W kolejnym odcinku Gropinii, autorzy Gameplay.pl podejmują temat najbardziej oczekiwanych premier tego miesiąca. Po dość ubogiej wiośnie, maj przyniesie sporo różnych tytułów, zarówno dla graczy PC-towych jak i konsolowych, na które warto było czekać. Zapraszamy do zapoznania się z naszymi oczekiwaniami i zachęcamy do podzielenia się tytułami, na które wy czekacie w najbliższym miesiącu.
Maj to zazwyczaj okres dość niepewny – z jednej strony dostajemy tytuły mniejsze, z drugiej gry, których premiera została przełożona, a z trzeciej tytuły, co do których wydawcy są pewni, że sprzedadzą się dobrze. Należy również pamiętać, że im bliżej E3, tym gorzej przebić się przez szum informacyjny otaczający to wydarzenie. Ten miesiąc nie wygląda jednak tak źle.
Maj dla wielu stoi więc pod znakiem Uncharted 4 i muszę przyznać, że finał przygód Drake’a (przynajmniej od Naughty Dog, które na A Thief’s End kończy definitywnie z serią) zapowiada się niezwykle intrygująco. Jeszcze miesiąc temu nie byłbym tematem w ogóle zainteresowany, ale po długich bojach z samym sobą, stałem się posiadaczem PS4 i nadrabiam poprzednie części dzięki Kolekcji Nathana Drake’a. W skrócie – jestem zachwycony, dzięki czemu Uncharted 4 trafiło na moją listę „must have”.
Maj (naprawdę zaczynam trzeci akapit od słowa maj?) to również miesiąc premiery dwóch głośnych gier (no dobra – jednej głośnej i drugiej, która mało kogo obchodzi) z gatunku „hero shooter”: Overwatch i Battleborn. Spędziłem kilkanaście godzin z Overwatchem w becie i pomimo pierwotnego zadowolenia z nowego produktu twórców Diablo, stwierdziłem, że trochę szkoda wydawać pieniądze na grę, która – jak to u Blizzarda bywa – ma na początku spore problemy z balansem rozgrywki, który na pewno nie zostanie naprawiony na premierę. Rozsądnym wyjściem wydaje się poczekać - gra trochę stanieje i dostanie kilka fixów, które poprawią gameplay. Overwatch pozostaje jednak w moim kręgu zainteresowań, choć na pewno nie w tym miesiącu.
No i czeka nas również wielka niewiadoma, którą jest nowy Doom. Rozminąłem się trochę z betą, przez co nie miałem okazji gry samodzielnie wypróbować, a opinie wyrażane przez graczy nie były raczej zachęcające, mam jednak pewien sentyment do tej marki i rozważam danie grze szansy. Na zakup premierowy się nie zdecyduję, a decyzję podejmę po zapoznaniu się z obszerniejszymi recenzjami.
Na koniec dwie produkcje, które niespodziewanie zachęciły mnie do siebie w ciągu ostatnich tygodni: Stellaris oraz Shadwen. Z grami 4X zawsze miałem ten problem, że opanowanie ich zajmowało zbyt wiele czasu, przynajmniej dla mnie jako osoby, która w „foreksach” nie siedzi. Stellaris sprawia jednak wrażenie gry dużo bardziej przystępnej i intrygującej, przez co chętnie podejmę kolejną próbę zmierzenia się z tym gatunkiem. O Shadwen dowiedziałem się dopiero bardzo niedawno, ale gra kupiła mnie połączeniem skradanki z mechaniką czasu wyjętą wprost z SUPERHOT. Czy to się uda? Mam nadzieję!
Człowiek taki, jak ja - nie posiadający żadnej konsoli, nie grający po sieci (za wyjątkiem Diablo III) i czekający na premierę nowych kart graficznych celem odwlekanego upgrade'u - ma sytuację zupełnie inną. Ciekawych gier w maju jest jak na lekarstwo. Z przyczyn sprzętowych Uncharted pooglądam przez kilka minut na YouTube, to samo dotyczyć będzie remake'u Shadow of the Beast. Z kolei Overwatch to dla mnie ładnie animowane filmiki promocyjne wprowadzające w ten świat, zaś w pierwszego Homefronta nie grałem, współczesne wojenne FPSy znudziły mi się kilka CoD-ów temu, więc odpuszczam.
Ciekawy jestem nowego Dooma, ale w tym wypadku poczekać muszę na dostawę świeżutkich GPU, bo zagrać - zagram. A obawy związane z multiplayerem mnie nie dotyczą, bo ten tryb mnie w ogóle nie obchodzi. Wśród dużych majowych premier nie ma już niczego wartego uwagi, więc ja swoje pecetowe paluchy skieruję w stronę Bohemian Killing (dobre, ładne, chodzone gry jeszcze mi się nie znudziły, a na na dodatek ma być nieliniowa) oraz dwóch retro-racerów: Drift Stage i Power Drive 2000. Szczególnie ten drugi wygląda zacnie, a dostępne w sieci alpha-demo dało mi frajdę na kilkanaście minut. Howgh!
