Książe ma dziś powody do świętowania. Dokładnie 20 lat temu ukazała się shareware’owa wersja jednej z najsłynniejszych i najbardziej oryginalnych strzelanin z tamtych czasów. Kłótnie, która z gier wydanych w 1996 roku jest lepsza - Quake czy Duke - przypominały wtedy dzisiejsze spory o wyższości konsol na PCtami (lub odwrotnie). Czym wyróżniał się tak Duke Nukem 3D?
Duke Nukem nie należy chyba do postaci, którą należy specjalnie przedstawiać, ale na wszelki wypadek przypomnijmy jego nieskromną! osobę. Narodził się gdzieś w okolicach roku 1991, kiedy ukazała się pierwsza gra z jego udziałem (dwuwymiarowa platformówka na karty graficzne EGA). Swój wygląd i charakter zawdzięcza czterem pracownikom studia Apogee Software - byli to: Scott Miller, Allen Blum, Todd Replogle i George Broussard. Duke jest lustrzanym odbiciem hollywoodzkich gwiazd kina akcji z lat 80tych - typowy mięśniak z kwadratową szczęką, maczo, kobieciarz, egoista, który wszystko załatwia siłą, bez troski o polityczną poprawność. Dwa lata później Duke ponownie pojawił się na ekranach komputerów, tym razem już w pełnej krasie grafiki VGA, ale na sławę musiał jeszcze trochę poczekać. W 1996 roku, na fali popularności Dooma i kolejnych strzelanin FPP ukazał się Duke Nukem 3D i z miejsca zdobył serca graczy. W jaki sposób? Z pewnością nie fabułą, która odgrywała szczątkową rolę. Duke wrócił z kosmicznych wojaży i zamiast udać się na zasłużone wakacje, odkrywa, że trzeba uratować Los Angeles przed najazdem kosmitów. DN3D miał za to mnóstwo innych zalet.
Duke 3D był pierwszą grą z funkcjonalnymi lustrami.
Podczas gdy inne gry FPP w tym okresie spieszyły się, by całkowicie przejść na silniki trójwymiarowe, Duke Nukem pozostał w świecie pseudo 3d, gdzie główną rolę odgrywały sprite’y. Zamiast pogoni za graficznymi nowinkami, studio 3D Realms postawiło na coś zupełnie innego - protagonistę z charakterem i niesamowity świat gry, który żył i reagował na nasze poczynania. Poziomy w Duke’u były całkowicie nieliniowe i pozwalały w najróżniejszy sposób dotrzeć do wyjścia, za pomocą ukrytych przejść i skrótów, które mogliśmy osiągnąć kucając, skacząc czy patrząc w górę i w dół. Najlepsze było jednak wszystko to, co czekało na nas po drodze. Tam nie przemierzaliśmy po prostu statycznych korytarzy - większość elementów była interaktywna i Duke mógł nie tylko niszczyć niektóre elementy otoczenia, ale także włączać i wyłączać światło, używać noktowizora, korzystać z pisuaru, podglądać obraz na kamerach CCTV, kopać kosze na śmieci, rozbijać bile czy wreszcie - wręczać banknoty striptizerkom! To wszystko ubarwiały niezbyt lotne, ale zawsze świetnie brzmiące teksty Duke’a, który na bieżąco komentował wszystko, co działo się na ekranie. Tutaj spore zasługi należy przypisać aktorowi, który użyczył mu głosu - Jonowi St. John. Niesamowita barwa i ton pasowały do napakowanego księcia jak ulał!
Cała ta otoczka sprawiała, że samo strzelanie do kosmitów mogło nie robić już takiego wrażenia i pełniło rolę dodatku, ale twórcy i w tej kwestii stanęli na wysokości zadania. Duke Nukem, oprócz standardowych pistoletów i spluw, miał do dyspozycji arsenał, który pozwalał eliminować potwory w niesłychanie pomysłowy sposób - od tradycyjnego kopniaka, po broń, która zamrażała wrogów bądź zmniejszała ich do wielkości myszy, by za chwilę efektownie ich zdeptać! Duke był też jedną z pierwszych gier, których akcja rozgrywała się nie na obcych planetach, w piekle czy krainach fantasy, a w znanym nam środowisku - ulicach miasta, restauracjach, klubach, kinie. Ta różnorodność i pomysłowość autorów miała jednak swoją cenę. Duke Nukem'a atakowano w mediach za promowanie pornografii, przemocy i mordowania, dlatego w niektórych krajach wydano wersję ocenzurowaną. Brazylia zakazała sprzedaży gry całkowicie, po pewnym incydencie w kinie, który najprawdopodobniej był zainspirowany pierwszym etapem gry.
Wróćmy jednak do tego, co w Duke Nukem 3D było najlepsze - humoru! Gdyby taka gra ukazała się dziś, z pewnością powiedzielibyśmy, że zrobił ją Rockstar, bowiem nawiązań do popkultury była tam cała masa! Wiele tekstów Duke’a pochodzi z takich filmów jak: Obcy:Decydujące Starcie, Brudny Harry, Full Metal Jacket, Szczęki, Pulp Fiction czy Martwe Zło 2. Przemierzając kolejne etapy znajdziemy parę martwych ciał, a rozpoznamy w nich Indianę Jonesa, Luka Skywalkera, Snake’a Plisskena i bohatera gry Doom. Do jednego z tuneli wejdziemy przez otwór za plakatem, jak w filmie Skazani na Shawshank, a w kącie leży roztrzaskany Terminator T-800.
Duke Nukem 3D sprzedał się w ilości 3,5 miliona kopii. Ogromny sukces przełożył się wydanie kilku dodatków, wielu fanowskich modyfikacji, spin-offów i kolejnej części, ale o niej to można by pisać i pisać i pisać forever…
W etapie L.A. Rumble Duke jest świadkiem trzęsienia ziemi (earthQUAKE). Wypowiada wtedy tekst „I ain’t afraid of no quake.” (żadnego quake’a się nie boję). Zniszczony przez trzęsienie budynek wygląda w grze dokładnie tak, jak Town East Towers - siedziba iD Software.
A dla was kto zwyciężył to starcie w 1996 roku?