Hollywood i śmietanka bardzo towarzyska - Recenzja nowego filmu Woody'ego Allena - Improbite - 20 sierpnia 2016

Hollywood i śmietanka bardzo towarzyska - Recenzja nowego filmu Woody'ego Allena

„Cafe Society” to jeden z tych filmów, który porwie Cię trailerem…pójdziesz na niego do kina i zrobi to samo tyle, że mocniej. Nie wiedziałem wielu filmów, gdzie za scenariusz i reżyserię odpowiadał Allen. Niemniej jednak po seansie czuję się zadowolony, bo to był dobry film. Czytajcie dalej, a dowiecie się dlaczego. 

Woody Allen i jego filmy mają to do siebie, że wiele w nich odgrywa narracja, które nie tylko pomaga zrozumieć ukazywany świat i to, co się w nim dzieje. Narracja trzecioosobowa, która nie przeszkadza w odbiorze filmu, a wręcz wpisuje się idealnie budując klimat. A jest on jednym z kluczowych elementów tej produkcji.

Już od samego początku filmu zostajemy wrzuceni na jedną z tych imprez, gdzie jest dobra muzyka, ludzie rozmawiają i tańczą, śmieją się. Każdy znajdzie coś dla siebie. Przedstawiony nam zostaje podczas tej imprezy jeden z głównych bohaterów.

Phil Stern (Steve Carell), jest agentem największych gwiazd Hollywood. Nic by w jego życiu nie uległo zmianie, gdyby nie telefon od jego siostry Rose Dorfman, która dzwoni do niego z Nowego Yorku, a że połączenia w okresie lat trzydziestych XX wieku do tanich nie należały to wcale się nie streszczała. Chciała tylko poinformować, że jej syn Bobby (Jessie Eisenberg), wybiera się do Hollywood.

Bobby to młody człowiek, który nie odnajduje się w firmie swojego ojca. Dlatego właśnie wyjeżdża z Nowego Yorku, bo ma go dość i potrzebuje czegoś nowego. Poznajemy także rodziców i brata głównego bohatera. Rodzice zajęci wcześniej wspomnianym biznesem, a brat gangster, który nie chce się przepracować.

Są oni żydowską rodziną, co widać od razu po ich sposobie bycia. Fragmenty, które nawiązują do nich  świetnie obrazują, jak poszukują oni swojej tożsamości oraz tego, co jest po śmierci. Widać to lepiej po ojcu Bobby’ego, który zadaje wiele pytań, ocierających się o filozofię i egzystencję.

Ktoś pamięta jeszcze gwiazdę „Zmierzchu”? Jestem jedną z niewielu osób, która Kristen Stewart uważa za osobę, która nie wyrażała emocji. Wiecie taka emocjonalna deska na której nic nie namalujesz. Tutaj jednak zagrała dość przyzwoicie. Nie mówię tutaj o tym, jak odegrała swoją rolę, lecz o tym, jak wreszcie okazuje to co czuje. I za ten film daję jej szansę, by mnie jeszcze pozytywnie zaskoczyła, bo jej się to udało.
Nie mówię, że zrobiła to jakoś żeby zaparło dech, ale zawsze to jakiś start.

Nie jestem fanem muzyki jazzowej, ale przyznam, że ta na którą natknąłem się podczas oglądania filmu przypadła mi do gustu, bo nie była na siłę, a budowała klimat w sposób delikatny jako dodatek, bo właśnie tym w filmie była. Dodatkiem, a jednocześnie czymś bez czego ten film wydawałby się ubogi.

Ten film klasyfikowany jest jako komedia, ale albo ja jestem drętwy i nie rozumiałem żartów, które twórca chciał tam wrzucić albo ich tam po prostu nie ma. Pamiętacie, jak wspomniałem o ojcu głównego bohatera, który ma problem z egzystencją i swoją tożsamością? To właśnie gdy pojawiały się z nim sceny było śmiesznie. Pojawia się tutaj jeszcze element związków i miłości. Nie jest to jednak miłość, którą zobaczycie w komediach romantycznych. O tym mogę was zapewnić. Jednak nie będę rozwijać tego elementu tekstu, ponieważ mam wrażenie, że każdy z was odbierze to inaczej. Dlatego właśnie nie będę wam tutaj dawać swojego wywodu na temat zachowań bohaterów, bo to nie jest cel tego tego tekstu, ale warto o tym wspomnieć. Jest to ważne by zrozumieć proces zmiany głównego bohatera, który z romantyka, który nie ogarnia życia staje się człowiekiem, który wie, co gdzie kiedy i z kim robić, by osiągnąć sukces.

Czy polecam nowy film Woody’ego Allena?

Oczywiście, że tak! Mimo tych elementów, które zaznaczyłem wam wyżej to bardzo przyjemnie mi się go oglądało. Był lekki i pokazywał dość wiernie realia świata Hollywoodu oraz tego jacy są tam ludzie branży filmowej lat 30tych XX wieku.

Mogę powiedzieć, że gdy szedłem na ten film właśnie tego oczekiwałem, więc dostałem to, czego dokładnie chciałem. No i jeszcze chciałem zobaczyć, jak Jessie Eisenberg poradzi sobie jako romantyk i powiem szczerze, że to jego druga rola, która sprawiła, że chętnie jeszcze raz obejrzę ten film. A sam mogę go wam polecić z czystym sumieniem.

Improbite
20 sierpnia 2016 - 23:22