Pamiętam, jak niegdyś podczas rodzinnych podróży słuchaliśmy Perfectu, a radio grało bardzo sporadycznie. Nie wsłuchiwałem się wtedy w tekst piosenki, nie interesowałem się nazwiskami członków zespołu, ani ich biografią. Nie przykładem również wagi do gatunku muzycznego, po prostu Perfect mi się podobał, więc z niekłamaną przyjemnością go słuchałem. „Z nieba sypnie się grosz” to jeden wers z kultowego „Bujania w obłokach”. Słowo ‘grosz’ rozumiałem, jako groszek i mimo tego nie zarzucałem absurdalności autorowi, jak to czynią antyfani Alicji Janosz poprzez wytykanie pamiętnej „jajecznicy”. Moje błędne zrozumienie było spowodowane wiekiem dziecięcym i po prostu brakiem odpowiedniego skupienia. Teraz wydaje się to dość śmieszne.
Nie tak dawno temu grupa Gorillaz obchodziła swoje dziesięciolecie istnienia na rynku muzycznym. Z tej okazji wydała płytę The Best Of, a chwilę później… limitowaną edycję trampek Conversa. „Komercha”? Niekoniecznie. Choć za wirtualnym bandem stoi pułk ludzi, w rzeczywistości tworzy go dwóch szalonych Brytyjczyków, którzy skutecznie zaszczepiają w odbiorcach artystyczne idee. Jak oni to robią?
Wywodzący się z Seattle zespół Alice in Chains należy do moich ulubionych wykonawców. Formacja zrodziła się w 1987 roku i stała się popularna jako jeden z czterech wiodących przedstawicieli nurtu grunge, który dwie dekady temu nieodwracalnie zmienił krajobraz muzyki rockowej na całym świecie. Wielki sukces, ale i wielkie porażki przypadły w udziale zarówno omawianej kapeli, jak i pozostałych czołowych reprezentantów gatunku - Nirvany, Soundgarden i Pearl Jamu. Nie zamierzam jednak opowiadać historii tych formacji, lecz skupić na tym, jak po wielu chudych latach, samobójczej śmierci wokalisty i rozpadzie, Alice in Chains wyszło z mroku i nagrało - moim nieskromnym zdaniem - najlepszy album w swojej karierze.
A to szczęście za sprawą najsłynniejszego coverbandu świata, The Australian Pink Floyd Show, który przyjechał nad Wisłę, by zagrać siedem halowych koncertów. Wczoraj zespół zownował liczną publikę na warszawskim Torwarze, w tym mnie, który spieszę donieść o tym czarodziejskim wydarzeniu.