersję trial i po 10 godzinach miałem serdecznie dość trybu sieciowego, a skoro “BF to tylko multi” to można założyć, że mam też serdecznie dość całego Hardline’a
gra i tak zaraz będzie w EA Access, więc za pół roku ogram ją za 15 zł...
Fragment udostępniony w ramach triala zbytnio nie zachęcał, bo było za dużo łażenia/gadania/jeżdżenia jako pasażer, i nawet postrzelać się za bardzo nie dało. Klimat całkowicie zdychał, gdy wchodziliśmy z odbezpieczoną strzelbą na teren akcji, gdzie wedle założeń powinniśmy wziąć wszystkich żywcem. Nadzieję dawały rozbudowane (bardziej niż dotychczas) elementy skradania i fajny system zdobywania gadżetów i kolejnych spluw. W tej próbce odblokowywanie karabinów zdawało się nie mieć sensu, jednak pełna wersja to rekompensuje.
Już w następnej misji jesteśmy świadkami dużo bardziej dynamiczniejszego scenariusza, bo strzelanina wybucha od razu (w trakcie wprowadzającej cutscenki), więc jesteśmy niejako zmuszeni do samoobrony. Później czeka nas pogoń za zbiegiem i ucieczka pancernym wozem, które utrzymują fajne, dynamiczne tempo. Jeśli zachęci was ten fragment, to zaciśnijcie zęby i przetrwajcie następujące po nim super-mega-nudne pływanie po bagnach i oznaczanie przesyłek. Dalej będzie coraz lepiej i radzę wypatrywać momentu zaspoilowanego w intrze, czyli odsiadki naszego bohatera. Nie dość, że można zapomnieć o sugestiach brania wszystkich żywcem, to jeszcze opowieść bardzo zyskuje.
Nie żeby historia była jakaś dobra. Pomijając łatwe do odczytania postacie, zwroty akcji z którymi nawet scenarzyści się nie kryją, świętoszkowatego i nudnego protagonistę, czy idiotyzmy w stylu prywatyzacji sił porządkowych… to historia Nicka Mendozy okazuje się całkiem prostą opowiastką o zemście i nierównej walce. Nawet polubiłem się z postaciami pobocznymi, a antagonistom autentycznie chciałem sprzedać kopniaka w krocze. Kilka scen było naprawdę fajnych, jak strzelanina w szklanym domu, włam do wieżowca poprzez zalanie szybu windy, czy obrona na stacji benzynowej, która coraz bardziej rozpada się pod ostrzałem. Do tego dochodzi dość fajny zwrot po wystrzeleniu ostatniego pocisku i w sumie mało wiarygodne zamknięcie całej historii.
Jeśli zaś chodzi o gameplay, to największym zaskoczeniem była budowa etapów na zasadzie kolejnych aren, przez co obszar naszych działań jest w miarę szeroki. Możliwości podejścia do problemu też jest parę, bo standardowe ostrzelanie przeciwników uzupełniają wspomniane wyżej mechaniki skradania, oraz zatrzymywanie i zakuwanie wrogów w kajdanki. Niby w drugiej połowie gry nie jesteśmy już funkcjonariuszem, jednak pozostawiono nam tu pełny zakres możliwości radzenia sobie z problemami i ja to w sumie kupuję. To poszerzenie wachlarza dostępnych zagrań wyszło grze na dobre i podniosło moja ostateczną opinię o Hardline. Racja - można jako policjant rozstrzelać wszystkich bez ostrzeżenia. Można zrobić rozróbę na jednej arenie i dwa zakręty dalej nikt się nie skapnie. Można samotnie zastraszyć grupkę trzech bandziorów i żaden nawet nie drgnie, gdy będziemy zakuwać jednego z nich. Wszystko to jestem w stanie przeboleć, bo wraz z listami gończymi, awansowaniem i odblokowywaniem sprzętu, oraz planszami szerszymi niż się ostatnio zdarzało w serii, tworzy to przemyślaną rozgrywkę, która bawiła mnie przez całą kampanię, a która ostatecznie wydała mi się za krótka. Wprawdzie to stary zarzut, którego ostatnio się jakby mniej używa, ale miałem nieodparte wrażenie, że Hardline powinno mi dać jednak trochę więcej.
Mam dość mgliste pojęcie o multi, bo grałem w niego te dziesięć godzin w okolicy premiery i nie czułem potrzeby by teraz wracać. Pamiętam, że podobał mi się większy nacisk na starcia piechoty i kupowanie sprzętu za zarobioną gotówkę, ale w tym temacie czekam na jakąś kolejną odsłonę, która popchnie formułę trójki/czwórki/Hardline w jakimś atrakcyjniejszym kierunku. Poza tym miał to być wpis o singlu i muszę go podsumować słowami: jestem w absolutnym szoku, że po tak wielkim niesmaku jaki Hardline zaserwowało w momencie ujawnienia mogłem z przyjemnością zaliczyć kampanię najnowszego Battlefielda, podczas gdy na półce kurzył się świeżutki Black Ops 3.