W Lublinie powstało trzecie w Polsce (po Warszawie i Krakowie) kino z salą 4DX. Miałem okazję wziąć udział w pokazie jego możliwości. Podczas kilkunastominutowej prezentacji zostały nam puszczone zwiastuny "Mission Impossible 5", "Terminatora: Genisys", całkiem długi fragment najnowszego "Mad Maxa" oraz dwie reklamy Skoda 4DX. Popcornu lepiej ze sobą nie zabierać.
Nieznani reżyserzy, anonimowa obsada, niski budżet, brak kinowej dystrybucji. Co z tego wyszło? Jeden z ciekawszych horrorów ostatnich lat. Nie ma tutaj ostrych scen i taniego straszenia. Jest za to świetny, klaustrofobiczny klimat i nieszablonowa fabuła.
Był rok 1997. Instalowaliśmy w domu pierwszą antenę satelitarną, by oglądać więcej kanałów, niż 3 razy TVP i Polsat. Był to czas, gdy jeszcze bardzo wiele kanałów nadawało drogą satelitarną odkodowany analogowy sygnał. Gdy już dotarł do nas pan monter satelit, zaczęło się ustawianie anteny. Objąłem funkcje krzykacza, który wpatrzony w ekran telewizora w odpowiednim momencie powinien wygłosić kwestię “ej dobrze jest, coś się pojawiło!”. Pierwszym obrazkiem, który zobaczyłem była grupa ludzi wskakująca do tunelu między wymiarami. Był to serial “Sliders”, który później namiętnie katowałem, podobnie jak wiele innych produkcji puszczanych na RTL 7.
…i zdecydowanie jeden z najgorszych. Andrzej Żuławski w duecie z Manuelą Gretkowską zrobili pseudoartystyczne “dzieło”, które miało za zadanie szokować. Wspólnie doszli do wniosku, że skoro będzie skandal, to dbałość o realizację przynajmniej na poziomie licealnego kina amatorskiego można sobie odpuścić. Boguś, czemuś tam zagrał?
Trudno uwierzyć, że ten film zrobił 71-letni dziadzio. „Wilk z Wall Street” aż kipi od energii. To bardzo szybki rollercoaster, który zwalnia tylko na chwilę, gdy jest na górze. Sekundę później zjeżdża z jeszcze większą prędkością. Martin Scorsese zrobił film na własnych warunkach, nie poszedł na żadne ustępstwa, świadomie rezygnując z płomiennego przemówienia ze sceny na rozdaniach Złotych Globów i Oscarów. Bo gejowskiej orgii, publicznej masturbacji (i wychwalania jej zalet) oraz oddawania czci hedonistycznemu życiu, narkotykom i szczaniu na flagę USA konserwy z jury prestiżowych nagród nie kupią. Nie zmienia to w niczym faktu, że to jeden z najlepszych filmów ostatnich lat.
Gdy pierwszy raz widziałem zwiastun „Automata”, byłem przekonany, że to będzie odgrzewany kotlet i ulubiony temat nieco ambitniejszego s-f, czyli opowieść o sztucznej inteligencji z domieszką filozofii. Zwiastuny wyglądały obiecująco, a że sama tematyka nie odkrywała Ameryki – trudno. Niestety twórcy chcieli odciąć się od „Odysei kosmicznej”, czy nawet „Ja, robot” i zamiast odgrzewanego kotleta zaserwowali kawał zepsutego mięsa.
Polski serial. Pierwsze skojarzenia? Telenowele, produkcje dla kur domowych i ich kogutów, sieczka, nie da się tego oglądać, nuda. Ale, czy tak jest zawsze? Nie. Są takie seriale, z których możemy być dumni.
Popatrzmy na ostatnie kilkanaście lat. I tak wiele, ale co zrobić? W Polsce, jeśli pojawi się dobry serial, to zaraz jest zdejmowany (lub „ulepszany”), a na następny trzeba czekać nawet latami.
