TommiK poleca: Alice in Chains - 'Black Gives Way to Blue' - TommiK - 21 kwietnia 2011

TommiK poleca: Alice in Chains - "Black Gives Way to Blue"

Wywodzący się z Seattle zespół Alice in Chains należy do moich ulubionych wykonawców. Formacja zrodziła się w 1987 roku i stała się popularna jako jeden z czterech wiodących przedstawicieli nurtu grunge, który dwie dekady temu nieodwracalnie zmienił krajobraz muzyki rockowej na całym świecie. Wielki sukces, ale i wielkie porażki przypadły w udziale zarówno omawianej kapeli, jak i pozostałych czołowych reprezentantów gatunku - Nirvany, Soundgarden i Pearl Jamu. Nie zamierzam jednak opowiadać historii tych formacji, lecz skupić na tym, jak po wielu chudych latach, samobójczej śmierci wokalisty i rozpadzie, Alice in Chains wyszło z mroku i nagrało - moim nieskromnym zdaniem - najlepszy album w swojej karierze.

Kluczowym momentem w "życiu po życiu" Alice był rok 2005, gdy 3/4 klasycznego składu zespołu (a więc Jerry Cantrell - gitara, Sean Kinney - perkusja oraz Mike Inez - bas), wspomagając się muzykami innych formacji zagrała pierwszy od kilku lat koncert, zorganizowany w celu zbiórki środków na pomoc ofiarom Tsunami sprzed kilku miesięcy. Niedługo później zespół przyjął w swoje szeregi Williama DuValla, który od tamtej pory doskonale pełni obowiązki głównego wokalisty. Chłopaki na dobre zaczęli koncertować (przy okazji zawitali do Polski, dając występ w katowickim Spodku), a przy szybkim tempie wydarzeń naturalne stało się myślenie o pierwszym od ponad dziesięciu lat albumie studyjnym.

Nagrania do Black Gives Way to Blue rozpoczęły się jesienią 2008, a już niecały rok później - ku wielkiej radości fanów i zaliczając przy tym świetne wyniki na listach przebojów - Alice in Chains wydali swoje najnowsze jak dotąd dzieło, bezdyskusyjnie udowadniając, że są w szczytowej formie.

Od lewej: Inez, Kinney, Cantrell i DuVall

Polecany przeze mnie album cechuje przede wszystkim pełnia życia, naturalna energia w dużej mierze kontrastująca z obfitującymi w monotonne i dołujące motywy starszymi dokonaniami. Chłopaki z łatwością od pierwszego riffu wznieśli się na poziom swojego najbardziej znanego longplaya - Dirt z 1992 roku - i utrzymali go przez wszystkie 11 kompozycji. Mocnych, rockowych, ciężkich, rytmicznych i - choć nie ma tutaj drugiego takiego przeboju jak Would - to jednak naszpikowanych zapadającymi w pamięć melodiami. Z silnymi akcentami mieszają się spokojniejsze utwory, a w ostatniej, tytułowej kompozycji na fortepianie akompaniuje sam Elton John. Czerń trudnych lat zespołu ustępuje błękitowi nowych czasów.

Podobnie jak to czynię w cyklu o muzyce w grach, poniżej zamieszczam ulubione kompozycje z albumu:

Zapraszam na stronę OldSchoolClimate na Facebooku:

TommiK
21 kwietnia 2011 - 19:59