Pewnemu mężczyźnie nagminnie zdarzało się mylić przedmioty. W miejscu jednych widział zupełnie inne niż pozostali. Pomyłki były tak absurdalne, że nikt nie brał ich na poważnie. Ludzie sądzili, iż mężczyzna ma dziwne poczucie humoru. Dla własnego spokoju postanowił pójść do okulisty, ten zaś nie stwierdził żadnych zaburzeń na poziomie wzroku. Skierował go jednak do neurologa. Tam wszelkie badania wypadły pomyślnie. Lekarz poprosił mężczyznę, by się ubrał. Po chwili lekarz spostrzegł, iż jego pacjent nie założył jednego buta i ma bosą stopę. Lekarz zaproponował pomoc. Pacjent usłyszawszy, że brakuje mu buta, zaczął gorączkowo się rozglądać. Wskazał na swą stopę i zapytał - „to jest mój but, prawda?”. Oszołomiony lekarz uświadomił pacjenta, że wskazuje stopę, zaś but leży na podłodze, mężczyzna skwitował – „och! A myślałem, że to moja stopa!”.
Tydzień temu poruszyłem na blogu kwestię świadomego śnienia. Temat wywołał zaskakująco ciekawą dyskusję, ale pojawiły się zarzuty (skądinąd słuszne), że przedstawiłem to zagadnienie zbyt pobieżnie. W związku z tym, zgodnie z obietnicą, postanowiłem szerzej poruszyć kwestię tzw. testów rzeczywistości, które stanowią bardzo istotny czynnik zwiększający szansę wystąpienia świadomych snów. Jeśli jesteście ciekawi, w jaki sposób się je przeprowadza, to zapraszam do dalszej lektury…
Świadome śnienie (ang. Lucid Dream) to umiejętność pozwalająca na zorientowanie się w trakcie snu, że śnimy i faktyczne pokierowanie ukazaną w nim rzeczywistością. Jeśli w tym momencie przyszły Wam na myśl artykuły spod znaku „wróżki Heli”, to spieszę z wyjaśnieniem, że wspomniane zjawisko zostało naukowe udokumentowane, a wprowadzenie się w taki stan nie jest zarezerwowane tylko dla wąskiego grona wtajemniczonych. Wszystkich zaintrygowanych wizją aktywnego kształtowania własnych snów oraz oneironautów zapraszam do dalszej lektury i dyskusji.
Forfitery to mini-felietony. Mniejsze od Rojopojntofwiu, ale większe od Szybkiej rozkminy.
Egzystencja. Sposób istnienia charakterystyczny wyłącznie dla człowieka. Najpierw istniejemy, a dopiero później się definiujemy. Nie posiadamy wrodzonej natury, danej nam z góry, lecz musimy sami ją stworzyć, nadać swemu życiu sens i wziąć za nie odpowiedzialność. Tak. Dzisiaj odstawimy sobie gry na bok i trochę pomędrkujemy. Ująłem kiedyś egzystencję w pewne ramy. Podzieliłem na 5 oddzielnych, różniących się między sobą kolumn/wskaźników. Długo zwlekałem z tematem, nie wiedząc czy aby na pewno to odpowiednie miejsce na publikację. No ale blog to blog. Rządzi się swoimi prawami. Dodatkowo, nieraz daliście dowód na to, iż potraficie się wypowiedzieć na każdy temat w ciekawy i przemyślany sposób. Podzielę się więc z Wami swą refleksją, licząc, że i Wy to zrobicie. Istnienie, byt, bytowanie. Zapraszam na małe odchamianie.