Ileż to już razy pisałem o Radiant Historii w tym cyklu? Chwaliłem muzykę, projekty postaci i możliwość poruszania się po dwóch liniach czasu. Lata mijały, aż gra doczekała się nowej wersji na 3DSie a ja dalej jestem w lesie. To się jednak zmieni. Kilka dni temu przemyślałem dogłębnie tą kwestię i uświadomiłem sobie, że mogę wykorzystać pewną sztuczkę, żeby zmusić się do ukończenia tego przenośnego jrpga. Kiedyś miałem podobny problem z Wiedźminem 3. Przez rok od jego zakupu spędziłem z nim raptem 60 godzin, mocując się nieudolnie z jego ogromnym światem. Na szczęście mam felieton, który prowadzę praktycznie co tydzień od pięciu lat, więc zacząłem pisać o wyczynach Białego Wilka przez trzy miesiące z niewielkimi przerwami, aż ujrzałem napisy końcowe. Od tamej pory zaliczyłem podstawkę trzykrotnie, ukończyłem dwa ogromne dodatki do naszej rodzimej produkcji i prawdę powiedziawszy mam ochotę przejść Dziki Gon jeszcze raz. To się nazywa motywacja!
Postanowiłem, że potraktuję jrpga o podróżach w czasie w dokładnie ten sam sposób. Zamierzam o nim pisać tak długo w swoich blogach, aż ukończę Radiant Historię. Jest to mój najważniejszy growy priorytet związany z grami na chwilę obecną. Gram w tą grę codziennie, więc włączę ją też i w ten weekend a jak czas pozwoli, to pogram też trochę w Bioschocka 2 oraz w God of War II HD, do którego wróciłem po miesięcznej przerwie.
Japońska szkoła, stworzenia z różnych wierzeń i tematyka maski skrywającej prawdziwe oblicze człowieka. Te trzy elementy są charakterystyczne dla cyklu Persona. Inną cechą po której można rozpoznać ten spin-off Megami Tensei jest gameplay na najwyższym poziomie. Czy Persona 5 naprawdę jest nie tylko najlepszą odsłoną cyklu ale i najlepszym tytułem JRPG ostatniej dekady?
Oto i ja, świeżo upieczony posiadacz PSP. Ktoś, gdzieś mi szepnął, że ta niepozorna konsolka jest rajem jRPGów, to w przypływie nagłej ochoty na japońszczyznę kupiłem. I tak sobie myślę – tyle możliwości! Tyle epickich historii! Wszystkie fajnale wydane na pierwsze Playstation w zasięgu ręki, na czele z wysławianą pod niebiosa siódemką. Gdzieś obok Tactics Ogre, nad którego taktyczną i fabularną głębią rozpływał się niejeden czytany przeze mnie autor. Moje czoło marszczy się w skupieniu, gdy przeglądam różne tytuły. Trzeba podjąć decyzję.
Trzydzieści godzin później. Mój bohater siedzi przy biurku i męczy się z podręcznikami do północy. Trzeci dzień z rzędu, bo egzaminy za rogiem, a intelektu tak bez niczego nie przybędzie. Ponadto ta ruda dziewczyna z dormitorium nie umówi się ze mną, dopóki nie będę wśród osób z najwyższymi wynikami, ale to dopiero od listopada… I w tym momencie nachodzi człowieka refleksja. Co ja robię ze swoim życiem? Gdzie popełniłem błąd? Ach. No tak. Ta okładka Persony 3 Portable wyglądała całkiem fajnie.
Spacerując po Akihabarze, o której wspomniałam w poprzednim wpisie, niełatwo było zauważyć, że w Japonii to PS3/PS4 i PSVita wiodą prym na rynku w liczbie wydawanych tytułów.
Osobiście bardzo lubię grywać na PSV i nie do końca rozumiem wszechobecny „hejt” na tego handhelda. Zdaję sobie sprawę, że od premiery zachodni wydawcy nie zaszczycili graczy zbyt dużą liczbą tytułów. Jeśli w zabawie nie przeszkadzają Wam japońskie klimaty, będziecie mieli sporo zabawy ... jeszcze przez kilka lat. Dodatkowym plusem grania na PSVita jest fakt, że większość dobrych tytułów można nabyć w całkiem rozsądnej cenie. Poniżej przytoczę kilka tytułów, w które warto zagrać.
Radość w sercu wybuchnie w momencie wyskoku na plażę, udanej rozmowy lub pokonania demona. Bo taka już to radość powodująca pozycja. Persona 4 to jedna z moich ulubionych gier na PlayStation 2. Chociaż, podobnie jak poprzedniczka, zerwała ze wspaniałą stylistyką i atmosferą znaną z drugiej odsłony (stając się w zasadzie nową serią) to wcale mi to nie przeszkadzało. Bo dała w zamian sporo łakoci i witamin.
Niektóre gry wideo mają tendencję do stawania się zapomnianymi legendami –każdy o nich słyszał, każdy wiedział, że są dobre, jednak mało kto w nie grał, a wiemy, że powroty po latach okazują się często co najmniej rozczarowujące.
Podobnie można sądzić o Personie 2, wielokrotnie uznawanej przez fanów Shin Megami Tensei za najlepszą odsłonę serii o ludziach czynu i demonach, czasami wręcz wynoszonej na piedestały jako opozycja do rzekomo płytkich Person 3 i 4. Z drugiej strony recenzenci prezentują, ją jako pozycję, która nie przetrwała próby czasu i twierdzą, że nie ma za bardzo sensu w nią dziś grać.
Kilka lat temu na wieść, że połączenie dating sima i jRPGa stanie się jedną z najlepszych gier w mojej biblioteczce i będę z wypiekami na twarzy budował relacje towarzyskie oraz zdobywał demony w małym wirtualnym świecie, zapewne dostałbym napadu śmiechu. W końcu to takie niepoważne i dziecinne! Na szczęście wydoroślałem.
Wywoływanie stworów. Zamierający czas. Mrok ogarniający cały świat. I życie nastolatków podane w konwencji anime. Seria Persona zdobyła ogromną popularność wraz z nadejściem części trzeciej, stając się dla wielu fanów gatunku lepszą alternatywą dla niekończącej się epopei Square-Enixu. Były ku temu powody, bo pomimo ewidentnie mniejszego budżetu postawiła po prostu na rozgrywkę oraz interesującą historię punktując sobie również za odwagę i ciekawie poprowadzoną rozgrywkę.
Kieszonkowa ofensywa Atlusa naprawdę mi się podoba. Firma, znana ostatnio przede wszystkim z Catherine nie zapomina o swoich korzeniach oferując sporo zarówno dawnym jak i nowym fanom swoich serii, i to bez rozmieniania się na drobne jak w przypadku nieszczęsnego Square-Enixu. Pomimo wielu spekulacji o złej kondycji artystycznej jRPGowego giganta to tak naprawdę wszystko co zapowiadają w gatunku na konsole przenośne od razu staje się obowiązkowym zakupem (jeżeli nas stać).