Wydana w 2014 roku gra Rambo: The Video Game nie została zbyt ciepło przyjęta. Choć od początku była zapowiadana jako powrót gatunku strzelanin na szynach, tzw. „celowniczków” - to jednak słaba jakość wykonania i nie idąca z nią w parze bardzo wysoka cena w dniu premiery sprawiły, że nawet najwierniejsi fani filmowego pierwowzoru nie byli grą zachwyceni. Tym większe było zaskoczenie, że do tej praktycznie zapomnianej gry, niespodziewanie po dwóch latach ukazało się bezpłatne rozszerzenie - Baker Team. Co ciekawe, historia dawnego oddziału Rambo to nie tylko gest polskich deweloperów - fani mogą oczekiwać niedługo czegoś jeszcze!
W przypadku dodatku do gry trudno tu jednak mówić o historii Baker Team - dostajemy w nim bowiem tylko jedną misję w Kambodży, podzieloną na trzy etapy. Spotkamy też zaledwie trzech kompanów Johna, a nie licząc dowódcy Trautmana - było ich co najmniej siedmiu. Mechanika gry pozostała niezmieniona - nadal mamy do czynienia z celowniczkiem na szynach, połączonym z możliwością chowania się za osłony i sporadycznie występującymi sekwencjami QTE. Razem z Delmarem Barry (to ten, którego Rambo chce odwiedzić na początku filmu Pierwsza Krew), Paulem Messnerem i Josephem Danfotrhem bierzemy udział w operacji Night Owl, polegającej na przeniknięciu na teren wroga i zniszczeniu jego obozu oraz składów amunicji. Całość oczywiście trochę się po drodze komplikuje i końcowa ewakuacja śmigłowcem nie przebiega tak jak powinna.
W trzech niezbyt długich poziomach zawarto praktycznie wszystkie stereotypowe obrazki znane z filmów i gier akcji o Wietnamie. Mamy więc walkę w dżungli w nocy i w dzień, klaustrofobiczne tunele Vietcongu, niezastąpione śmigłowce Huey, kolorowy dym markujący strefę lądowania i jej rozpaczliwą obronę oraz bombardowanie napalmem. Arcade’owa rozwałka byłaby nawet całkiem przyjemna, gdyby nie jeden wielki mankament - sterowanie. W każdej innej produkcji czujemy pełną kontrolę nad kursorem myszy - tam gdzie przesuwamy rękę, klikamy, - tam jest wskaźnik (celownik). W Rambo The Video Game niestety jest inaczej. Przypomina to trochę jakby mysz połączona była z długim kijem, a dopiero ten dotykał celownika na ekranie. Zawsze wyczuwalny jest jakiś dziwny lag, zmienna prędkość, dlatego precyzyjne strzały są dość utrudnione. Nie wiem czy jest to wynik niedbalstwa twórców czy zamierzony efekt, bo wolniejsze likwidowanie celów sprawia, iż pasek zdrowia ucieka szybko, a czas potrzebny na skończenie gry wydłuża się z każdą próbą. Z drugiej strony mamy również opcję podpięcia drugiego kontrolera i grania z kolegą na jednym ekranie.
Nieznacznej poprawie uległa grafika postaci. Twarz młodszego, wąsatego Rambo nie przypomina już bezkształtnej masy, ale nie usłyszymy za to jego głosu - całkiem gadatliwi w przerywnikach filmowych są teraz jego towarzysze. Efekt wyszedł taki sobie, ale z drugiej strony to chyba dobrze, że twórcy nie pokusili się o próbę zastąpienia charakterystycznego akcentu Sylvestra Stallone innym aktorem, czy też wplatania filmowych kwestii na siłę. Podobnie milczącego bohatera wśród przemawiających do niego postaci dostaliśmy zresztą niedawno w Tom Clancy’s The Division.
Angielski dubbing jest dość nierówny. Czasem aktorzy całkiem nieźle wczuwają się w swoje rolę, czasem czytają mechanicznie z kartki, ale ogólnie większość dialogów pełna żołnierskiego slangu wypada znośnie. Nie obyło się oczywiście bez różnych błędów i wpadek, jak rzucanie terminem Tango Down (dotyczący raczej terrorystów, a nie partyzantów z VC) czy modeli broni zupełnie nieadekwatnych do ich prawdziwych odpowiedników, ale powiedzmy, że dbałość o takie detale nigdy nie była wizytówką filmów klasy B jak Rambo. Pochwalić trzeba natomiast autora muzyki. Przygrywający fragment ma swój klimat i dobrze pasuje do beztroskiej rozwałki na ekranie.
