W co gracie w weekend? #300: Fallout New Vegas - Postnuklearny odjazd na pustkowiach Mojave - squaresofter - 25 maja 2019

W co gracie w weekend? #300: Fallout New Vegas - Postnuklearny odjazd na pustkowiach Mojave

W co gracie w weekend? obchodzi dziś sześć lat. To szmat czasu. Podczas tak długiego okresu pisania o różnych grach poznałem wielu graczy i ich preferencje. Nie z każdym się oczywiście zgadzałem, bo nie ma ludzi, którzy myślą w ten sam sposób, ale przynajmniej miałem możliwość wymiany opinii z innymi pasjonatami gier wideo. Właśnie to stoi u podstawy tego cyklu blogów. Jestem wdzięczny wszystkim czytelnikom i współautorom, którzy w tym wszystkim współuczestniczyli. Kontynuujmy wspólnie to przedsięwzięcie jak najdłużej się da. Dziś opiszę w kilku zdaniach o Fallout: New Vegas.

Fallout: New Veags

Informacje

Platforma: PS3

Producent: Obsidian Entertainment

Data wydania: 22 października 2010r.

Gatunek: Fabularna gra akcji

New Vegas nie widziałem od wieków, ale zawsze chciałem sprawdzić dodatki do tej gry. To uczucie narastało we mnie coraz bardziej na przestrzeni kilku ostatnich lat a gdy okazało się, że najnowsza część tego postapokaliptycznego uniwersum nie ma dla mnie absolutnie nic do zaoferowania, postanowiłem dokończyć niezałatwione sprawy z tytułem wyprodukowanym przez Obsidian.

Chciałem zakupić wszystkie dodatki do podstawowej wersji gry, ale ich cena na PS Store to jedno wielkie nieporozumienie. FNV posiada pięć dodatków, jednak nie miałem zamiaru płacić po czterdzieści złotych za dodatek do blisko dziesięcioletniej gry, podczas gdy dodatki do takich tytułów jak Halo 3 lub Halo: Reach są całkowicie darmowe a dodatek do Lost Odyssey kosztował mnie mniej niż 4zł. Zacząłem więc rozglądać się za kompletną wersję gry. Fallout: New Vegas Ultimate Edition, który posiada wszystkie dodatki na płycie to było najkorzystniejsze rozwiązanie z ekonomicznego punktu widzenia. Co więcej, o Bethesdzie możemy pisać, że jest taka czy owaka, ale na pewno nie możemy powiedzieć, że nie ogarnia kwestii dodatkowej zawartości w grach jak chociażby takie firmy jak CD Projekt RED, From Software lub Atlus.

Dwie pierwsze z nich tak robią swoje gry, że sejw z podstawki nigdy nie jest kompatybilny z sejwem z wersji ze wszystkimi dodatkami. Dobrze, że chociaż da się kupić dodatki do wersji premierowej, bo Atlus nigdy nie daje takiej możliwości swoim klientom, żądając od nich pełnej ceny za dodatek do gry. Przypadek Persony 5 The Royal nie jest tu niczym wyjątkowym a gdy czytam, że dodanie nowej zawartości do Catherine zajęło im osiem lat a w nowej wersji zdecydowano się ocenzurować pewne rzeczy z oryginału, uginając się pod krytyką mniejszości, która nie kupuje nawet ich gier, to łapię się za głowę.

Na przeciwległym biegunie stoi Bethesda, która kwestię dodatków ma opanowaną w jednym paluszku. Tak jak w przypadku Fallouta 3 oraz Fallouta New Vegas wystarczyło spatchować grę i możemy bez problemu wykorzystać sejw z podstawki z nową wersją gry. Firma, która jest wiecznie krytykowana potrafia pójść na rękę graczowi, a te które są bożyszczem milionów graczy nie ogarniają takich podstawowych kwestii. Gdy czytam komentarze obrońców polityki wydawniczej Atlusa to brakuje mi czasem słów. Twierdzą oni m.in., że zmiany w Personie 5 The Royal są tak duże, że nie da się załatwić kwestii kompatybilności sejwów jednym wielkim patchem. Guzik prawda. Podstawowa wersja Fallouta New Vegas posiada jedną wielką miejscówkę a maksymalny poziom, jaki może w niej osiągnąć gracz to poziom trzydziesty. Tymczasem dodatki podnoszą ten limit do poziomu pięćdziesiątego, odwiedzamy w nich zupełnie nowe miejsca, otrzymujemy dostęp do całkiem nowego ekwipunku, nowych perków oraz sojuszników, co stanowi około 40%-45% całkiem nowej zawartości, której nie było w podstawce New Vegas i jakimś dziwnym trafem wczytałem swój stusześćdziesięciogodzinny sejw sprzed kilku lat, gdy kończyłem grę i mogę spokojnie grac dalej. Da się? Da się, tylko trzeba chcieć.

