Snajper # snajperskie rzemiosło - fakty i mity
Anomalie cenowe gier w hipermarketach [fotorelacja]
Gropinie – najbardziej oczekiwane premiery maja
Gry w edycjach pudełkowych znikną ze sklepów?
"Call of Duty jest Coca-Colą gier wideo"
Battlefield 1942 Frostbite 3 Edition, czyli TOP 3 moich wymarzonych remaków
Czytam recenzje (głównie zagraniczne) o najnowszym Batmanie i naprzemiennie nękają mnie dwa odczucia. Pierwsze: autor w ogóle nie chciał tej gry, bo mu się Batman znudził, ale ktoś przyłożył mu nóż do gardła i kazał pisać. Drugie: autor grał w inną grę lub napisał recenzję po godzinie rozgrywki, żeby mieć „to” z głowy.
Ale zacznijmy od początku, bo w nową grę o Batmanie w ogóle nie wierzyłem. Zaczęło się od innych aktorów podkładających głosy, zmiany studia, wciskanego na siłę trybu multi itp... W skrócie, postanowiłem Arkham Origins nie kupować. No i nie kupiłem.
Grając aktualnie w Batman: Arkham City oraz mając za sobą oczywiście Arkham Asylum, zacząłem zastanawiać się nad nextgenowymi zmaganiami człowieka-nietoperza. Wszakże Arkham Origins według graczy oraz recenzentów jest niczym innym jak odpowiednio przygotowaną kalką poprzednika. Ja w to oczywiście na dzień dzisiejszy nie wnikam, ale marzy mi się przełom w serii. I myślę, że za sprawą nextgenów moje marzenia związane z Brucem Waynem mogą się bez problemu urzeczywistnić.
Jak to jest, że jedne gry nudzą, a drugie nie? Od czego to zależy? I z jakiego powodu nas graczy spotyka takie zjawisko? Na powyższe pytania postaram się odpowiedzieć w dalszej części niniejszego tekstu, bazując na własnych spostrzeżeniach. Oczywiście liczę także na Wasz odzew w tym felietonie-ankiecie. W końcu ciężko pozostać obiektywnym w tak rozległym temacie, skoro wiąże się on z naszymi subiektywnymi odczuciami. Dlatego też chętnie poznam Wasze zdanie na ten temat, by rozwiać wszelkie wątpliwości. Do dzieła!
Marka Grand Theft Auto już dawno stała się ikoną w świecie elektronicznej rozrywki. Nic dziwnego, skoro pierwsze odsłony z miejsca zyskały sobie przychylność graczy jak i recenzentów. Na dodatek cechowały się oryginalnością, tworząc tym samym nowy gatunek gier. Jednak dopiero po przejściu w trzeci wymiar GTA zyskało sobie konkurentów, których obecnie jest od groma. I właśnie o kilku z nich chciałbym dzisiaj powspominać.
Co to znaczy "być graczem"? Czy graczem jest ktoś, kto regularnie gra w określone tytuły? Może graczem jest ktoś, kto gra we wszystko i na bieżąco śledzi newsy na serwisach poświęconych grom? A może wystarczy od czasu do czasu pograć w coś na smartfonie/tablecie? Według mnie jest jedno, decydujące kryterium - gry trzeba po prostu kochać. Z biegiem lat czasu na granie jest znacznie mniej, życie zaczynają wypełniać obowiązki, a godzinkę spędzoną w świecie najnowszej gry zaliczyć można do tych bezcennych. Jednak ktoś, kto na grach się niejako wychował, mimo braku czasu i natłoku innych spraw zawsze znajdzie chwilkę, by prześledzić branżowe newsy, a od czasu do czasu zamówi egzemplarz wyczekiwanego tytułu, by następnie męczyć go przez kolejne miesiące, moim zdaniem po prostu je kocha. W świecie danej gry zatopić możemy się podobnie jak w świecie filmów czy książek. Gry są fantastyczną formą spędzania wolnego czasu, która po pewnym czasie, w miarę upływu lat i wzrastającej liczby miłych wspomnień z nią związanych, może przerodzić się w miłość. Ale czy potrafimy przypomnieć sobie moment, w którym tak naprawdę pokochaliśmy gry?
Jako że jestem fanem nie tylko grania jako takiego, ale i (a może przede wszystkim?) kolekcjonowania gier, często staram się zasilić moją kolekcję możliwie najbardziej efektownym jej wydaniem. Rzecz jasna nie jestem (a raczej mój portfel nie jest) w stanie kupować wielu edycji kolekcjonerskich, ale wydania premierowe, limitowane, steelbooki i tym podobne już jak najbardziej. Wszystko to składa się na wykształcanie się pewnych upodobań, które następnie decydują o atrakcyjności bądź nie konkretnego wydania. Co zatem, w moim mniemaniu, stanowi o sile kolekcjonerki?
Gry należą do jednej z najwszechstronniejszych rozrywek świata, ciesząc równocześnie młodych jak i starych wyjadaczy. Oprócz różnorodnych gatunków takich jak strategie, wyścigi, przygodówki, czy strzelanki, mamy także nastawienie rozgrywki na kampanię jednoosobową, tryb multiplayer oraz kooperacji. Jednym słowem, każdy z nas bez trudu znajdzie coś dla siebie. Ja oczywiście cenię sobie fabularnego singla, ponieważ wieloosobowe potyczki szybko mnie nudzą. Inaczej jest oczywiście w przypadku co-opa pełniącego w moim mniemaniu kompromis pomiędzy wyżej wymienionymi.
A już wydawało się, że któryś z kierowców jest w stanie przerwać zwycięską passę Sebastiana Vettela. Na szczęście dla aktualnego mistrza świata, zespół Red Bulla dysponuje nie tylko świetnymi kierowcami i bolidami, ale i inżynierami wyścigowymi, którzy genialnie potrafią rozszyfrować sytuację na torze. Posypały się kary, a kierowcy jak zwykle walczyli nieustępliwie - wszystko to na japońskim torze Suzuka.
Myślę, że każdy z nas ma swoje ulubione filmy, gry, książki, do których z przyjemnością powraca co jakiś czas. Jedne z nich co prawda mogą nas za pewnym razem znużyć, ale istnieją również i takie, o jakich nigdy się nie zapomni. Ja sam mam kilkanaście takich pozycji, a część z nich możecie poznać w niniejszym zestawieniu. Poniżej dołączam trailery do wytypowanych przeze mnie filmów oraz krótkie notki informujące o moim wyborze i nie tylko.
Watch_Dogs jest pierwszym z ujawnionych tytułów next-genowych. Ubisoftowi udała się nie lada sztuka, bowiem o jej istnieniu dowiedzieliśmy się dokładnie wtedy, kiedy zaplanowało sobie to właśnie Ubi - bez przecieków, bez kiepskiej jakości nagrań i informacji w CV byłych pracowników. Co więcej, szczęka opadła jeszcze niżej, gdy zobaczyliśmy pierwszy kawałek gameplayu - spacerującego po Chicago Aidena Pearce'a. Watch_Dogs to gra, na którą warto czekać. Dlaczego? Uzasadnię to w dalszej części felietonu.