Pillars of Eternity: Ja Już grałem
Fallout: New Vegas - RPG w wielkim stylu
W co gracie w weekend? #300: Fallout New Vegas - Postnuklearny odjazd na pustkowiach Mojave
Nawet zło może dawać radość – recenzja gry Tyranny
Pillars of Eternity II na dziesiątkę – 10 pomysłów na udany sequel
Recenzja Tyranny - mocny kandydat do wysokiego stołka
W co gracie w weekend? obchodzi dziś sześć lat. To szmat czasu. Podczas tak długiego okresu pisania o różnych grach poznałem wielu graczy i ich preferencje. Nie z każdym się oczywiście zgadzałem, bo nie ma ludzi, którzy myślą w ten sam sposób, ale przynajmniej miałem możliwość wymiany opinii z innymi pasjonatami gier wideo. Właśnie to stoi u podstawy tego cyklu blogów. Jestem wdzięczny wszystkim czytelnikom i współautorom, którzy w tym wszystkim współuczestniczyli. Kontynuujmy wspólnie to przedsięwzięcie jak najdłużej się da. Dziś opiszę w kilku zdaniach o Fallout: New Vegas.
Tyranny spadło na fanów gier fabularnych jak grom z jasnego nieba – przez długi czas najnowszą produkcję studia Obsidian Eterntainment otaczała aura tajemnicy, w niczym nie przypominająca długiego nakręcania oczekiwań i kolejnych obsuw towarzyszących produkcji ubiegłorocznego Pillars of Eternity. Rozczarowany poprzednią propozycją Obsidianu, do Tyranny podchodziłem sceptycznie i ostrożnie, bojąc się wziąć kota w worku. Ostatecznie skusiłem się na zakup w dniu premiery, zachęcony faktem, że nad rzeczoną grą pracowała inna ekipa deweloperska, nie będąca pod wodzą Josha Sawyera, a także intrygującą otoczką bycia „tym złym” i to w świecie, gdzie zło zatriumfowało. Ku mojemu zdziwieniu: nie zawiodłem się, a wręcz dobrze się bawiłem, choć do panteonu absolutnych klasyków gatunku Tyranny raczej nie wejdzie. Co mnie urzekło, a co nie do końca zagrało – po odpowiedzi zapraszam do tekstu.
Pillars of Eternity było jednym z najbardziej oczekiwanych RPG ostatnich kilku lat z uwagi na zapowiadany powrót do założeń i rozwiązań produkcji wydawanych na przełomie XX i XXI wieku, które do dzisiaj cieszą się szczególną sympatią miłośników gatunku. Ponad półtora roku później prace nad Pillars of Eternity II trwają w pocie czoła. Pierwowzór – powiedzmy sobie szczerze – choć solidny, daleki był od ideału. Jako że właściwie jeszcze nic o kontynuacji nie wiadomo, postanowiłem pomyśleć nad wadami i zaletami Pillars of Eternity, a także nad samym uniwersum wykreowanym przez studio Obsidian Entertainment, i wymarzyć sobie sequel na okrągłą „dziesiątkę”. Tak oto opracowałem dziesięć pomysłów na Pillars of Eternity II.
Uwielbiam świetne gry cRPG. Dlatego kiedy zaczynam gadać o PlanEscape Torment, Fallout albo Baldur's Gate tonie potrafię się powstrzymać. Do dzisiaj noszę koszulkę z logo Baldur's Gate II i trzymam kolekcję pudełek moich ulubionych tytułów. Dlatego byłem smutny w czasach kiedy gatunek trochę przymarł na rzecz bardziej konsolowych produkcji. Na szczęście epoka Kickstartera poza masą szmelcu przyniosła ze sobą także powrót gatunku. Teraz gdy zakosztowałem Tyranny, rozumiem dlaczego tak ciężko politykom jest odejście od władzy. Wiem też jak łatwo władza korumpuje. Tylko czy bycie tyranem nie niesie ze sobą masy problemów?
Neverwinter Nights 2 to z pewnością jedna z ciekawszych gier fabularnych wydanych po 2000 roku. Dzisiejszy jubilat, bo rzeczony tytuł kończy dzisiaj okrągłe 10 lat, nadal cieszy się żywą sceną i aktywną, choć skromną społecznością graczy. Neverwinter Nights 2 to również produkcja mocno pokrzywdzona przez specyfikę branży, która wymusza pogoń za datami premiery, zwłaszcza przedświątecznymi. Obsidian Entertainment swojego czasu podjęło się trudnego zadania, przejmując pałeczkę po BioWare. I choć dzisiaj NWN2 nie imponuje jak przed laty, to wciąż można opowiedzieć o nim wiele ciekawych rzeczy. Ciekawi? Zapraszam do lektury.
