Call of Duty: WWII to odsłona, która podzieliła społeczność fanów serii. Jedni widzą ją jako udany powrót do nieco wolniejszej, bardziej militarnej rozgrywki, drudzy jako źle zbalansowany i nużący produkt. Osobiście uważam ubiegłoroczny tytuł od Sledgehammer Games za bardzo dobry i gdybym opublikował jego recenzję, to wystawiłbym 90/100, mimo irytujących problemów, jak słabo rozwiązany system levelowania, czy przeciętny gameplay zombie. W ogólnym jednak rozrachunku twórcy zaoferowali nam w większości wspaniałe rzeczy - świetny tryb sieciowy, który udanie połączył rozwiązania ze starszych odsłon, z tymi wprost zaczerpniętymi od futurystycznych, do tego dobrze napisaną kampanię, nie bojącą się odważnych tematów. Niech jednak najlepszą rekomendacją dla omawianej gry będzie to, że jest ona moim głównym miejscem bojów online od dnia premiery, poprzedni tytuł z serii, Infinite Warfare od Infinity Ward, częściej ustępował na tym polu innym odsłonom Call of Duty.
Sukces Deadpoola został oparty na kilku fajnych pomysłach, które przyklepał Marvel do spółki z Foxem – drzemy łacha ze swoich komiksów ile wlezie, scenariusz wypełniamy po brzegi „brzydkimi wyrazami”, ze scen akcji nie usuwamy krwi i dajemy się wyszaleć przed kamerą Ryanowi Reynoldsowi. Proste?
Sequel to dokładnie to samo, ale podkręcone o 150% i pozbawione już kreatywnej iskry, jaką charakteryzowała się pierwsza odsłona. Nie zmienia to jednak faktu, że mąż Blake Lively oraz autor filmu, w którym zabili psa Johna Wicka, dostarczyli do kin zabawny i przyjemny koktajl sporządzony z tych samych składników.
kalendarz wiadomości | |||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
zobacz więcej