Dokładnie na początku 2019 roku dołączyłem do gangu Dutcha van der Lindego. Wskoczyłem w buty Arthura Morgana i z jego perspektywy zacząłem poznawać zapierający dech w piersiach świat odchodzącego w niepamięć Dzikiego Zachodu. Pół roku później mogę napisać, że była to jedna z najpiękniejszych wirtualnych podróży, jakie odbyłem.
Mówi się, że gole są solą futbolu. Wystarczy, że piłka przekroczy linię bramkową, by wypełniony po brzegi stadion ożył, a setki tysięcy kibiców przed telewizorami wpadły w szał radości lub czarną rozpacz. Bramki są nieodłącznym elementem kochanej przez miliony dyscypliny, ale równie mocno potrafią zapisywać się w pamięci towarzyszące im „cieszynki”. I właśnie tym rozmaitym sposobom świętowania zdobytej bramki przez piłkarzy poświęcony będzie ten wpis.
E3 zbliża się wielkimi krokami i znowu wszyscy żyjemy nadchodzącą imprezą, trzymając kciuki za wymarzone zapowiedzi, interesujące prezentacje i warte poświęconych godzin eventy poszczególnych firm. Wiele się w tej kwestii zmieniło w ciągu jednej dekady, bo dziesięć lat temu wydarzenie szukało swojej tożsamości i idealnego formatu, stanowiąc ledwie cień wcześniejszych, organizowanych z pompą targów. Zainteresowani powrotem do przeszłości? To zapraszam na pokład, będzie subiektywnie i wygodnie, bo powspominamy E3 2008…. w 15 tweetach.
Czerwiec 2002 roku. Na łamach Gry-OnLine Fajek w jednym z pierwszych zdań swojej recenzji tak opisuje Grand Theft Auto 3 w wersji na komputery osobiste: „GTA3 jest skazane na sukces. Praktycznie każdy element tej gry jest znakomity, co zdarza się niezwykle rzadko w przypadku gier komputerowych. Bardzo często ma miejsce sytuacja, gdy świetny pomysł doczekał się bardzo dobrego wykonania, jednak jakiś element całości jest po prostu kiepski lub niedopracowany, przekreślając jednocześnie sukces danej gry. GTA3 to piękna grafika, znakomita oprawa dźwiękowa i nieprawdopodobnie wysoka grywalność”. Mamy rok 2018, a mnie podkusiło, by wrócić do tego starego Liberty City, zapoznać się z Claude’em i sprawdzić, czy na PlayStation 2 nadal przyjemnie jest pobawić się w gangstera. Zapraszam na powrót do GTA3 przedstawiony w 20 tweetach.
Premiera nowej odsłony Call of Duty, a raczej pierwsza prezentacja jej zwiastuna - zawsze jest sporym wydarzeniem wśród fanów gier. Przypomina to trochę nerwowe oczekiwanie na ujawnienie z dawna skrywanej tajemnicy, niespodzianki o tym gdzie tym razem zabiorą nas twórcy. Czy nadal konsekwentnie brną w wojnę przyszłości czy może tym razem zaskoczą wszystkich, niczym w 2007 roku?
RPG nie należy do gatunków zapomnianych w grach wideo. Wręcz przeciwnie! Elementy charakterystyczne dla takich produkcji pchane są teraz w praktycznie każdy nowy tytuł. W każdej szanującej się premierze sortu AAA, możemy dostrzec jakieś elementy craftingu czy rozwoju postaci. Tego typu mechaniki stały się od niedawna dla graczy normą. A mówiąc od niedawna, mam tu na myśli od momentu, gdy gry z otwartą strukturą świata zawładnęły rynkiem. W gąszczu takich tworów zaginęły gdzieś prawdziwe RPG, wierne regułom panującym przy stołach, na których leżą podręczniki do systemu Dungeons & Dragons. Nostalgicznie spoglądam w przeszłość i widzę takie marki jak Baldur's Gate czy Icewind Dale, które zostały kompletnie zapomniane przez branżę.
MUD, czyli Multi-User Dungeon to gatunek gier, który dał podwaliny pod jedną z ważnych gałęzi sieciowej rozrywki: MMORPG. Ludzie spotykali się w wirtualnych światach wcześniej, niż wielu mogłoby sądzić. Jednak zanim pojawił się ten dziwny twór jedną nogą stojący w klasycznych grach fabularnych, a drugą w świecie komputerów musimy cofnąć się w czasie do początków cyfrowej rozrywki.
Do dzisiaj dobrze pamiętam moment kiedy po raz pierwszy zobaczyłem intro Resident Evil. Była to zarazem jedna z najgłupszych jak i najwspanialszych rzeczy jakie dane było mi obejrzeć na ekranie mojego komunijnego telewizora. Sama gra okazała się czymś jeszcze lepszym i przyczyniła się do mojej fascynacji konsolowymi straszakami. Niestety pozostały mi jedynie wspomnienia bo gry tego typu należą do przeszłości. Dlatego korzystając z okazji jaką jest temat tego tygodnia, postanowiłem dorzucić swoje trzy grosze na temat jednego z moich ulubionych gatunków gier wideo.
Gry komputerowe nieustannie ewoluują. Jeden wyjątkowo udany mechanizm rozgrywki zostaje ochoczo kopiowany przez innych twórców, z czasem stając się powszechnym standardem. Apteczki odnawiające punkty życia zostały wyparte przez samoregenerujące się zdrowie. System chowania za osłonami przez jakiś czas był punktem obowiązkowym niemal każdej gry akcji z kamerą osadzoną za plecami bohatera. Za sprawą postępu rodzą się zupełnie nowe gatunki i podgatunki gier. Jednakże, ma to swoją cenę. Wiele starych rodzajów gier wideo nie potrafi dostosować się do zmian. Albo wręcz przeciwnie, ulegają one tak dużej ewolucji, że przestają przypominać to, czym pierwotnie były. Tak jak na przykład szalenie popularne w erze salonów gier chodzone bijatyki, zwane również beat’em upami lub rzadziej brawlerami.
Książe ma dziś powody do świętowania. Dokładnie 20 lat temu ukazała się shareware’owa wersja jednej z najsłynniejszych i najbardziej oryginalnych strzelanin z tamtych czasów. Kłótnie, która z gier wydanych w 1996 roku jest lepsza - Quake czy Duke - przypominały wtedy dzisiejsze spory o wyższości konsol na PCtami (lub odwrotnie). Czym wyróżniał się tak Duke Nukem 3D?