Kilka lat temu na wieść, że połączenie dating sima i jRPGa stanie się jedną z najlepszych gier w mojej biblioteczce i będę z wypiekami na twarzy budował relacje towarzyskie oraz zdobywał demony w małym wirtualnym świecie, zapewne dostałbym napadu śmiechu. W końcu to takie niepoważne i dziecinne! Na szczęście wydoroślałem.
Wywoływanie stworów. Zamierający czas. Mrok ogarniający cały świat. I życie nastolatków podane w konwencji anime. Seria Persona zdobyła ogromną popularność wraz z nadejściem części trzeciej, stając się dla wielu fanów gatunku lepszą alternatywą dla niekończącej się epopei Square-Enixu. Były ku temu powody, bo pomimo ewidentnie mniejszego budżetu postawiła po prostu na rozgrywkę oraz interesującą historię punktując sobie również za odwagę i ciekawie poprowadzoną rozgrywkę.
Być czy nie być (niewiastą)
Zasadniczo trzecia Persona mimo przeniesienia stylistycznego na płaszczyznę odmienną od dwóch pierwszych części, nie straciła wiele z wymowy całej serii mocno drążącej wątek miejskich legend. Niejako zyskała wręcz nową młodość, jak dla mnie pięknie pokazując jak wiele twarzy może posiadać jRPG. Słynne już połączenie randkowania oraz jRPGowania wraz z przejściem na przenośną konsolę Sony niewiele straciło ze swojej mocy. To nadal bardzo dobra gra!
Atlus stworzył aż trzy wersje swojego kultowego już tytułu. Persona 3 Portable oferuje na tyle nowości, lecz i braków, że jest zarówno bardzo udanym zakupem dla każdego fana serii, jak i grą, o której nie można powiedzieć „ostateczna wersja”. Przede wszystkim zabrakło tutaj całego scenariusza FES, co jest ogromnym nietaktem ze strony producenta i skłania jednak do kupna Persony 3: FES na PlayStation 2. Ale… producent sprytnie również wzbogacił wersję przenośną.
Dwie największe nowości w grze to grywalna dziewczyna oraz możliwość kontroli całej drużyny. Tak, tym razem obok męskiego bohatera możemy wybrać również postać kobiecą! Dziewczyna uczestniczy też w części innych wydarzeń niż męski bohater, co jest dobrym wabikiem nawet dla weteranów oryginału. Rozgrywka niewiastą przekłada się również na budowane przez nas social linki, czyli dating simowe relacje z postaciami rozwijające pewne wątki fabularne oraz wzmacniające część naszych zdolności bojowych. Social linki/ randkowanie & przyjaźnie oferują sporo w kwestii fabularnej, odkrywając nam również mocniejsze Persony...
Persona o wielu twarzach
Tytułowe Persony to swego rodzaju alter-ego bohaterów, nadające im moc. Każdy z bohaterów posiada jedną Personę, wywoływaną przez urządzenie przypominające broń palną, którym… strzela sobie w głowę. Tak, mhroczne i intrygujące. Każdy, poza głównym herosem/heroiną, bowiem Ci są specjalni, inni, dzięki czemu mogą wykorzystywać wiele Person, a umiejętne budowanie drużyny z owych istot jest prawdziwym kluczem do sukcesu.
W dwóch wersjach gry na PlayStation 2 resztą drużyny sterowała konsola, teraz na szczęście wzorem Persony 4 lub prawie każdego jRPGa możemy wziąć losy całej ekipy we własne ręce.
Persony zdobywamy po walkach oraz w czasie fuzji, gdzie możemy przenosić im część umiejętności, kreować ukryte byty i bawić się systemem gry. Można łączyć kilka stworów naraz, eksperymentować, czekać na nietypowe warunki fuzji. Dodatkowo kompletujemy encyklopedię potworów, co pozwala na przyzywanie nieposiadanej już Persony za odpowiednią sumę. Sama głębia serii pod względem kreacji stworów może równać się chyba tylko z Pokemonami – i nie pisze tego dla żartu ani na wyrost.