Z mojego punktu siedzenia definitywnie najważniejszą premierą maja będzie czwarty Uncharted. Wprawdzie przy trzeciej odsłonie serii saga zaliczyła minimalną zadyszkę i we znaki podczas zabawy dawała się lekka odtwórczość względem „dwójki”, ale od tego czasu upłynęło wystarczająco wiele wody w Wiśle, bym teraz bawił się dobrze przy Kresie Złodzieja nawet, jeśli znowu dostałbym to samo, tylko w dużo ładniejszym opakowaniu. Zdążyłem się już stęsknić za Nate’em, Eleną, Sullym i całą resztą tej zgrai, a że Naughty Dog jest jak Blizzard, tylko że mniej przereklamowane (flame war on!), to o jakość ich nowego dziecka jestem absolutnie spokojny.
Jak już pewnie można wywnioskować z poprzedniego akapitu, Blizzarda nie darzę żadnym kultem i ich nowa gra, Overwatch niespecjalnie mnie interesuje. Chociaż miło, że w końcu postanowili się wysilić i stworzyć coś, co nie żeruje na markach wykreowanych naście lat temu. Podobnie nie kręci mnie Battleborn, a nawet gdyby kręcił, to czekałbym, aby kupić tytuł za jak najmniejsze pieniądze, ponieważ Gearbox ma sporo za uszami i mam spore opory przed wspieraniem tego studia.
Umiarkowanie zainteresowany jestem Doomem – opinie docierające z frontu betatestów skutecznie ostudziły pierwotny zapał i dopiero pierwsze recenzje pokażą co i jak. A szkoda, bo staroszkolne strzelaniny to jest to, co Czarne Wilki lubią zdecydowanie bardziej od ich dzisiejszych odpowiedników.
W ostatni dzień maja wychodzi też prawdziwa perełka dla posiadaczy PS4, którą wprawdzie sam ogrywam już od dawna na PieCyku, ale że jest to tytuł wybitny, to warto o nim wspominać przy każdej możliwej okazji. Don’t Starve: Shipwrecked to dodatek do najlepszego survivalu dostępnego na rynku, który przenosi rozgrywkę na archipelag tropikalnych wysp, pełnych wrednych małp, aktywnych wulkanów, latających i trujących płaszczek oraz desek surfingowych. Kto nie grał, ten trąba, więc niechaj nadrabia czym prędzej – obojętnie czy w wersji podstawowej, z dodatkami, czy multiplayerowej. Czarny Wilk poleca!
Ach maj, ten miesiąc matur... Niedawno swoją zdawałem i nie myślałem o premierach w tym miesiącu. A dziś to się zmienia, bo wreszcie mam możliwość skupienia się nad tym wszystkim i spokojnej analizy tego, jakie dobro czeka nas w nadchodzącym miesiącu.
Pierwszą premierą na którą czekam jest "Kres złodzieja", bo zakładając po poprzednich częściach, będzie to gra warta uwagi. Ostatnia część kończąca historię Nathana Drake'a to będzie coś. I podejrzewam, że wielu z nas zostanie wciągniętych na długo w świat gry z faktu sentymentu do poprzednich odsłon. Dla mnie Nathan Drake i jego przygody to pewnego rodzaju ikona związana z konsolą Sony, a nawiązując do naszych poprzednich "Gropinii" jest to jeszcze jeden argument za aktualną wersją Playstation.
Następną premierą, która jest u mnie w kolejce po uwagę jest "Homefront: The Revolution", który, mam nadzieje, będzie lepszy od swojego poprzednika. Nie będzie takiego rozczarowania: trailer wygląda genialnie, gameplay też, a nawet jeszcze lepiej, a kiedy wychodzi gra nastepuje "co, gdzie, dlaczego tak to zepsuli?! Wyrzucone pieniądze w błoto!" Jeśli ta gra będzie jeszcze gorsza od pierwszej odsłony, to chociażby nie wiem jak zrobiili następny projekt, to nie kupię go. Dla mnie wtedy Ci twórcy będą spaleni po całości i nic ich nie uratuje. Wiem, że tutaj mogę wyjść na osobę, która nie jest przychylna nowej odsłonie, ale do dziś trzymam w sobie urazę do tego, że zepsuli coś, co tak bardzo dobrze się zapowiadało.
