Gorillaz - nowy wymiar muzyki - K. Skuza - 22 marca 2012

Gorillaz - nowy wymiar muzyki

Nie tak dawno temu grupa Gorillaz obchodziła swoje dziesięciolecie istnienia na rynku muzycznym. Z tej okazji wydała płytę The Best Of, a chwilę później… limitowaną edycję trampek Conversa. „Komercha”? Niekoniecznie. Choć za wirtualnym bandem stoi pułk ludzi, w rzeczywistości tworzy go dwóch szalonych Brytyjczyków, którzy skutecznie zaszczepiają w odbiorcach artystyczne idee. Jak oni to robią?

Kiedy Damon Albarn, na początku XXI wieku ogłosił, że pracuje nad czymś innym niż blurowski britpop, zapewne większość zainteresowanych popukała się w czoło. Wydawać by się mogło, że łatka studenta-buntownika-intelektualisty piszącego refleksyjne ballady i energiczne, indie rockowe kawałki nigdy już nie zniknie z jego piersi. Jakże się myliliśmy… Okazało się, że ów Londyńczyk jest jednym z najpłodniejszych artystów sceny muzycznej naszych czasów. Potrafi połączyć garażowego rocka z muzyką elektroniczną, alternatywną, dalekiego wschodu i muzyką poważną. I co najważniejsze – to bardzo smaczny miks!

Drugi kapitan statku Gorillaz zwie się Jamie Hewlett i nie ma nic wspólnego z drukarkami. Może poza tym, że jest rysownikiem, który zasłynął z cyklu komiksów Tank Girl, a „skończył” jako kreator nieistniejących członków zespołu. Murdoc, 2-D, Russel i Noodle – to teoretycznie cały skład grupy Gorillaz, z tym że są to wirtualne postacie, których biografie są wyssane z palca. Dla Jamiego Hewletta współtworzenie animowanego zespołu to spełnienie niejednego marzenia. Dzięki Gorillaz, rysownik może się wykazać abstrakcyjną wyobraźnią i sporymi pokładami dobrego, czarnego humoru. To w końcu Brytyjczyk wychowany na Latającym Cyrku Monty Pythona!

Jamie Hewlett & Damon Albarn

Jak powstał zespół Gorillaz? Tego nie wie nikt, być może sami twórcy nie pamiętają narodzin swojego dziecka. Prawdopodobnie dlatego, że Damon Albarn i Jamie Hewlett pod koniec lat 90’ wynajęli wspólnie mieszkanie w Londynie. Zaowocowało to niejedną kłótnią, bijatyką (ponoć Damon stracił zęba właśnie podczas konfrontacji z Jamiem) i – nie ukrywajmy – zakrapianą imprezą. Muzyk-piosenkarz plus rysownik, a rezultat? Rezolutny! Albarna zawsze ciągnęło do eksperymentów muzycznych, ale styl blur mu na to nie pozwalał, zaś Hewlett od urodzenia lubił przekraczać utarte granice między dziedzinami sztuki. Połączył ich także… nałóg nikotynowy. LINK

Proponuję Wam przekrój przez najciekawsze utwory, przedsięwzięcia i cechy Gorillaz, bo do streszczenia całej historii zabrakłoby mi miejsca, a Wam cierpliwości do czytania.

1. Wierni fani blur, a także nazbyt spostrzegawczy „znawcy” muzyki, po wycieknięciu singla Clint Eastwood do sieci stwierdzili jednogłośnie, że to „podróba” i że utwór w rzeczywistości należał do blur. Niedługo po wyjściu Damona i Jamiego z cienia okazało się, że wokalista Gorillaz i blur to ta sama osoba…

2. Na gali wręczenia nagród MTV Europe Music Awards 2005 Jamie Hewlett odbierając statuetkę dla najlepszego zespołu powiedział: We’re the best group and we don’t even exist! (jesteśmy najlepszym zespołem, a nawet nie istniejemy!). LINK

3. Oficjalna strona internetowa grupy to… dom wirtualnych członków zespołu. Obecnie jest nim Plastic Beach, „plastikowa plaża” (wcześniej interaktywne zamczysko) – czyli wysypisko odpadków konsumpcjonizmu, którą możemy zwiedzać wzdłuż i wszerz, rozmawiać m.in. z mewami, grać we flashowe gry (takie jak jedzenie ciasteczek na czas albo… operacje chirurgiczne 2-D), odblokować tapety, screen savery i inne bonusy. LINK

4. Gorillaz wystąpiło w popularnym programie MTV Cribs, w którym gwiazdy muzyki goszczą ekipę filmową MTV w swoim domu, przedstawiając każdy zakątek mieszkania. Murdoc oprowadzał widzów po zamczysku Gorillaz i nie omieszkał pokazać swojej przyczepy kampingowej, w której mieszka i oddaje cześć szatanowi; a także rzeźni-warsztatu Russela; domowego studia nagraniowego i zaniedbanego WC, w którym na dnie sedesu leży… statuetka MTV. LINK

