Słodki smak beztroskiego RPGa - recenzja Persona 4 Golden - Pita - 6 marca 2013

Słodki smak beztroskiego RPGa - recenzja Persona 4 Golden

Radość w sercu wybuchnie w momencie wyskoku na plażę, udanej rozmowy lub pokonania demona. Bo taka już to radość powodująca pozycja. Persona 4 to jedna z moich ulubionych gier na PlayStation 2. Chociaż, podobnie jak poprzedniczka, zerwała ze wspaniałą stylistyką i atmosferą znaną z drugiej odsłony (stając się w zasadzie nową serią) to wcale mi to nie przeszkadzało. Bo dała w zamian sporo łakoci i witamin.

Minęło jednak kilka lat. Zmienił się mój gust, zmieniły się gry wideo, stałem się starszy, a nietrudno ukrywać, że Persona 4 przynajmniej teoretycznie była kierowana raczej do nastolatków i wiecznych studentów, niż piwnicznych mistrzów całek. Zmieniłem się ja, więc odbieram ją inaczej, nie tylko ze względu na kieszonkowe wydanie.

Więc tak, Golden to rozszerzona i poprawiona wersja czwartej odsłony wydana na PS Vita. Gra, która pokazuje, że takie życie nastolatków w konwencji okultystycznego Scooby Doo jest naprawdę fajne. Co prawda co niektórzy mogą uważać, że to takie odbijanie sobie lat młodzieńczych, ale jak ostatni raz sprawdzałem nikt w naszych liceach nie walczy z demonami. I nie robi wielu innych fajnych rzeczy, które można robić w wirtualnym małym miasteczku.

Co zatem mamy w tej słodkiej paczuszce?

Styl. Mało nie napisałem z rozpędu SWAG, ale to byłoby już potwarzą dla tej gry. Jednak jeżeli Persona 3 i 4 naprawdę dały coś wielkiego i nowego grom wideo, to pokazały dziennikarzom oraz graczom przyzwyczajonym do głównego nurtu, że styl potrafi być wszystkim. Popowa, ale dobra muzyka. Popowe i przyjemne kolory. Ładne panie i zabawni panowie – to bardzo wakacyjna i słodka produkcja. I chociaż opiera się na motywach tak oklepanych jak pewne typy charakterów, czy siła przyjaźni to wykonuje je świetnie.

Atlus skradł idee serii Sakura Wars łącząc w sobie RPG oraz dating sima. Różnica polega na tym, że spora część serii Sakura Wars przede wszystkim była dating simem/visual novel, zaś Atlus postanowił zmienić balans. Persona 4 Golden urzeka swoją otoczką dating simową – budowaniem relacji, randkowaniem, wykonywaniem prac, poznawaniem postaci, zdobywaniem statystyk w rytm życia nastoletniego lowelasa, ale nigdy nie zapomina, że jest również RPGiem.

Dungeon crawlerem. Dobrym, ciekawym i inteligentnie poprowadzonym. Bez losowych walk, za to z potyczkami w turach. Ze sporą dozą opcji i zdobywaniem nowych Person, krzyżowania ich, budowania nowych taktyk, dających nowe umiejętności głównemu bohaterowi. Losowymi, ale mimo to nie monotonnymi lochami. Ciekawymi bossami i całym morzem mniej lub bardziej ciekawych questów.

Będąc lepszy towarzysko jesteś lepszy w lochu. Będąc lepszy w lochu masz więcej czasu na zabawy z przyjaciółmi. I, ze względu na te dwie gry w jednej często musimy wybierać, ponieważ goni nas czas. Albo wygrywamy w lochach, albo w życiu poza nimi, bo wszystkiego jednego dnia nie da się załatwić. I takie wybieranie oraz kombinowanie jest bardzo ciekawe, zachęcając także do New Game +, obecnego w grze.

Vita dostała dodatkowe scenki i wydarzenia, czasami bardzo dobre, czasami fan-serwisowe na maksa. Wymieniono część głosów – ponownie na lepsze i gorsze. Dorzucono stroje, zbalansowano grę, podkolorowano kilka demonów więcej. Dobra paczka do kieszeni. Niestety wciąż nie można przełączyć cut-scenek, wciąż nie ma galerii i wciąż nie ma japońskich głosów, a już czas na takie rozwiązania.

Związałem się z tymi postaciami. Pokochałem ich dylematy. Zaangażowałem się w rozwój drużyny. Chętnie wykonywałem questy. Ponownie. A muzykę z gry katuję od czasu premiery na PlayStation 2. Nie wiem, czy mamy za sobą złote czasy jRPGów. Wiem natomiast, że brak Persony 5 przez tyle czasu – tak jak brak następcy serii Chrono, czy większej liczby gier Matsuno – to prawdziwy cios dla gatunku. Nawet jeżeli kochasz tylko pecetowe gry, tych powinieneś spróbować. Dla poszerzenia horyzontu. I wiem, że warto, bo już raz te podróże odbyłem będąc młodszy, bo wiem, że będę je powtarzał stając się starszy.

Przyznaję, że z perspektywy czasu główna oś fabuły Persony 4 jest lekko rozczarowująca, ale dopiero teraz w pełni rozumiem, że to w porządnym systemie i relacjach międzyludzkich tkwi jej potęga. Do tego zabawnie odwołuje się do kilku zasad psychologii, sprytnie mierząc się z ludzkimi demonami, także tymi w umysłach nastolatków. Nie jest tak ostra jak dwójka. Nie miała w zamierzeniach taka być. Jest natomiast najlepszymi RPGowymi wakacjami jakie pamiętam od czasów chodzenia po plaży w Chrono Cross. [9]

Pita
6 marca 2013 - 19:03