Ostatnią premiera na liście jest "Doom". Przyznam szczerze, że nie miałem okazji grać w żadną inną odsłonę tej produkcji i jest to dla mnie pierwsze podejście do tej gry. Jednak słuchając wrażeń z bety, która niedawno miała miejsce, jestem pełen wątpliwości i nie jestem pewien czy kupowanie "Dooma" w dniu premiery jest dobrym pomysłem - nie z powodu ceny czy wymagań sprzętowych, ale tego, że gra może podzielić premierową wpadkę "Assassin's Creed Unity". Na pewno będę miał ją na uwadze, a jeśli okaże się, że błędy bety zostały poprawione, to jak starczy funduszy - zaopatrzę się w wersję na PS4.
Jestem zadowolony z majowej oferty gier. Znalazłem dla siebie co prawda jedynie jedną lub dwie pozycje ale będę miał czas na nadrobienie zaległości nagromadzonych w ostatnich miesiącach.
Tym na co rzucę się w pierwszej kolejności jest na pewno Fire Emblem Fates. Trzy świetne gry SRPG bazujące na wariancie co by było gdybyśmy stanęli po drugiej stronie konfliktu zebrały solidne noty w USA i Japonii. My tradycyjnie musieliśmy za karę czekać dodatkowe miesiące by móc zagrać w ten tytuł. Może to i lepiej bo liczę na ładną pogodę i godziny katowania na 3DSie na świeżym powietrzu.
Teoretycznie powinienem się cieszyć na kilka innych gierek wychodzących w maju. Total War: Warhammer, Doom i nowe Uncharted pewnie będą rozchwytywane jak tylko pojawią się na rynku. Mnie niestety do żadnej z nich z tych czy innych względów nie ciągnie. Kiedyś tam je ogram ale kupowanie ich na premierę zdecydowanie odpada. Myślałem trochę o nowym Homefroncie ale to raczej tylko po to by wesprzeć twórców kochanego prze zemnie Time Splitters. Podobno w produkcji o inwazji Koreańczyków na USA pojawią się dwa poziomy z Time Splitters 2. To wystarczy żebym walił kasę na grę która wydaje się być kolejnym nudnawym shooterem ( do dzisiaj mam koszmary o tym jak bardzo wynudziłem się przy części pierwszej).
Na celowniku mam jeszcze kilka innych pozycji, których zakup uzależniony jest głównie od zebranych przez nie ocen i tego czy nie będę miał czegoś lepszego do roboty. Valkyria Chronicles Remastered byłoby smakowitym kąskiem gdybym nie ograł już podstawowej wersji zarówno na PS3 jak i na PC. Teenage Mutant Ninja Turtles: Mutants in Manhattan kupię jeśli Platinum uda się powtórzyć to co zrobili z Transformersami.
Nie szykuje się abym w maju wydał zbyt dużo kasy na gry. Może to i lepiej bo na czerwcowej liście zakupów jest już 10 tytułów obok których nie mogę przejść obojętnie.
Od dłuższego czasu czekałem, aż nadejdzie maj. W tym miesiącu w końcu wyjdzie Overwatch, którego premiera ekscytuje mnie najbardziej. Spędziłem wiele godzin w Team Fortress 2, jeszcze zanim przeszedł na model free-to-play. Najwyższy czas, aby ktoś rozwinął formułę, którą brylowała ta, już prawie dziesięcioletnia, strzelanka. Zadowala mnie kierunek, który obrał Blizzard (nigdy bym nie pomyślał, że to właśnie oni wezmą się za taką grę). Zamiast klas mamy postacie, których trudno nie lubić, i które przystosowane są dla graczy o różnych poziomach zaawansowania. Podoba mi się możliwość swobodnego poruszania się po mapach, dzięki lataniu czy linkom z hakiem. Zamiast robić z tego grę turniejową, stawiają po prostu na dobrą zabawę. Ta taktyka sprawdziła się dla mnie w Heroes of the Storm i liczę, że sprawdzi się także w Overwatchu. Przekonam się wkrótce, otwarta beta już za pasem.
Jak już jesteśmy przy Overwatchu, trzeba wspomnieć o Battleborn. Wielu ludzi wrzuca te gry do jednego wora, jednak multiplayer Battleborna prezentuje się bardziej jak pierwszoosobowa MOBA. Ma elementy takie jak odblokowywanie bohaterów i walkę nastawioną na używanie ich specjalnych zdolności, oraz wrogów sterowanych przez komputer. Zaskoczeniem jest obecność kampanii i możliwość przechodzenia jej w co-opie, co dla wielu może być decydujące przy zakupie. W becie spędziłem czas całkiem miło, ale tryb fabularny może okazać się nieco nudny dla jednej osoby. Dlatego z kupnem wstrzymam się raczej do jakiejś większej zniżki, bo więcej sieciówek mi nie trzeba.