Rok 1992. Do kin wchodzi film Pasikowskiego – „Psy”. Z czasem dołączy do grona produkcji, z których cytaty wielokrotnie będą przytaczane - wiele lat później. W obsadzie Bogusław Linda, Cezary Pazura, Marek Kondrat. Każdy ma już na swoim koncie kilka ról, wyjątkiem jest tylko najmłodszy Pazura. To oni mają stanowić aktorski trzon polskiego przemysłu filmowego na następne lata. Pasikowski określił się już „Krollem” – będzie robił filmy sensacyjne w amerykańskim stylu.
Nowy produkt terminatoropodobny kojarzy mi się ze słowem, które zaczyna się na G, a kończy literką O. Twórcy położyli na talerzu pierwszego "Terminatora" i od niego rozpoczęli posiłek. Dosypali sporo drugiej części i przyprawili własnymi zepsutymi pomysłami. Na koniec spędzili całą noc w toalecie. To co po sobie tam pozostawili to właśnie "Terminator: Genisys". Nawet nie spłukali wody.
Co roku staram się obejrzeć większość filmów nominowanych do Oscara. Taka tradycja jak karp i kutia. Przez najbliższy miesiąc będzie u mnie na blogu dosyć monotematycznie;)
Zaczynamy od "Django". Swoimi reckami podziliło się już z Wami trzech blogerów: tutaj, tutaj i tutaj. Ja napiszę troszkę inaczej. Raczej o wyprawie do kina, a nie samym filmie.
Ludzie będą coraz głupsi. Tak wygląda smutne proroctwo komedii „Idiokracja”z 2006 roku. Film, pod pozorem pokazywania świata 2500 roku, jest satyrą na współczesność. Zobaczmy, czy świat faktycznie zmienia się tak, jak pokazał to film i czy już dzisiaj możemy obserwować powolne zmiany ku filmowej „Idiokracji”. Niby komedia, a jednak horror.
Zestawienie najbardziej klimatycznych gier zawsze będzie niepełne, gdy nie znajdzie się w nim „Max Payne”. Niepokonany król strzelanek noir ma już 14 lat. W tym czasie doczekał się dwóch kontynuacji i kinowej ekranizacji. Dzisiaj jest grą kultową, która na stałe znalazła swoje miejsce w popkulturze.
Tekst piszę niedługo po pojawieniu się pierwszych zapowiedzi Mafii 3. Nie biorę ich poważnie, bo jak pokazuje historia serii - pewnie coś wytną. Tym razem mam nadzieję, że gra faktycznie mocno się zmieni, bo teraz przypomina skrzyżowanie GTA i Just Cause. To jednak temat na inną okazję. W dwójce miało być sporo ciekawych rzeczy, które ostatecznie nie trafiły do ostatecznej wersji gry. Sporo na tym straciła, ale nadal to kawał porządnej, klimatycznej rozrywki.
Nie ma w Polsce kabareciarzy, którzy zostawiliby w domu polityczną poprawność i na scenie robili to co najlepsi na świeci stand-uperzy. Nie ma nikt w Polsce odwagi zrobić satyry tak odważnej, żeby chociaż odrobinę zbliżyła się do "South Parku". Kiedyś zwiastunem zmian był serial „Włatcy much”. Nie wyszło. Po cichu liczyłem, że "Jeż Jerzy" będzie dla nas tym, czym dla stanów stał się serial „Simpsonowie”. Znowu nie wyszło.
Jednak polscy krytycy filmem są zachwyceni, co jest sytuacją nad wyraz wyjątkową, bo nastąpiła chwilowa zamiana miejsc. Widzowie są bardziej krytyczni od filmowych krytyków, a mówimy o kreskówce, a nie poważnym kinie.
“Skandalizujący film!” - ile razy słyszeliście to określenie? Ja mam wrażenie, że zbyt wiele. Kino pokazało już wszystko, a stało się to kilkadziesiąt lat temu. Twórcy doszli do ściany. Już bardziej kontrowersyjnym, niż poprzednicy być się po prostu nie da. Określenie, którym promowany jest film “Spring Breakers” do niego zwyczajnie nie pasuje.