5. Koncerty zespołu Gorillaz to prawdziwie artystyczne, audio-wizualne widowisko. Na początku swojej działalności, przy debiucie płyty Gorillaz, muzycy występowali za wielkim płóciennym ekranem, na którym wyświetlano rozmaite, autorskie wizualizacje i ew. fragmenty teledysków. Później wystawiano ekrany wielkości kilkupiętrowych bloków mieszkalnych i na nich pojawiały się trójwymiarowe sylwetki Murdoca, 2-D, Noodle i Russela, grających i śpiewających utwory (a także liżących struny/gryf gitary basowej, patrz: LINK). Po premierze płyty Demon Days idea koncertów Gorillaz uległa lekkiej modyfikacji – odtąd członkowie zespołu i muzycy znajdywali się na scenie podczas koncertu, ale dzięki grze kolorowych świateł wyłaniających się zza ich pleców – ekpia wciąż pozostawała w cieniu, głównie widoczne były ich sylwetki, nie konkretne zarysy twarzy. Na ekranie ponownie zagościły wizualizacje, teledyski oraz szkice i grafiki z wizualnymi członkami zespołu – wszystko to, oczywiście, rękodzieło Jamiego Hewletta i jego podopiecznych (podobnie jak strona WWW bandu). Po premierze najnowszej płyty Plastic Beach, Damon Albarn nie ukrywa się już w cieniu reflektorów i występuje z zespołem oraz gośćmi – „normalnie”, na scenie. Choć wciąż ich występom towarzyszą wizualizacje.

Jeden z koncertów promujący ostatnią studyjną płytę "Plastic Beach".

6. Pod koniec 2010. roku Gorillaz opublikowało na swojej stronie WWW darmową płytę The Fall zawierającą 13 kawałków nagranych za pomocą… iPada. OK, pojawiły się na tym krążku także fizyczne instrumenty muzyczne, ale całość Albarn sklecił dzięki aplikacjom: Speak It!, SoundyThingie, Mugician, Solo Synth, Synth, Funk Box, Gliss, ApliTube, Xenon, iElectribe, BS-16i, M3000 HD, Cleartune, iOrgel HD, Olsynth, Studio MiniXL, BassLine, Harmonizer, Dub Siren Pro, Moog Filatron. Robi wrażenie? Żeby było ciekawiej, album powstał w niecały miesiąc podczas trasy koncertowej! Zabawy z iPadem zaowocowały także aplikacją do tworzenia gorillazowo-podobnej muzyki. LINK

7. Gorillaz to twór dość specyficzny, łączący odległe style muzyczne (rock, pop, hip-hop, wszystko co alternatywne i nie tylko), upodobania artystyczne (niektóre kreski przypominają malarstwo romantyczne [twórczość choćby C.D. Friedricha], inne z kolei Marvela), a liczba koncertów jest jakby odwrotnie proporcjonalna do liczby fanów. Co prawda zorganizowanie tak wielkiego przedsięwzięcia, jakim jest koncert Gorillaz, pochłania mnóstwo czasu, pracy i wysiłku, co nie zmienia faktu, że z okazji premiery płyty Demon Days zespół wystąpił w USA… całe pięć razy, dzień-po-dniu, w teatrze Apollo. Co kłóci się trochę z polityką marketingową – tzn. w GorillazShop możecie znaleźć koszulki, breloczki, naklejki, plakaty, figurki, kubki, słowem: wszystko, czego dusza fana zapragnie!

8. Wróćmy jednak do sedna sprawy ugrupowania Gorillaz. Dlaczego ktoś za kurtyną pociąga sznurkami od laleczek fikcyjnych postaci? To jest właśnie ten nowy wymiar muzyki, pewna świeżość na rynku muzycznym, która mógła zadebiutować i zaowocować na rynku tylko z połączenia nietuzinkowego muzyka-piosenkarza i ekscentrycznego rysownika. Dzięki ich intensywnej pracy (oraz tłumowi podwykonawców) możemy wchłaniać całą opowieść Gorillaz latami. Ten zespół pisze swoją historię za pomocą teledysków, krótkometrażowych filmów animowanych, audycji radiowych, spektakularnych koncertów, internetowego „domu”, książki autobiograficznej i wielu innych form artystycznych, które w mig sprawiają, że zaczynamy wierzyć w istnienie Murdoca, 2-D, Russela i Noodle. I to nabieranie się na wirtualny wizerunek nie jest żadnym oszukaństwem, to naprawdę ciekawe zjawisko – kiedy fani na koncercie zamiast imion skandują ksywki i cieszą się bardziej z hologramów nierzeczywistych postaci niż z muzyków na scenie. Inspirujące!

9. Gorillaz do tej pory sprzedało ok. 20mln płyt, a według Księgi Rekordów Guinnessa stało się najpopularniejszym wirtualnym zespołem w historii muzyki rozrywkowej. Tytuł ten zespół zdobył już dwa lata temu.

10. OK, już za bardzo się rozpisałem. Najwyższy czas, żebyście posłuchali sobie kilku kawałków! Podejrzewam, że znacie YouTube jak własną kieszeń, więc linkować Wam klipów/kanału Gorillaz nie ma najmniejszego sensu. Polecę Wam zatem mój ulubiony utwór Gorillaz, bo choć jest w gruncie rzeczy mało „gorillazowaty”, to potrafi zmusić do refleksji, zainspirować, skupić na chwilę cały świat w jednym miejscu. LINK Miłego!

K. Skuza
22 marca 2012 - 16:14