No i oczywiście Doom. Beta mnie nie zachwyciła, ale falę krytyki która na nią spadła widzę jako grubą przesadę. Ot, przyzwoita nawalanka, która ma kilka fajnych pomysłów, tylko nie może się za bardzo zdecydować czy być bardziej retro czy bardziej współczesna. Multi to jednak robota innego studia, a głównym daniem w Doomie powinien być single-player. Liczę na dobry level design i efektowną, krwawą nawalankę. Wolfenstein pokazał, że da się podejść do tematu w ciekawy sposób, oferując różnorodny gameplay i interesujące uniwersum, a przy tym nie traktując się w stu procentach poważnie. Jeśli twórcy Dooma mają trochę oleju w głowie, to właśnie na nowym Wolfie powinni się wzorować przy tworzeniu swojej gry. Na premierę raczej nie kupię, chyba że recenzje singla będą wyjątkowo pozytywne.
Yohohoho, będzie trochę hipstersko, choć nie robię tego specjalnie. Większość z majowych premier ogram pewnie dopiero za jakiś dłuższy czas, najbliższe tygodnie poświęcając za to na odkrywanie kolejnych genialnych elementów Red Dead Redemption. Nie znaczy to jednak, że zignoruję pozycje, które pojawią się w najbliższym czasie. Intryguje mnie, jak Naughty Dog zakończy Uncharted. Do tej pory udawało im się w świetnym stylu zamykać swoje wielkie serie na poprzednich konsolach i wierzę, że tym razem też zawieszą wysoko poprzeczkę. Tacy specjaliści od hitów nie mogą zawieść, pytanie tylko, czy zaatakują wystarczającą liczbą nowych pomysłów. Czekam też na powrót Żółwi Ninja. Platinium Games potrafi stworzyć miodne i efektowne tytuły, więc jest ogromna szansa, że w końcu doczekamy się duchowego następcy kultowych gier z Pegasusa.
Koledzy wspomnieli też o kilku innych pozycjach, przy których prawdopodobnie gotów byłbym spędzić długie godziny. Stellaris, Drift Stage – maj zapowiada się różnorodnie i powinien każdemu przynieść coś dobrego. Ale, ale, nikt jeszcze nie wspomniał, że pojawi się nowy tytuł w uniwersum Dragon Quest. Ależ będzie znakomita okazja na spędzenie kilkudziesięciu godzin w tym fantastycznym świecie. Na nudę narzekać nie będzie można, bo Heroes II podkręca tempo i daje zastrzyk adrenaliny, choć to zabawka tylko dla określonej grupy odbiorców.
Majowe premiery są dla mnie dość przewrotne, ponieważ najbardziej czekam na gry, które raczej nie będą tak dobre, jak bym tego oczekiwał. Na pierwszym miejscu plasuje się Doom - a tu siła sentymentu jest tak duża, że zderzenie z nową wersją może okazać się po prostu zbyt bolesne. Dotychczas zaprezentowane filmy z kampanii singlowej pokazują sporo złych rozwiązań, ale być może poziomy rozgrywające się w piekle przywrócą jakiś klimat starego, dobrego Dooma? Nie powinno się w zasadzie oceniać gry przed zagraniem, ale chyba chciałbym się w tym wypadku bardzo „miło rozczarować”! Drugi w kolejce najciekawszych premier jest Homefront: Revolution. Choć gra trochę dryfuje od klimatu współczesnych militariów (które uwielbiam) w stronę Mad Maxa połączonego z Advanced Warfare, to jednak koncepcja partyzanckiej walki w scenerii okupowanej Filadelfii wydaje się dość ciekawa. Wielką niewiadomą pozostaje fabuła gry, a największe zastrzeżenia mam do strony technicznej - czy po prostu niezły temat i miejsce akcji nie zostaną zmarnowane dość średnim wykonaniem.
Takich obaw na pewno nie ma przy czwartej odsłonie Uncharted. Tu można chyba obstawiać w ciemno wysokie oceny, choć akurat ja największym fanem Nathana Drake’a nie jestem i zerknę na grę tylko z czystej ciekawości jak prezentuje się w akcji najbardziej (jak przewiduję) dopieszczony tytuł na wyłączność Sony. Poza tymi nowościami, maj to dla mnie również aktualizacje poprzednich tytułów i tu najbardziej wyczekiwane jest kolejne zlecenie Agenta 47, które to z misji na misji stają się coraz lepsze, a epizodyczna forma wydawania przekonuje mnie coraz bardziej. Nową zawartość otrzyma również The Division i jeśli wierzyć przeciekom, będzie w niej w końcu sporo różnorodnych wyzwań godnych end game’u.