Czytam recenzje (głównie zagraniczne) o najnowszym Batmanie i naprzemiennie nękają mnie dwa odczucia. Pierwsze: autor w ogóle nie chciał tej gry, bo mu się Batman znudził, ale ktoś przyłożył mu nóż do gardła i kazał pisać. Drugie: autor grał w inną grę lub napisał recenzję po godzinie rozgrywki, żeby mieć „to” z głowy.
Ale zacznijmy od początku, bo w nową grę o Batmanie w ogóle nie wierzyłem. Zaczęło się od innych aktorów podkładających głosy, zmiany studia, wciskanego na siłę trybu multi itp... W skrócie, postanowiłem Arkham Origins nie kupować. No i nie kupiłem.
Cóż jednak zrobić, jeżeli akurat jakiś czas temu zmieniałem kartę graficzną i producent dorzucał Batmany w celach promocyjnych? No i tak AO wylądował na moim koncie Steam. Przyznaję, że z czystej ciekawości odpaliłem grę od razu po premierze i – pomijając bugi – muszę stwierdzić, że jest to najlepsza część przygód Nietoperza, jaka powstała.
Tylko narzekanie recenzentów na bugi w zupełności rozumiem. Mnie spotkał na samym początku problem z kratką wentylacyjną (już po kilku godzinach krążyły filmiki na YT). Żeby się wydostać z małego pomieszczenia trzeba było użyć szybkiej podróży. Jak na złość, nałożył mi się na to bug uniemożliwiający szybką podróż... Po prostu pięknie. No ale gra jest łatana, od premiery regularnie Steam dociąga niewielkie paczuszki i od jakiegoś czasu bugów nie widzę, poza nieszkodliwymi glitchami graficznymi, dokładnie tymi samymi, które miałem w Arkham City.
No i tutaj mamy największą bolączkę recenzentów, bo AO jest takie jak AC, tyle że odrobinę bardziej rozbudowane. Męczy mnie więc jedno pytanie: czego recenzent oczekiwał? Modyfikują jakąś grę – źle, pozostawiają mechanikę bez zmian do następnej części – źle. Więc kiedy jest dobrze? Z Batmanami problem jest taki, że nie są to gry na cztery, pięć godzin, więc łatwiej jest odczuć przesyt... Ale od premiery AC minęły prawie dwa lata!
Arkham Asylum wprowadził absolutnie znakomity system walki, który został udoskonalony w Arkham City. Dokładnie ten sam system przeniesiono do Arkham Origins, ale wprowadzając małe urozmaicenia i poprawki (łapanie przeciwników z ostrzami nareszcie przestało być dla mnie losowe i znacznie łatwiej jest mi wymierzyć te potrójne kontry, poza tym dodano nowe typy wrogów). Batman lata, znajduje ukryte przedmioty, tłucze zbirów, likwiduje wrogów z ukrycia i stacza zgrabne pojedynki z bossami. Czego chcieć więcej? Czy naprawdę oczekiwaliście zbierania części pancerza niczym w rasowym RPG, wyścigów w Batmobilu, grania ze zbirami w piłkę i jazdy na sankach? Po poprzednich dwóch częściach każdy fan wiedział, czego może się spodziewać i dokładnie to dostał, jeżeli kogoś poprzednie gry znużyły i chciał od Batmana odpocząć, może powinien sprawdzić jakieś inne tytuły?
Drugą bolączką recenzentów jest fabuła. I tutaj się zastanawiam, czy dograli oni tylko do momentu, w którym zostajemy poinformowani o tym, że Czarna Maska wynajął zbirów do zlikwidowania Batmana? Przecież fabuła w tej grze niczym nie odstaje od poprzednich części, właściwie to jest nawet bardziej rozbudowana niż w AA. Nikt, kto czytywał komiksy i oglądał filmy o Batmanie, nie powinien być zawiedziony. Fakt, że do najlepszych opowieści (takich jak choćby Długie Halloween) sporo brakuje, ale można śmiało stwierdzić, że poziom fabuły jak na opowieść o Człowieku Nietoperzu jest całkiem przyzwoity.
Trzecim często wymieniamy „problemem” są bossowie. Uważam, że zupełnie niesłusznie. Jedni są tępymi osiłkami, inni wolą bardziej wysublimowane metody gnębienia nietoperza i ich charakter został znakomicie oddany podczas starć. Spodobał mi się pomysł, w jaki AO zrywa z najbardziej utartymi schematami – jak choćby podczas walki z Electrocutionerem, kiedy gracz jest gotowy na długi pojedynek, toczony w kilku turach, a Electro pada od pierwszego ciosu. Jest to bardziej element komiczny, ale idealnie pasuje do fabuły, bo przecież to dopiero początki Batmana i złoczyńcy jeszcze nie do końca wiedzą, z kim przyszło im się zmierzyć. Poza tym, kto powiedział, że walka z bossem ma trwać półgodziny i polegać na kilkukrotnym odegraniu jednego schematu? Czy „pojedynek” z Zsaszem w pierwszej części był bardziej rozbudowany? Bylibyśmy szczęśliwsi, gdyby wszystko było przedłużane na siłę?
