Wystarczy spojrzeć na The Unfinished Swan, by wiedzieć, że to niezwykła produkcja. To jednak nie jej ascetyczna oprawą audiowizualna czy specyficzna mechanika zabawy sprawiły, że nie mogłem oderwać się od konsoli. Niezwykłych przeżyć dostarczyła przedstawiona w stylu opowiadanej dziecku do snu bajki historia.
Od lat nie grałem w żadną produkcję, która w taki sposób prezentowałaby kolejne wydarzenia i posuwała akcję do przodu. Wrażenie to w moim przypadku spotęgował fakt, że minęło też bardzo dużo czasu, gdy po raz ostatni grałem w tytuł z polskim dubbingiem. Możecie domyślić się, jak kolosalne wrażenie wywołały na mnie pierwsze zdania wypowiedziane przez narratorkę. Poczułem się naprawdę jak mały chłopiec, który właśnie trafił do niezwykłej krainy i wyrusza w pogoń za tytułowym łabędziem. Dokładnie tak, jak stawiający swoje pierwsze kroki i rzucający pierwsze kulki z farbą Monroe. A potem było już tylko lepiej. Historyjki o królu i jego rozmaitych kłopotach napędzały mnie i motywowały do zabawy równie skutecznie, co najlepiej napisane intrygi szpiegowskie. I to bez żadnych niespodziewanych zwrotów akcji i przepełnionych emocjami dialogów.
Odnoszę wrażenie, że na rynku gier brakuje trochę takich właśnie produkcji. Tytułów, które próbowałyby opowiadać historie niczym książki dla dzieci. W których zawsze zwycięża dobro, na końcu jest morał, a głównego bohatera po prostu nie sposób nie lubić. W tym wydawać by się mogło wypełnionym po brzegi rynku gier powstała luka, której jakoś nikt nie kwapi się lub nie ma pomysłu wypełnić. Produkcje dla dzieci robi się w stylu prostych i kolorowych zręcznościówek ze znanymi z filmowego lub telewizyjnego ekranu postaciami. Niewiele ma to wspólnego z bajkami, które rodzice opowiadają dzieciom na dobranoc. A jeśli już ktoś decyduje się stworzyć wirtualną opowieść to najczęściej ma ona niewiele wspólnego z grą sensu stricte. A gdyby tak zaprojektować coś po środku?
Potencjał w takim sposobie opowiadania historii drzemie przeogromny. Może z pozoru takie gry skierowane byłyby tylko do dzieci, ale tylko pomyślcie, jak znakomitą opcję stanowiłyby też dla rodziców, pragnących zainteresować swoje pociechy i spędzić z nimi czas. Jak ciekawym doświadczeniem byłyby one dla dorosłych, którzy mogliby przypomnieć sobie czasy dzieciństwa, cofnąć się na moment do młodych lat. Każdy z nas ma przecież w sobie nutkę dziecka, która odzywa się w różnych momentach. Podczas takiej przygody byłaby pewnie głośniejsza niż zwykle, tak jak potrafi być podczas wędrówki Monroe za niedokończonym łabędziem i pewnym królem.
Ponieważ jednak na razie takich gier specjalnie wiele nie ma, tym bardziej warto zainteresować się The Unfinished Swan. Polecam, bo naprawdę warto.