Walki toczone w turach pozwalają nam dobrze wykorzystać swoje Persony – zarówno broń bohaterów oraz umiejętności Person dzielą się na kilka rodzajów, związanych między innymi z żywiołami. Jeżeli trafimy w słabość wroga dostajemy dodatkową turę, działa to jednak i w drugą stronę – wróg może grać również na naszych słabościach. Dodatkowo, jeżeli uda nam się przewrócić wroga to możemy wykonać na nim atak grupowy, jeżeli on przewróci naszą postać – traci ona turę.
Gra rozgrywa się w dwupodziale na życie socjalne oraz eksplorowanie Tartarusa. Pierwsza rzecz to wspominane, bardzo wciągające social linki, questy w mieście, kupowanie wyposażenia. Również „praca” i doskonalenie swoich umiejętności związanych z życiem codziennym, takich jak wiedza czy charyzma, przekładających się następnie na życie towarzyskie i dodatkowe opcje dialogowe. Niestety, w wersji Portable wszystko zmniejszono do klikania kursorów na lokacjach oraz samych dialogów z portretami postaci, co w prawdzie przyśpieszyło rozgrywkę oraz wpasowuje się dobrze w przenośność tej gry, ale odarło ją też z części niebywałego uroku.
Drugi fragment rozgrywki to chodzenie po ogromnym, lecz niestety trochę monotonnym lochu-wieży, intrygujące walki w turach, zadania i zbieractwo. Trzeba jednak podkreślić, że w grze nie mamy walk losowych, sami atakując wrogów – dobrze wykonany atak w lochu daje nam na wejściu przewagę nad wrogiem, ale jak łatwo się domyśleć, również adwersarz może zaskoczyć gracza.
Monotonia to niestety największy wróg tej gry – gra się w to wspaniale, jest bardzo długie, tylko że czasami wymaga przerw ze względu na ogrom lochu, który powinien być jednak dużo bardziej różnorodny. Atlus potrafi budować fantastyczne lokacje, co udowodnił choćby już w Strange Journey czy Nocturne, tutaj jest czasami zbyt podobnie, zbyt nudawo. Nie oznacza to jednak, że Persona 3 jest w ogóle nudną grą. Po prostu musimy od niej czasami odpocząć, zagryźć ją innym tytułem. Szczególnie że oferuje zabawy na nawet 100-150 godzin, jeżeli tylko zechcemy zobaczyć wszystko, new game + oraz dodatkowe lochy i atrakcje w drugiej rozgrywce.
Przy czym Persona bardzo uzależnia – a zarazem wymusza na graczu inteligentne gospodarowanie czasem. Fabuła narzuca nam pewien okres (wyrażający się w dniach, nie goni nas „czas rzeczywisty”) na przejście danych etapów wieży, w którym musimy się odpowiednio zmieścić. Zarazem dzień nie jest z gumy! Możemy wykonać tylko daną ilość czynności dziennie, więc nie pouczymy się naraz robiąc social linki i eksplorując loch. Czasem parę osób chce wyjść z nami na mały flirt lub pogawędkę – i kogo tu wybrać? Natomiast przebywanie w Tartarusie męczy postaci, które potrzebują również snu i odpoczynku, a jeżeli przeholujemy to nawet się pochorują. Czasami trzeba jednak ryzykować lub zarwać kilka nocy na naukę. Dzieję się sporo zarówno w kwestii walki z Cieniami, jak i na polu życia szkolnego i uczuciowego. Trzeba wybierać, co nigdy nie jest proste.
