Nintendo Switch to bajerancka konsola, która z miejsca znalazła się pośród rzeczy, które zabieram ze sobą na wszelkie zagraniczne wojaże. System ten odniósł spory sukces i patrząc na listę nadchodzących premier nie szykuje się na powtórkę z WiiU. Dobra mieszanka indyków, niszowych tytułów i najlepszych gier dostępnych na konsole obecnej generacji sprawia, że Switch to must have dla fana dobrych gierek. Tylko jak wiele gierek dostępnych na tej konsole warte jest naszej uwagi. Czy takie Penny Punching Princess of Nippon Ichi Software to coś co powinno znaleźć się w naszej kolekcji?
Mniej więcej dwa lata temu miałem okazję sprawdzić port/remaster interesującej, japońskiej gierki wydanej oryginalnie na PlayStation 3. TheWitch and the Hundred Knight okazało się przyjemnym, prostym tytułem hack and slash. Nigdy bym nie zgadł, że tytuł ten doczeka się kontynuacji. Jednak w marcu 2018 na rynek trafia The Witch and the Hundred Knight 2. Czy i tym razem dostaniem solidną gierkę o niszczeniu świata?
Staroszkolne gry JRPG to dość specyficzna odnoga gatunku role playing. Z jakiegoś powodu te gry są jak karaluchy i nie da się ich eksterminować. Nawet w 2018 roku zasypywani jesteśmy masą produkcji wyglądających jak coś z NESa lub SNESa. RPG Maker zagwarantowało nam, że do końca świata będziemy widzieć gry tego typu. Trochę szkoda bo cały rynek wydaje się być mocno przesycony produkcjami od Kemco i innych miłośników starych gier RPG. Z tego powodu wiele ciekawych produkcji nie ma nawet najmniejszej szansy na zabłyśniecie. W końcu kto ma czas na to by pośród dziesiątek lipnych gierek dodawanych codziennie na Steam wypłać to co może być interesujące? W moje ręce wpadła jedna z tego typu gierek. Zastanawiam się jednak czy The Longest Five Minutes to coś więcej niż ciekawa koncepcja na grę JRPG?
Muszę przyznać, że Dungeon Crawlery to jeden z tych podgatunków gier, które uciekły z mojego radaru. W latach 90. katowałem w tego typu gry jak szalony i odręczne rysowanie map różnych lochów bawiło mnie jak mało co. Razem z kolegami starałem się przenosić nasze wirtualne przygody do prawdziwego świata i poszukiwaliśmy skarbów za pomocą bazgrołów nakreślonych podczas sesji w kolejne DRPG. W pewnym momencie straciłem jednak kontakt z tymi grami ( i przyjaciółmi z okresu dzieciństwa) i praktycznie zapomniałem o ich istnieniu. Dopiero kilka lat temu podczas przygody z jedną z odsłon Etrian Odyssey przypomniałem sobie o tym typie gier. Postanowiłem poświęcić więcej uwagi tym produkcjom i wylądowałem w świecie Experience Inc. Teksty mojego autorstwa na temat kilku z ich gier są dostępne gdzieś w internetach. Teraz przyszła na to bym rzucił okiem na kolejny tytuł w ich dorobku. Czy Demon Gaze II okaże się jedną z moich ulubionych gier roku 2017? Czy mam gdzieś zeszyt ze swoimi starymi mapami z gier DRPG?
Swoją przygodę z Harvest Moon zaczynałem na zielonym GameBoy Color. Niepozornie wyglądająca gra o życiu jako farmer wciągnęła mnie do tego stopnia, że na wakacje chciałem pojechać na wieś. Zakochałem się w tej grze i chciałem więcej. Miłość do zabawnej serii rolniczych gierek pozostała i na każdej kolejnej przenośnej konsolce Nintendo pogrywam w Rune Factory i Story of Seasons. Dlatego informacja, że twórca jednej z najfajniejszych serii gier wideo bierze się za kolejny projekt było dla mnie informacją dnia. Miałem okazję sprawdzić Birthdays the Beginning i postanowiłem podzielić się ze światem swoją, jedyną słuszną opinią na temat gry.
