Nie zawsze byłem fanem Spider-Mana, jednak gra, którą zrobiła ekipa z Insomniac Games, wciągnęła mnie bez reszty i stała się jedna z moich ulubionych pozycji na konsoli PlayStation 4. Kiedy dowiedziałem się, że ma pojawić się również Spider-Man: Mile Morales.
Tekst powstaje na podstawie wersji przeznaczonej na PS4.
Zacznijmy od tego, że bohaterem nie jest Pete, lecz Miles, którego mogliśmy poznać w grze oraz animacji z 2018 roku. I tutaj pojawia się pierwsza świetna rzecz związana z tą produkcją, a mianowicie to, że nasz protagonista uczy się, jak być super bohaterem, kiedy właściwy człowiek-pająk musi wyjechać na urlop.
Oczywiście nie jest to czas wolny dla naszego młodego Milesa, który to pod nieobecność swojego mentora, bo ten ma ręce pełne roboty. Z jednej strony nowa organizacja chcą zmienić miasto na lepsze, a z drugiej ekipa anarchistów i nie możemy zapomnieć o przestępcach, a Ci nigdy nie mają dość dostawania po głowach.
Spider-Man: Mile Morales dzieje się po wydarzeniach z podstawowej gry, a do tego wszędzie jest śnieg i dekoracje świąteczne, ponieważ Boże Narodzenie za rogiem. Chociaż lepsza byłaby premiera w grudniu, ponieważ dodałoby to do klimatu faktycznych świąt.
O fabule nie będę wam za bardzo opowiadać, ponieważ historia, która została wymyślona, świetnie nadaje się na dobrą, ale za krótką animację w następnym filmie animowanym. Uważam, że tutaj każdy powinien samemu zobaczyć tę opowieść, ponieważ dla mnie to wyciskacz łez, a dla kogoś innego coś, do czego lepiej nie wracać. Jednak spokojnie, historia jest wciągająca, a do tego im dalej, tym ciekawiej, ponieważ nie każdy, kogo spotkamy, jest tym, za kogo się podaje.
W Insomniac Games ktoś dobrze pomyślał o tym, by postaci poboczne były ciekawe, a do tego dodawały grze trochę życia. W efekcie tego zabiegu chce się latać na pajęczynie i wyciągać ich z kłopotów, czy czasem tez uratować głębia albo innego kota.
Podczas huśtania się na pajęczynach, doszedłem do wniosku, że jest to w sumie najlepsza rzecz w całej grze, a w dodatku trzeba też zauważyć, iż Miles ma zupełnie inne ruchy i animacje, kiedy jest w powietrzu. Mówcie, co chcecie, ale Spider-Man: Mile Morales to nie jest gra, gdzie chcemy używać szybkiej podróży. Tak, dla samego używania pajęczyn.
Warto zaznaczyć, iż Miles ma zupełnie inny zestaw zabawek, które przydadzą się nam podczas rozgrywki, a to odróżnia go od pierwszego Spider-Mana. Nasz drogi protagonista ma również możliwość kamuflażu, co przydaje się, kiedy chcemy zakraść się gdzieś po jakąś znajdźkę albo zostawić jakąś niespodziankę dla swoich przeciwników. Plusem w zabawie jest też również fakt, że Miles jest niczym chodzący generator energetyczny. Wielokrotnie uratowało mnie z opresji, chociaż wiecie, wszystko zależy od stylu gry.
Dużym bonusem dla ludzi, którzy grali w poprzednią część, jest to, że tym razem nie trzeba odblokowywać żadnych wież (w końcu to nie jest stary Assassin’s Creed), a do tego również Miles jest jedyną postacią, która przyjdzie nam sterować. W większości wypadków jest to w stroju Pająka, ale znajdą się również momenty, gdzie nasz bohater będzie w cywilu.
Osobiście nie byłem fanem momentów, gdzie mieliśmy się skradać, by popchnąć fabułę do przodu, jednak tutaj tego nie ma, co dla mnie jest dużym plusem, bo czasem człowiek niestety musiał je przeboleć, by iść dalej, a często te fragmenty zniechęcały.
Nowy Jork to miasto, które nie zmieniło się specjalnie, jeśli mamy to porównywać do poprzedniej części, ale świąteczny klimat, o którym piałem wcześniej, jest obecny i to jest naprawdę świetne.
Gry o człowieku pająku mają wiele rzeczy do odnalezienia, ale nie są one dodane do gry jako dodatkowy zapychacz, a raczej jako coś, co świetnie wypełnia te niedopowiedziane braki w historii oraz postaciach, na jakie trafiamy podczas rozgrywki.
Twórcy nie zapomnieli również o tym, by Miles miał wiele różnych strojów i ulepszeń, a te dostaniemy za żetony aktywności i znajdziemy je w świecie gry. Taki dodatek w grze, a nie jest to męczące, bo zbieranie tego wszystkiego jest czasem wręcz wymagane, by nasza postać była lepsza.
Co więcej, gdy wypełniamy zadania, dzielnica staje się o wiele bezpieczniejsza, a w końcu o to chodzi naszemu młodemu bohaterowi. W końcu obiecał, że zajmie się miastem podczas nieobecności Petera.
Przebudowano również tutaj model walki, bo w końcu to inny Spdey, ale walka dalej jest bardzo zbliżona do tej, którą znamy z podstawki. Mamy tutaj różnych przeciwników, gadżety i walka jest szybka, a do tego przyjemna. Nowi gracze, ale i tez tacy, co grali w podstawkę, będą naprawdę zadowoleni, a tego elementu tutaj pełno.
Oprawa audiowizualna nie odbiega zbytnio od tej, którą znamy z Spider-Mana z 2018 roku, jednak, ale jest to gra śliczna i gwarantuję, że wiele miejsc, które odwiedzicie w nowym Jorku, na pewno zostanie wam w głowie lub tez również chętnie do nich wrócicie.
W produkcji również pojawiło się wiele ulepszeń dla osób niepełnosprawnych, co w mojej opinii powinno być usprawnieniem w wielu innych produkcjach. Jest to dla mnie dodatkowy plus całej tej gry.
Długo zastanawiałem się, czy mam o tym napisać, ale Spider-Man: Mile Morales to nie jest gra, którą powinniście kupować od razu na premierę. Przynajmniej ja żałuję, że kupiłem to zaraz po premierze. Nie zrozummy się tutaj źle, ale gra w mojej opinii nie jest do końca warta tylu złotych monet, ile sobie za nią życzą. Poczekajcie na premierę lub bierzcie jako tytuł startowy na PlayStation 5.