Memento Morii
Historia opowiedziana w grze prezentuje losy grupy uczniów uwikłanych w walkę z żywiącymi się ludźmi Cieniami. Jedynie nieliczni z ludzi są w stanie wyłapać godzinę, w której to się dzieje, tak zwaną „Dark Hour”, kiedy inni śpią zamknięci w trumnach, nie mając nawet o tym pojęcia… Naszym celem jest rozwikłanie tajemnicy Dark Hour oraz zrozumienie tego co dzieje się wokół bohatera. Niemy protagonista gry, bez względu na płeć, to bardzo ciekawa postać – ma własne tajemnice, choćby Velvet Room z enigmatycznym Igorem, który przepowiada jego wagę dla losów świata…
Tak, historia choć brzmi dziwnie jest naprawdę bardzo dobra i świetnie napisana. To co prawda fabuła mocno skierowana do nastolatków, ale jak w przypadku każdej dobrze napisanej historii dla młodszych, również starsi odbiorcy znajdą tutaj wiele dla siebie. Szczególnie że zawarto tutaj głębiej ukryte wątki i nawiązania do wielu innych gier Atlusa. Fabuła Persony 3 jest napędzana przez bohaterów, skupia się na ich losach i relacjach, przywiązując gracza do herosów gry. Drużyna jest do tego intrygująca – bo pozornie lekko zarysowane i typowe dla gatunku sylwetki okazują się głębsze niż można przypuszczać. Oczywiście trzeba zawierać przyjaźnie oraz flirtować, żeby poznać ich lepiej, ale uwierzcie, że to sama przyjemność. Niesamowitą rolę odgrywa również symbolika i odniesienia do reszty Megatenów (dodatkowo jest nawet Vincent z Catherine oraz Yukiko z Persony 4!).
Klimat to niebywałe połączenie – mrok, horror oraz… życie w wielkiej metropolii pełnej takich gatunków muzycznych jak hip-hop, j-pop, czy po prostu urban music. Jest nastrojowo, niepokojąco, zaś całość utrzymano w chłodnych odcieniach niebieskiego i stylistyce nocy, bowiem to najciemniejszą nocą zatapiamy się w Tartarusie…
Burn my Bread (3rd Time!)
Wersja Portable posiada aż pięć różnorodnych poziomów trudności, lecz generalnie rzecz ujmując Persona 3 to gra wymagająca, punktująca dobrze dobraną drużynę, za to niemiłosiernie karząca niedostosowanego gracza, próbującego pokonać każdą przeszkodę zwykłą siłą. Walki wciąż są bardzo dobre, wciągające, a bossowie to kunszt designu i planowania. Same Persony zaprojektowano pięknie, a wzorowanie ich na bytach z mitologii, literatury i religii potrafi skłonić do lektury i rozbudzić zainteresowania w tę stronę.
Nie da się ukryć, że największymi zaletami Persony 3 jest fabuła, świat przedstawiony, bohaterowie. To gra o bogatej zawartości i ogromie odwołań do kultury całego świata, czerpiąca zarazem garściami z anime. Historia, z pozoru prosta i bardzo przypominająca wiele japońskich animacji, posiada drugie dno i sporo niepokojących, a zarazem fascynujących momentów.
Oprawa dobrze pasuje do PSP. OST z Persony 3 jest jednym z najciekawszych w gatunku – pełny partii śpiewanych, miksów różnorodnej muzyki, dobrze budujący atmosferę ogromnej japońskiej metropolii. Sama stylistyka gry – podobna do nowoczesnych anime, trzyma wysoki poziom, nie oferując co prawda artyzmu znanego z prac nad dwójką, lub głównym nurtem Shin Megami, ale posiadając własny, charakterystyczny styl, którego nie sposób pomylić z innymi grami. Graficznie gra jest po prostu poprawna, z ładnymi artworkami i trójwymiarowym lochem.
P***
Atlus jak dla mnie od lat tworzy gry wybitne i ponadczasowe. Persona 3 bywa monotonna. Czasami frustruje i denerwuje. Ale scenariusz, bohaterowie i prosty w zasadach, lecz przyjemny i głęboki gameplay to prawdziwe perełki, wybijające się z wielu średnich pozycji gatunku które zalały PSP. To intrygująca jazda w świat nastolatków z problemami, strzelania sobie w głowę, wyrywania gorących dziewczyn (a teraz również chłopców!), przeklętej wieży pełnej sekretów oraz kontaktów ze stworami z kultur całego świata. I jest równie zabawna, jak niedorzecznie to brzmi.