Od dłuższego czasu uznaję PlayStation Vita za martwy system. Dzięki temu nie oczekuję nowych gier i nie nadziei na pojawienie się jakiegokolwiek dobrego tytułu. Pozwala mi to nie czuć zawodu związanego z brakiem nowych gierek. Oczywiście od czasu do czasu pojawia się jakiś kąsek, który sprawia, że fanboye mówią o tym, ze Vita zgodnie z nazwą nie jest martwa. Czy A Rose in the Twilight jest dowodem na wieczność przenośnej konsolki Sony?
Czasami przez przypadek można trafić na prawdziwy skarb. Któregoś dnia przechodząc jedną z bocznych uliczek mojego miasta znalazłem się w konsolowej dzielnicy. W witrynach bluzy z Mario i innymi postaciami, budynki przyozdobione grafikami z Street Figheter 4 a z banneru łypał na mnie naturalnej wielkości Old Snake. Prawdziwy raj dla gracza, któremu zabrakło kasy by dostać się do Japonii albo na targi E3.
Niestety z moją znajomością ulic Pekinu nigdy już tam nie wrócę. Jedyne co pozostanie mi jako wspomnienie to Z.H.P. Unlosing Ranger vs. Darkdeath Evilman – gra którą tego pięknego dnia dostałem od znajomego o typowo angielskim imieniu Landry. Ciekaw czy za jednym z głupszych tytułów z jakimi miałem okazję się spotkać kryje się coś więcej czy też twórcy postanowili po prostu zrobić psikus polskim harcerzom, którzy masowo nabędą wszystko z magicznymi trzema literkami?
Epoka pierwszego PlayStation jest czasem gdy zakochałem się w grach typu SRPG (strategie turowe z elementami RPG). Przez lata ograłem wiele tytułów przynależących do tego podgatunku gier. Szybko zauważyłem, że jedna firma dominuje w tej sferze. Chodzi o Nippon Ichi Software, które od czasów PlayStation 2 wydaje masę świetnych tytułów z kultową Disageą na czele. Niestety użytkownicy pecetów nie mieli okazji zasmakować tych gierek. Wszystko zmieniło się z momentem wydania Disgaea PC. Port kultowej gry sprzedał się na tyle dobrze, że po kilku miesiącach otrzymaliśmy kolejnego klasyka SRPG od NIS. Tylko czy Phantom Brave PC będzie w stanie powtórzyć sukces przygód Laharla?
Odin Sphere to jedna z perełek, które wyszły pod koniec żywota PlayStation 2. Kiedy zagrałem w ten tytuł po raz pierwszy od ponad 2 lat posiadałem Xboksa 360. Jednak to ten tytuł od Vanillaware był bez wątpienia najładniejszą grą jaka pojawiła się w tamtym okresie. Niestety ze względu na swoją datę wydania Odin Sphere trafiło do skromnej grupy graczy i wiele osób nie usłyszało o tym jak wspaniała jest to gra. Na szczęście z ratunkiem przychodzi obecne generacja remasterów i Odin Sphere otrzymało drugą szansę na sukces. Czy tym razem japońska produkcja odniesie zasłużony sukces?
Pierwsze chwile po wylądowaniu w obcym sobie miejscu mogą być dość szokujące. Do dziś pamiętam stres jaki towarzyszył mi podczas pierwszej wizyty w Japonii. Nie mogłem się z nikim skutecznie porozumieć i czułem się zagubiony. Dlatego też jestem pełen podziwu dla bohatera Stranger of Sword City. Wybraniec w kilka sekund poradził sobie nie tylko z olbrzymią tragedia ale i faktem odnalezienia się w innym wymiarze.