Oczywiście w tej beczce miodu musiała się znaleźć też łyżka dziegciu. Silnik Gamebryo działa fatalnie na konsoli Sony i podobnie jak w przypadku Obliviona oraz Fallouta 3 gra ma w zwyczaju spowalniać lub całkowicie się zatrzymywać od czasu do czasu i jedyne co można zrobić w takiej sytuacji, to wyjśc z gry i odpalić ją od nowa. Inaczej nie da się grać w tym pokazie slajdów. To nic nowego w przypadku gier działających na silniku graficznym używanym w grach Bethesdy, bo znacznie większy od tych wszystkich gier Morrowind też lubi się zawieszać na Xboxie. Mistrzami w kodowaniu ta firma nigdy nie była i raczej nigdy nie będzie, ale już nie zgadzam się z twierdzeniem, że ich gry nadają się tylko do modowania. Nie mam nic przeciwko dodawaniu przez fanów nowych rzeczy do ich ulubionej gry. Dodatki do New Vegas mają jednak to coś, co sprawiło, że zapomniałem zupełnie o innych grach w ciągu kończącego się powoli tygodnia.

Spróbuję teraz napisać o tych, które udało mi się sprawdzić.

Podstawkę Ne Vegas ukończyłem w trybie hardcore, w którym cierpimy na ciągły niedobór wody i pożywienia a stimpaki są w znacznej mierze osłabione. Dodatki chciałem już ograć w normalny sposób, dlatego mocno się zdziwiłem jak dotarłem w rejon kasyna Sierra Madre (dodatek Dead Money) i co chwila wybuchała mi głowa, bo jakiś gość założył mi wybuchową obrożę na głowę i rozkazał znaleźć trzy kolejne osoby z takimi samymi obrożami w celu dostania się do rzeczonego kasyna, aby je złupić ze wszystkich kosztowności. Nie będę się rozpisywał zbytnio o konkretnych zadaniach w tym dodatku. Powiem tylko tyle, że czułem się dosyć niezręcznie mając świadomość tego, że trafiłem do miasta duchów, gdzie nie można pokonać przeciwników w żaden konwencjonalny sposób. Żeby je zabić, trzeba pokroić ije na kawałki. Na domiar złego miasto spowiła trująca czerwona chmura a w wielu miejscach były poustawiane radioodbiorniki i nadajniki wytwarzające szmery, które na dłuższą metę doprowadzały do detonacji owej obroży i mojej przykrej śmierci.  A ja głupi myślałem, że pył radioaktywny był niebezpieczny w tym  świecie zniszczonym wojnę atomową.

Moi towarzysze też okazali się być osobliwi, delikatnie rzecz ujmując. Pierwszym z nich był Pies, który ku mojemu zdziwieniu nie był żadnym psem a jedynie posłusznym supermutantem. Tak przynajmniej myślałem póki nie poznałem Boga (Dog i God to jedno i to samo słowo jeśli przeczytamy je od tyłu). Tak więc musiałem się uporać z supermutantem z rozdwojeniem jaźni co już w samo sobie czyniło go kimś wyjątkowym.

Moją drugą towarzyszką okazała się łysa Christine ze zniszczonymi strunami głosowymi, więc żeby ją zrozumieć musiałem idealnie czytać jej gesty, bo mówić niestety nie umiała.

Ostatnim moim towarzyszem okazał się ghoul Dean Domino, który kiedyś był piosenkarzem w rzeczonym kasynie. Chciał je już raz obrabować dwieście lat wcześniej, ale umówmy się, że spadające bomby atomowe w okolicy nie są idealnymi warunkami sprzyjającymi takim przedsięwzięciom.

Obsidian postarał się przy tych postaciach. Nie powiedział o nich oczywiście wszystkiego na starcie, bo to od nas zależy, ile się o nich dowiemy jak na końcu z nimi postąpimy. Nasz zleceniodawca sugeruje nam, żebyśmy się ich pozbyli, gdy tylko nadarzy się ku temu pierwsza okazja, więc postanowiłem wziąć sobie do serca jego radę i zająłem się nim samym przy pierwszej takiej okazji. Zabicie jego to zwykła formalność, ale bardzo zależało mi na spełnieniu jego wielkiego marzenia. Chciał posiąść wszystkie skarby ze skarbca znajdującego się pod kasynem, więc go tam uwięziłem. Teraz może się cieszyć tym całym złotem do końca życia. Nigdy stamtąd już nie wyjdzie, więc mam nadzieje, że jego organizm przyzwyczai się do diety obfitującej w metale szlachetne.

