10 najładniejszych lokacji w grach - Wasze propozycje
Galeria zdjęć z Intel Extreme Masters 2016
Filmowe popSumowanie tygodnia
Zbliżenie: Incepcja (Inception)
Pyrkon 2018 - nosacze i PUBG, galeria cosplayów i pyrkonowych atrakcji
Galeria z Poznań Motor Show 2018 - skromniejsza powtórka z zeszłego roku
Aż chciałoby się westchnąć "Moja branża, taka piękna!". Oto bowiem pewien moder zza oceanu chcący podkręcić nieco grafikę Watch Dogs odkrył, że bez większego wysiłku da się przywrócić część efektów, które rzuciły na kolana wszystkich śledzących E3 w 2012 roku. Mało tego, rzesza graczy deklaruje przy tym wzrost wydajności. Brawo, Ubi.
Im dłużej gram w Watch Dogs, tym większą mam ochotę na powrót do GTA V. Jako że jednak nie mam pod ręką konsoli, z tęsknotą za Los Santos musiałem sobie radzić innymi sposobami - między innymi czytając o sekretach, które gracze przez spory już czas od premiery zdołali w grze odkryć. Przeklikując się przez fora dotarłem jednak do rzeczy potężnej. Gość mieszkający w Los Angeles postanowił udokumentować wszelkie podobieństwa miasta do Los Santos. Jak postanowił - tak zrobił. Zadbał nawet o fotografowanie obiektów z odpowiedniej perspektywy.
Szczerze powiedziawszy, zaniemówiłem. Podziwiajcie.
Przy okazji - nie jestem zwolennikiem pokazu slajdów, którego uskuteczniać trzeba w galerii, ale połowa grafik musiała się tam znaleźć z powodów praktycznych. Galeria i tak jest ogromna, więc jeśli odwiedzasz stronę mobilnie i nie masz pod ręką Wi-fi, lepiej uciekaj, zanim całość zdąży się wczytać ;)
Omaha Beach jest niewątpliwie najbardziej kojarzonym miejscem z hasłem D-Day - głównie dzięki filmowej wizji Stevena Spielberga, która realistycznie odtworzyła tamte momenty. Spielberg oczywiście korzystał z opowieści weteranów, ale scena wygląda tak, a nie inaczej - głównie dzięki paru zdjęciom, które szczególnie go zainspirowały. 6 czerwca, żołnierzom szturmującym plażę towarzyszył słynny fotograf wojenny, uwieczniający te dramatyczne chwile na kilku rolkach filmu. Niestety - możemy zobaczyć tylko kilka z nich...
Po premierze Psów opadł już pierwszy kurz. Dla jednych kurz ten zdążył już przykryć tę produkcję grubą warstwą, nie zachęcając do sprawdzenia gry, która w opinii większości nie spełniła pokładanych w niej oczekiwań. Inni otrzepali się z pyłu i wyruszyli w miasto ze smartfonem w ręku, by wyrobić sobie własną opinie. Spośród miliona różnych edycji specjalnych, jakie nam Ubi wspaniałomyślnie zaserwowało, w ręce wpadła mi ta najbardziej wypasiona. No to zobaczmy, co my tam mamy…
Mówi się, że fenomenu mobilnej produkcji Flappy Bird, nie przebije już nic. Może rzeczywiście jest w tym sporo prawdy. Z reguły sukces nie idzie w parze z kiepską jakością, a Flappy to wyjątek. Niemniej jednak tytuł ten pokazał jak bardzo ulegamy grom prostym w konstrukcji, stąd inicjatywa wrocławskiego studia Digital Melody.
Rzadko zdarza mi się przeglądać gazetki dostarczane z pobliskich marketów. Jeszcze rzadziej decyduję się na kupno gry właśnie w sklepach wielobranżowych. Ceny są z reguły dość wysokie, a w dodatku mija naprawdę sporo czasu, zanim spadną. Niemniej teraz jestem w szoku.
Możemy odtrąbić małe święto - Child of Light trafiło do Polski w Edycji Deluxe w cenie oscylującej wokół 80 zł. Ominie nas niestety przyjemność posiadania nośnika fizycznego - dostaniemy jedynie kod do gry, ale za to uprawniał on nas będzie do grania zarówno na PlayStation 4, jak i poczciwej "trójeczce". Ot, zalety cross-buy.
Nie często trafiam na klucze rozdawane przez producentów czy większe serwisy growe. Mam pecha. Tym razem jednak się udało i jestem wyjątkowo szczęśliwy, bowiem Trials Evolution dostarczyło mi mnóstwo radości, a Fusion nie wliczał się w mój dzienniczek wydatków. Nadal szkoda mi pieniędzy na tą bardzo podobną kontynuację, ale po kilku godzinach rozgrywki wiem, że to jeszcze wspanialsza produkcja.
Gry wideo są absurdalne. Chwała im za to. Wszelkie uproszczenia, które przeczą prawom logiki, uprzyjemniając przy tym rozgrywkę nauczyłem się witać z otwartymi ramionami i uszczypliwym uśmiechem. Nie bójcie się - nie uraczę Was tekstem o kulejącej logice w grach, bo podejrzewam, że podobnych linijek naczytaliście się już sporo. Zamiast tego rzućcie okiem na kilkanaście memów wysmarowanych przez użytkowników reddita. Kilka z nich trąca co prawda sporą przesadą, ale wystarczy pamiętać o zasadzie przymkniętego oka ;)
Dla osób mających w szkole mandaryński przygotowałem dość luźne tłumaczenie. No to jedziemy!
Na przestrzeni dwóch ostatnich lat rynek gier zubożał między innymi o cztery ważne persony. Niby szkoda, niby żal, niby ucierpią na tym gry. Nic z tych rzeczy. Panowie prowadzą spokojne życie, nie dopuszczają do siebie myśli o ponownej pracy w korporacji i z czystym umysłem grzebią, bądź będą grzebać w mniejszym, autorskim projekcie.