MMA #15 - Title Mode w UFC Undisputed 3 - yasiu - 25 lutego 2012

MMA #15 - Title Mode w UFC Undisputed 3

Recenzja UFC Undisputed 3 już od kilku dni wisi w odpowiednim dziale GOLa, ale ja nie przestałem grać. Dziś – i nie tylko – na tapetę trafił tryb „Title Mode” i o nim, oraz o poziomie trudności nowego UFC słów kilka. Lektura w sam raz dla niezdecydowanych, czy Undisputed 3 kupić. W sam raz dla tych, którzy dzisiejszą noc mają już dokładnie zaplanowaną, bo przeca dziś – lada moment - gala KSW i o 4 rano transmisja UFC 144.

O ten pas ludzie się - prawie - zabijają.

Tak jak pisałem w recenzji, UFC Undisputed 3 to zabawa na dziesiątki, jeśli nie setki godzin. Ja aktualnie utknąłem, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, w trybie Title Mode, i jak na razie świetnie się bawię. Przy okazji mogę podzielić się jeszcze kilkoma obserwacjami  - ewentualnie trochę się powtórzę, ale tu chyba końca świata nie będzie.

Pierwsza rzecz która rzuciła mi się w oczy to sposób w jaki zrealizowano – o ile to odpowiednie słowo – zawodników. Grając w Title Mode nie tylko wybieram fajterów których znam, ale też spotykam się z oponentami których kojarzę z gal. Każdy, absolutnie, przypomina swoim zachowaniem w ringu żywy odpowiednik. O ile w przypadku komputerowo sterowanych przeciwników pozwala to dość skutecznie przygotować się do walki – ewentualnie realizować taktykę która pozbawi wroga jego najsilniejszych stron – to w przypadku zawodników którymi kieruję, korzystam dość intuicyjnie z ich mocnych stron. Wrestler świetnie sobie radzi w zwarciu, kierując przeciwnika na matę dość często. Bokser w stójce nie ma sobie równych a taki np. Brandon Vera, w klinczu staje się naprawdę niebezpieczny. Jeden z moich ulubieńców, Roy Nelson, faktycznie ma końską szczękę i kopyto w łapie, chociaż nie należy do najszybszych. Mało tego, w grze pokazuje to, co dziwi ludzi na żywo. Tu czuć, że jest posiadaczem czarnego pasa BJJ.

Wspomniany Brandon Vera - zwróćcie uwagę na chwyt za kark przeciwnika, zaraz będzie źle.

Podobne przykłady można by mnożyć, ale polecam spróbować samemu. Nawet, jeśli nie znacie zawodników UFC czy PRIDE, kilkaset walk spędzonych w tym trybie pozwoli ich doskonale poznać. Oczywiście, zależy to dość mocno od poziomu trudności jaki wybierzecie. Co ciekawe, nawet najniższy z dostępnych potrafi czasem zaskoczyć. Mimo, że całe walki da się toczyć w stójce, przeciwnik nie stoi jak słup i chwila nieuwagi może się źle skończyć dla naszego fajtera. Drugi poziom trudności oferuje – jak dla mnie – całkiem rozsądny kompromis między wymaganiami stawianymi przez grę, a różnorodnośćią tego, co dzieje się na ekranie. Oczywiście, dziesiątki walk w trybie ‘experienced’ doprowadzą do zmiany moich odczuć – a w zasadzie już doprowadzają – ale o to przecież chodzi.

Ciekawym dodatkiem do poziomu trudności, który znaczenie ma również dla tych, którzy decydują się na najprostsze wyzwania, jest symulacja wytrzymałości zawodników. Po włączeniu tej opcji, nawet najniższy poziom trudności może stać się wyzwaniem. Tak jak w prawdziwej walce, zadawnie ciosów wymaga energii. O ile lekkie kopnięcia, proste ciosy można zadawać gęsto i często, to już mocniejsze kopnięcia, sierpy, cepy, podbródkowe zjadają całkiem spory kawałek paska. Gospodarka zasobami staje się dość istotnym elementem całej walki. Co z tego, że uda się sprowadzić gościa do parteru, skoro nie będziemy mieli siły, żeby zastosować porządny ground’n’pound? Zabieg naprawdę prosty, ale sporo dający całej zabawie.

Jeszcze chwila i zabieramy się z żoną do oglądania KSW, mam nadzieję, że tym razem będzie lepiej niż poprzednio. O poranną galę w Japonii się nie boję, tam będzie się dobrze działo.

yasiu
25 lutego 2012 - 20:07