Szkoda, że nie dało się podróżować po pustkowiach Mojave z nowymi sojusznikami po skończeniu, ale nie miałem zbyt wiele czasu na roztrząsanie tego wszystkiego.

Zgłosiłem się bowiem do ochrony karawany zmierzającej do Syjonu i kiepsko wywiązałem się ze swojego zadania, bo gdy tylko dotarliśmy w ten obszar jej członkowie zostali zmasakrowani przez tubylców. Było mi szkoda szczególnie jednego przegrywa uzależnionego od dragów, któremu wydawało się, że poderwie mnie na chamski letni podryw (w New Vegas gram laską). Myślałem, że umrę ze śmiechu jak mi zaczął tłumaczyć, że Death Jaw to śmiertelnie niebezpieczna odmiana Death Clawa albo zaczął chwalić się precyzją w strzelaniu z broni, która nie istnieje. Dodatek Honest Hearts nie był tak klaustrofobiczny jak pierwszy i mogłem sobie pozwiedzać okoliczne górzyste tereny. Klimatem przypominał bardziej początki państwowości amerykańskiej, gdy niecywilizowani Indianie walczą z dobrze wyszkolonymi siłami okupacyjnymi, tutaj konkretnie ze szczepem Białych Nóg, sympatyzującym z wojskiem Cezara. Miałem więc okazję przyjrzeć się bliżej miejscowym wierzeniom, rytuałom oraz niebezpiecznej faunie, która ostrzyła sobie na mnie zęby, ale koniec końców nie miała ze mną większych szans, bo nauczyłem Ashe (często nazywam postacie a grach imionami postaci z Final Fantasy) chyba najlepszego perku powiązanego z przyrostem doświadczenia w całej grze. W skrócie powiem tylko, że im wyższy mam poziom, tym większy jest bonus pozyskiwanego przez nią doświadczenia. Na pierwszym poziomie wynosi on zaledwie 1% , ale na czterdziestym już 40% itd. Zrobiłem z niej prawdziwą maszynę do zabijania i coś czuję, że jak uporam się z dodatkami, to zapoluję na  przebrzydłe Deathclawy i Cazadory, tym bardziej, że ostatni dodatek nie dodaje nowych miejsc a broni oraz wyzwania i nie ukrywam, że mocno się uśmiałem, zabijając Mr. House’a kijem golfowym, bo przecież tylko niewolnik jest posłuszny. Bioshock wszedł Obsidianowi bardzo, mi zresztą też.

Pomijając wątek główny drugiego dodatku w pamięci utkwiła mi zupełnie poboczna historia o człowieku, który najpierw zobaczył jak jego bliscy są zjadani żywcem przez mieszkańców jednego ze schronów a potem w geście zemsty mordował ich jednego po drugim przez kolejne lata. To było coś naprawdę mocnego i przygnębiającego zarazem, dlatego kolejny dodatek, który dopiero zacząłem przyjąłem z otwartymi rękami, bo ma on tyle czarnego humoru, że boję się kolejny raz odpalać Old World Blues. Grozi to śmiercią ze śmiechu.

Gracz budzi się w nim w jakiejś ogromnej kopule, która została niegdyś wzniesiona ku chwale nauki, a że zamieszkujący ją naukowcy sami mieli trochę nierówno pod kopułami, to postanowili przenieść swoje umysły w ciała robotów po wybuchu wojny jądrowej. Nie muszę chyba nikomu mówić, że z tej szalonej pogoni za postępem naukowym nie mogło wyniknąć nic dobrego. Gdy tylko odzyskałem utraconą świadomość okazało się, że wykonano na mnie lobotomię i usunięto mi mózg razem z kręgosłupem. I od teraz nie jestem już renegatką pustkowi a lobotomitką poruszającą się na penisowatych nogach. W tym dodatku nie da się zachować powagi. Chcę więcej.

New Vegas zajmie mi jeszcze trochę czasu, bo zamierzam w nim zaliczyć w nim wszystkie dodatki a kiedy się już z tym uporam, to postaram się zobaczyć jeszcze dwa pozostałe zakończenia gry. Do następnego razu.   

squaresofter
25 maja 2019 - 17:01