Zniechęć mnie do gry twórco. O przeciwnikach z Pirates: Legend of Black Kat - Brucevsky - 27 czerwca 2015

Zniechęć mnie do gry, twórco. O przeciwnikach z Pirates: Legend of Black Kat

Źródło: http://wall.alphacoders.com/

Zaczynając swoją przygodę z jednym z mniej znanych dzieł Westwood Studios, nie spodziewałem się, że napotkam na swojej drodze tak wielu tak bardzo upierdliwych przeciwników. Pirates: Legend of Black Kat wygląda momentami jakby specjalnie stworzone przez Amerykanów studium najgorszych możliwych rodzajów wrogów, które może spotkać podczas przygody gracz. Niewiele zabrakło, by ta „ekipa” całkowicie zniechęciła mnie do poznania dalszych losów tytułowej bohaterki.

Początek gry, rozpoczęcie przygody. Dopiero poznający mechanikę zabawy gracz uczy się systemu walki i pewnych ustalonych w wirtualnym świecie zasad. Na starcie twórcy rzucają więc przeciw niemu typowych członków pirackiej załogi, którzy za pomocą swoich naostrzonych mieczów próbują pociąć bohaterkę na kawałeczki. Konfrontacje  z nimi mają być doskonałą lekcją zasad i reklamą systemu walki. Mają rzucać graczy na kolana. I rzucają, zwłaszcza, gdy sporadycznie trafi się na wybitnego specjalistę od broni białej, prawdziwego eksperta od szatkowania wrogów, który w wolnych chwilach przecina przelatujące w powietrzu owady. Po pierwszym trafionym ataku rozpoczyna on kombinację ciosów, którą zakończyć może tylko zgon przeciwnika. Opóźnienie pomiędzy atakami? Mistrz nie ma opóźnień, a gracz nie ma szans.

Taki początek powinien dać mi do myślenia. Z natury jestem jednak optymistą, więc potraktowałem to jak wypadek przy pracy i po prostu opracowałem bezpieczniejszą taktykę na typowych „piratów”. Szybko jednak okazało się, że projektanci z Westwood Studios mieli więcej niż jeden zły dzień.

Kolegą wspomnianego wyżej mistrza fechtunku jest nieco większy gabarytowo miłośnik ładunków wybuchowych. Wychodzący nawet za potrzebą z laską dynamitu za pasem spec od efektownych eksplozji to kolejny kandydat do tytułu „upierdliwca roku”. Obrzucający gracza ze sporych dystansów bombami, uciekający po bliższym podejściu, a w akcie desperacji gotowy nawet wysadzić siebie i wszystko wokół, stanowi on z zamysłu przeszkodę doskonałą. Podobnie jak naśladująca najbardziej wnerwiające owady mała, zwinna i zadająca spore obrażenia czaszka lub potrafiący znikać i pojawiać się za plecami bohaterki tubylec. Na pozór ciekawe projekty oponentów, w praktyce koszmar posiadacza konsoli.

Lista wrogów z Pirates: Legend of Black Kat, których szybko można znienawidzić jest długa i pełna nieudanych pomysłów. Muszę przyznać, że ogrywanie tego dzieła Westwood Studios dało mi trochę do myślenia, bo do tej pory byłem przekonany, że beta-testy gier zaczęto zaniedbywać dopiero od kilku lat. Wychodzi jednak na to, że twórcom zdarzało się już robić to wcześniej. Tym samym takie Pirates doczekało się też np. żaby z lawy w roli przeciwnika, która działa bez jakiejkolwiek taktyki, jest potwornie szybka, doskonale wtapia się w teren i do tego dysponuje atakami dystansowymi. Kto normalny puściłby taki projekt do gry? Albo kto rzuciłby przeciwko graczowi... totem? Na pozór zwykły ozdobny totem pozostawiony w danym rejonie przez przedstawicieli miejscowego plemienia lub dawną cywilizację. Wydawać by się mogło, że to żadne zagrożenie, prawda? Podejście bliżej aktywuje jednak magiczną duszę przedmiotu, który w zależności od wersji zaczyna ostrzeliwać bohatera trującymi strzałkami lub zamienia się w odporny na ataki, najeżony kolcami młynek. Walka nie ma najmniejszego sensu i jest z góry skazana na porażkę. Pozostaje salwować się ucieczką lub zaakceptować tragiczną śmierć z „ręki” totemu. Fantastyczny, jakże uwielbiany przez graczy motyw. Pułapki mają zaskakiwać, to prawda, ale co innego nagle zapadający się sufit czy aktywowane przyciskiem włócznie, a co innego konieczność obrzucania ładunkami wybuchowymi każdego napotkanego totemu, bo nuż może zaatakować.

Domyślam się jaki zamysł mieli twórcy Pirates: Legend of Black Kat. Mamy barwny, fantastyczny świat i ciekawą bohaterkę - pomyśleli - musimy teraz tylko stworzyć równie interesującą paletę wrogów, by nadać tempa i kolorytu całej jej przygodzie. I rzeczywiście, projekty oponentów są różnorodne, dopasowane do poszczególnych krain. Szkoda tylko, że to, co jeszcze w fazie koncepcyjnej brzmiało nawet nieźle, okazało się średnio wyglądać i działać w grze. Tego już jednak chyba nikt nie sprawdził lub nie chciał weryfikować. Tym samym Pirates stało się trochę karykaturalnym przeglądem najgorszych pomysłów na przeciwnika w grze. Uwierzcie w to na słowo i już nie katujcie się sprawdzaniem.

Brucevsky
27 czerwca 2015 - 16:53