Stało się. Branża elektronicznej rozrywki uczyniła kolejny krok w stronę przepaści. Do tej pory raczono nas nadmuchanymi kontrowersjami czy nieuzasadnionymi oskarżeniami o spowodowanie tragedii przez grę komputerową, a cenzura dyktowana była mniej lub bardziej groteskowymi i ironicznymi bzikami poszczególnych państw. Choć wielkim korporacjom branżowym musimy wybaczać niemało – wszak nie ich wina, że żyjemy pod dyktatem chorej poprawności politycznej, a malutkie potknięcie może doprowadzić do ogromnych strat finansowych – to segment indie dotychczas wydawał się ostatnim bastionem nietuzinkowości i nieskrępowanych wizji artystycznych. Możliwe, że już nie na długo. Oto bowiem studio Obsidian Enteratinment – autorzy kickstarterowego hitu Pillars of Eternity – ugięło się pod naporem skargi feministycznej propagandzistki przemysłu gier i ocenzurowało zwykły żart w swojej grze. Czy wkrótce sami będziemy sobie prewencyjnie zamykać usta w strachu przed marginalną mniejszością? Czas pokaże.
Nie ma cienia wątpliwości, że na grę pokroju Pillars of Eternity niektórzy gracze czekali od premiery Tronu Bhaala wieńczącego sagę Baldur’s Gate. Pomyślnie zakończona zbiórka funduszy na Project Eternity we wrześniu 2012 roku była zatem zapowiedzią dnia, w którym wydawałoby się niemożliwe do spełnienia marzenie może potencjalnie stać się rzeczywistością. Studio Obsidian Entertainment nikomu nie musiało udowadniać, że potrafi tworzyć naprawdę zacne erpegi – co do tego nie ma wątpliwości – nigdy jednak nie stworzyło ono własnego uniwersum ani nie pracowało bez kurateli dużego wydawcy. Po 75 godzinach spędzonych w świecie Pillars of Eternity i ograniu go niemal w stu procentach, mogę śmiało powiedzieć, że deweloperzy z Obsidianu zdali niełatwy egzamin, choć bez znacznych wpadek się nie obeszło. W niniejszej recenzji rozliczam rodzicieli kickstarterowego hitu z ich obietnic i przyglądam się krytycznym okiem jednej z najbardziej oczekiwanych produkcji cRPG ostatnich lat.
Hej,
Swego czasu świat obiegła informacja o tym ze studio Obsidian Entertainment wyda nową grę. Grę wzorowaną na kultowym Baldur's Gate. Po pewnym czasie w sieci zaczęły się pojawiać co raz to nowe i co raz to więcej informacji dotyczących tej produkcji. Nowe zwiastuny, gameplaye, zdjęcia i oceny.
Gra zbiera bardzo wysokie noty już od samego początku. Wczoraj 26/03/2015 była premiera. Oczywiście jako fan Baldur's Gate pobiegłem zakupić własną wersje Pillars of Eternity. Optymistycznie nastawiony na to ze mogę doznać tego co czułem jak grałem w prekursora gatunku. Nie zastanawiając się długo uruchomiłem grę aby dowiedzieć się jak to z nią tak na prawdę jest. Czy jest to tylko dobra reklama czy jednak prawda. Oto rezultat mojego dochodzenia:
pozdrawiam
Lazu
Pillars of Eternity rozpoczynało swoją historię w serwisie Kickstarter. Odzew fanów był ogromny i zaskoczył samych twórców. Wsparcia udzieliło ponad 70,000 fanów, a pieniędzy zebrano kilka razy więcej niż oczekiwano. Jak jednak prezentuje się finalna wersja tej crowdfundingowej gry?
Kiedyś potrafiłem być taki beztroski – nie zważałem na opinię prasy, prychałem na umieszczane w sieci recenzje, stawiałem na swoim i kupowałem tytuł, którego ukryte walory przemawiały do mnie najbardziej. Teraz stałem się konsumentem zgorzkniałym, rzadko silącym się w dziedzinie zakupów na spontaniczność, a którego aktywność w takim sklepie Steam musi być poparta gruntowną analizą. Jest to cecha charakteryzująca chyba ludzi rozsądnych, pozwalająca ustrzec się wielu rozczarowaniom, ale jednocześnie odtrącająca potencjalne zaskoczenia. Całe szczęście, nie dysponowałem nią kilka lat temu.