Dodatek Baker Team nie wnosi nowej jakości do słabej gry Rambo: The Video Game, nie poprawia znacząco jej mankamentów, a nowe osiągnięcia i parę sztuk broni nie są wielką zachętą, by po grę sięgnął ktoś, kto wcześniej nie chciał się na nią skusić. Sam mam jednak mieszane uczucia, bo choć walka z kiepskim sterowaniem była męczarnią, to w pewnym sensie gra mi się podobała - zresztą tak, jak poprzednie filmowe misje. Dlaczego?
Przejście operacji Night Owl z Baker Team jeszcze bardziej uświadomiło mi, jak bardzo rynek gier stał się monotematyczny i jak bardzo brakuje strzelaniny w dawnych, „analogowych” klimatach - bez dronów, egzoszkieletów, pancerzy, granatów EMP i podglądania przez ściany. W Baker Team widzimy stary dobry system sygnalizacji dłonią, zwykłe śmigłowce, zawodne radiostacje czy broń bez wymyślnych podwieszeń i celowników. Można wytykać grze wiele wad, ale podejmuje ona dawno nie oglądany w grach temat i ma jakiś klimat strzelanin odzwierciedlających konflikty lat 70, 80 czy 90tych, a które zakończyły się na takich tytułach, jak Ghost Recon Island Thunder czy Delta Force: Black Hawk Down. Bardzo brakuje mi współcześnie stworzonej gry w takim klimacie, więc gdy się nie ma co się lubi…
Rambo Year One
Na pomysł pokazania dawnego oddziału Johna Rambo - Baker Team nie wpadło jedynie polskie studio Teyon. Jeśli wierzyć zapowiedziom - już w maju tego roku będziemy mogli zapoznać się nieco szerzej z losami Rambo, Trautmana, Barry’ego i innych w wietnamskiej dżungli.
W 2012 roku włoski ekonomista, krytyk literacki, pisarz, ghost-writer Wallace Lee (pseudonim) opublikował na swoim blogu parę krótkich opowiadań - prequelów historii Johna Rambo. Teksty szybko zdjęto z powodu naruszenia praw autorskich, Lee pisał jednak dalej - opowiadania stały się powieścią, powieść całym cyklem. Lee podszedł do sprawy bardzo profesjonalnie - studiował książki, dokumenty, wspomnienia, kontaktował się z żołnierzami sił specjalnych walczących w Wietnamie.
Przez wiele miesięcy starał się nawiązać kontakt z właścicielami praw autoskich, pisarzem Davidem Morrellem - bez skutku. W między czasie zdążył napisać pięć powieści o objętości mniej więcej 3/4 Władcy Pierścieni - zamykających cykl Rambo Year One. Niestety - wszystko po włosku, a na koszt profesjonalnego tłumaczenia pełnego militarnych terminów i slangu nie było go stać. Ostatecznie sam spróbował przenieść powieść na język Szekspira, tak by opłacić jedynie edycję swojego tekstu, ale i ta okazała się za droga. Przełomem okazał się rok 2014. Lee nie tylko poznał pewną Angielkę mieszkającą we Włoszech, która zgodziła się na edycję jedynie za umieszczenie jej nazwiska w tekście, ale również odezwał się sam twórca Rambo - David Morrell, zgadzając się na publikację Year One jako nieoficjalnego prequela.
Pierwsza powieść skupiająca się na garstce młodych żołnierzy 5 Grupy Sił Specjalnych US Army i ich szkoleniu w Forcie Bragg ukazała się dokładnie rok temu, jako darmowa publikacja w sieci. Lee i jego edytorka pracują dalej - już w maju ma ukazać się część druga - Baker Team.
Kolejne nowele mają tytuły:
Kwietniowe wydanie DLC Baker Team do Rambo: The Video Game wydaje się małym przedsmakiem przed majową lekturą dzieła Wallace’a Lee!
Z lakonicznych zdań w filmie wiemy jedynie, że wszyscy z oddziału Baker Team, oprócz dowódcy, Rambo i Barry’ego zginęli w walce - teraz o tych wydarzeniach będziemy mogli przeczytać, a recenzje początkowych części cyklu są dość pochlebne, porównując je do filmów Olivera Stone’a, a nawet książek pisanych przez historyka wojny wietnamskiej. Na polską wersję niestety nie mamy co liczyć, ale jeśli ktoś nie ma problemu z angielskim, to wszystko znajdzie na oficjalnej stronie:
http://www.ramboyearone.com/#novels