Dobrze, powiedziałem już, dlaczego nie uważam Batmana: AO za grę słabszą od poprzedniczek. Teraz pozostaje mi jeszcze wytłumaczyć, dlaczego uważam, że jest ona lepsza.
Konstrukcja
Arkham City miał tragiczny wstęp. Za pierwszym przechodzeniem gry jeszcze było dobrze, ale każda kolejna próba była na początku męcząca. Do czasu pierwszej walki z ludźmi Pingwina gra była właściwie animacją, w której ktoś postanowił oddać nam kontrolę nad Waynem. Później zdobywamy kostium i cały świat gry staje przed nami otworem. Mamy uczucie, że wszędzie coś się dzieje i czasem niezbyt wiemy, za co się zabrać. Niestety, gdy próbujemy wykonywać zadania poboczne, okazuje się, że brakuje nam jakiegoś sprzętu i co chwilę musimy wracać na główny tor fabularny. W AO jest znacznie lepiej. Początek gry to korytarzówka, w trakcie której przypominamy sobie sterowanie, ale zostało to podane w taki sposób, że nie czujemy, jakbyśmy przechodzili nużący tutorial. Gdy wychodzimy do otwartego świata, okazuje się, że już na początku jest sporo rzeczy, do znalezienia których nie musimy kończyć połowy ścieżki fabularnej. Jasne, że niektóre zostaną odblokowane później, ale zostało to wprowadzone bardziej intuicyjnie i mniej nachalnie, dzięki czemu nie mamy wrażenia, jakbyśmy co chwilę uderzali w niewidoczną ścianę.
Jaskinia, Alfred i potyczki
Zwiedzamy działającą jaskinię. Nie jest to miejsce zbyt duże, ale całkiem ładnie wykonane. Co najważniejsze, jest ono w pełni funkcjonalne. W Jaskini obejrzeć stroje, porozmawiać z Alfredem i toczyć potyczki rankingowe. Te same walki na arenie, które zawsze były do wyboru z głównego menu, nareszcie zostały lepiej wciągnięte w samą grę.
Detektyw
Batman, mimo że filmy już to nieco zatarły, jest przede wszystkim najlepszym detektywem. Dopiero w Arkham Origins udało się w ciekawy sposób przedstawić prowadzenie śledztwa. Trochę jak w Remember Me, możemy odtwarzać wydarzenie, przewijając je w przód i w tył, żeby znaleźć poszukiwany przez nas obiekt i odkryć, co tak naprawdę wydarzyło się na miejscu zbrodni. W poprzednich częściach było to wykonane dużo mniej atrakcyjnie!
Szybka podróż
Wprowadzono system szybkiej podróży. Jeżeli ktoś chce zwiedzić i zebrać wszystko, i tak musi się nabiegać ulicami i nalatać nad nimi, ale nareszcie nie ma potrzeby nużącego latania między najbardziej odległymi punktami tylko po to, żeby dostać komunikat, że trzeba wracać do punktu wyjścia, by posunąć fabułę do przodu. Co więcej, szybka podróż jest ładnie uzasadniona sprzętem Batmana, więc nie czuć, żeby została dodana na siłę.
Poziom trudności
W dotychczasowych Batmanach poziom „trudny” nazywał się tak chyba tylko dla zasady. Prawie każdą walkę można było przejść za pierwszym lub drugim razem, a potyczki ze zbirami (może pomijając te pod koniec gry w AC) nie stanowiły w ogóle wyzwania. AO bardzo przyjemnie zaskoczył mnie w tej kwestii, bo już na początku gry dostałem kilka razy łomot od Croca. Nareszcie poziom trudny choć trochę zasłużył na swoją nazwę. I mimo że niektóre pojedynki (Deathstroke czy Copperhead) są nieco za łatwe, gra naprawdę potrafi czasem zaskoczyć (choćby podczas walki z Deadshotem),
Ulepszona formuła
Nie pamiętam z AC ani jednej rzeczy, której brakowałoby mi w AO, a podstawy rozgrywki zostały dodatkowo poprawione i ulepszone, więc wniosek, że gra nie powinna chyba zbierać not niższych niż poprzednia część, prawda? Więć czemu w Gamerankings ma 20% mniej?!
Podsumowując, jedyną bolączką Arkham Origins są częstsze błędy, ale zapewniam, że jest już znacznie lepiej, niż było tuż po premierze i niedługo pewnie nie będzie już się czego doczepić. Jako fan AA i AC, dostałem od gry dokładnie to, co w Arkham Origins chciałbym znaleźć.