Parę słów o piratach. Tych prawdziwych i tych stereotypowych
W co gracie w weekend? #369: Assassin’s Creed IV i Star Ocean IV
Recenzja Pirates: Legend of Black Kat na PS2 – wyprawa bez polotu
Bossowie – Pirates: The Legend of Black Kat
Zniechęć mnie do gry, twórco. O przeciwnikach z Pirates: Legend of Black Kat
Piraci na Antarktydzie – o dziwnych światach gry
Stało się. Po blisko dwóch latach udało mi się w końcu zdobyć upragniony calak w Gears of War 4. Teraz przez kilka następnych lat moje myśli zaprzątać będzie trójka i piątka. Nie o tym jednak chciałem tym razem napisać. Dziś zajmę się pirackim Asasynem oraz czwartą odsłoną Star Ocean.
Pirates: Legend of Black Kat to jedna z pierwszych typowo pirackich gier na PlayStation 2, którą miałem szansę ograć. Niewielu dzisiaj o niej pamięta, bo nawet w momencie premiery miała ona problem, mimo solidnego wykonania, z przebiciem się do świadomości konsumentów. Po latach zadanie zdobycia serca gracza jest jeszcze trudniejsze, bo sporo się w świecie wirtualnej rozrywki przecież zmieniło. Czym więc próbuje uwodzić Katharina i czy potrafi skutecznie zamaskować swoje braki?
Katarina De Leon, wyruszając na poszukiwania ukrytego skarbu swojej zmarłej matki, nie przypuszczała pewnie, że przyjdzie jej mierzyć się z tak wieloma rozmaitymi postaciami, bestiami i dziwnymi stworzeniami. Twórcy z Westwood Studios zdecydowali się dość luźno trzymać typowo pirackich klimatów i zaserwować graczom ciekawy przekrój różnych rodzajów przeciwników. Od typowo ludzkich bossów po tajemnicze demony z innych wymiarów. Jak ten kolaż oponentów wypada w praktyce? Czy różnorodni wrogowie potrafią rzucić wyzwanie, a pojedynki z nimi zapaść w pamięć? Pora to sprawdzić.
Uwaga, spojlery!
Zaczynając swoją przygodę z jednym z mniej znanych dzieł Westwood Studios, nie spodziewałem się, że napotkam na swojej drodze tak wielu tak bardzo upierdliwych przeciwników. Pirates: Legend of Black Kat wygląda momentami jakby specjalnie stworzone przez Amerykanów studium najgorszych możliwych rodzajów wrogów, które może spotkać podczas przygody gracz. Niewiele zabrakło, by ta „ekipa” całkowicie zniechęciła mnie do poznania dalszych losów tytułowej bohaterki.
Stosowane przez twórców gier metody walki z monotonią bywają przeróżne. Jedni mieszają gatunki, inni oferują kilku bohaterów, a jeszcze inni bawią się stworzonym światem. Czasami prowadzi to do zabawnych efektów, gdy w danej grze pojawiają się postacie, rozwiązania czy plansze na pierwszy rzut oka zupełnie nieprzystające do przyjętej konwencji. Tak jest chociażby w Pirates: Legend of Black Kat na PlayStation 2, w której tytułowa heroina odwiedza nie tylko typowe dla Karaibów rajskie wyspy, ale też na przykład... Antarktydę.
Pod koniec stycznia minęło dwanaście lat od zamknięcia Westwood Studios, firmy odpowiedzialnej choćby za przełomową i uwielbianą serię Command & Conquer. Większość osób kojarzy Amerykanów właśnie z kolejnych odsłon słynnej strategii czasu rzeczywistego, zapominając, że w swoim dorobku mieli oni też kilka niemniej ciekawych projektów. Wiele z nich jest już dzisiaj zapomnianych. Taki los spotkał m.in. wydaną wyłącznie na PlayStation 2 i Xboxa Pirates: The Legend of Black Kat.
Niektórzy mają to szczęście, że wakacje przywitały ich już teraz, reszta zaś musi na swoje wymarzone wolne poczekać jeszcze kilka(naście) tygodni. Nie znaczy to jednak, że nie możemy się już teraz oddać słodkim majakom, przedstawiającym słońce prażące powierzchnie złocistych plaż, skąpo ubrane kobiety, palmy i szklanki, w których co wieczór mieszać będzie się rum z colą. No dobra, codzienne natężenie alkoholowej fiesty skończyłoby się źle dla naszego zdrowia, ale i portfela, nie lepiej więc przysiąść pod parasolem wbitym w piasek, z torby wyciągnąć laptopa przystrojonego piracką banderą i oddać się błogiej rozgrywce?
Serialu wypatrywałem na długo przed premierą, praktycznie od pierwszych zapowiedzi, głównie dlatego, że rozgrywa się w lubianych przeze mnie klimatach. Teraz jesteśmy już po ostatnim odcinku pierwszego sezonu, więc chyba warto skrobnąć małą recenzję.
Black Flag to prawdziwy majstersztyk, gra, która zasługuje na najwyższe noty, a nie zdobywa ich zazwyczaj dlatego, że jest czwartą częścią serii. Wbrew większości opinii, chciałbym jednak zwrócić uwagę na jeden drobny szczegół – Black Flag po prostu musiał być kolejną częścią AC. Już nieczęsto coś recenzuję na Gameplayu, ale jak widzę taką grę, nie mogę się powstrzymać.
Recenzja niekrótka, ale wolna od spoilerów.
Świat League of Legends pełen jest znakomicie zaprojektowanych postaci, które spokojnie mogłyby znaleźć miejsce we własnych grach. Który czempion najlepiej nadawałaby się do kolorowej platformówki, a który mógłby odmienić gatunek slasherów? W tym cyklu poznamy na to odpowiedź. Bohaterem czwartego odcinka jest Miss Fortune the Bounty Hunter.