W co gracie w weekend? #253 - squaresofter - 1 czerwca 2018

W co gracie w weekend? #253

Ileż to już razy pisałem o Radiant Historii w tym cyklu? Chwaliłem muzykę, projekty postaci i możliwość poruszania się po dwóch liniach czasu. Lata mijały, aż gra doczekała się nowej wersji na 3DSie a ja dalej jestem w lesie. To się jednak zmieni. Kilka dni temu przemyślałem dogłębnie tą kwestię i uświadomiłem sobie, że mogę wykorzystać pewną sztuczkę, żeby zmusić się do ukończenia tego przenośnego jrpga. Kiedyś miałem podobny problem z Wiedźminem 3. Przez rok od jego zakupu spędziłem z nim raptem 60 godzin, mocując się nieudolnie z jego ogromnym światem. Na szczęście mam felieton, który prowadzę praktycznie co tydzień od pięciu lat, więc zacząłem pisać o wyczynach Białego Wilka przez trzy miesiące z niewielkimi przerwami, aż ujrzałem napisy końcowe. Od tamej pory zaliczyłem podstawkę trzykrotnie, ukończyłem dwa ogromne dodatki do naszej rodzimej produkcji i prawdę powiedziawszy mam ochotę przejść Dziki Gon jeszcze raz. To się nazywa motywacja!

Postanowiłem, że potraktuję jrpga o podróżach w czasie w dokładnie ten sam sposób. Zamierzam o nim pisać tak długo w swoich blogach, aż ukończę Radiant Historię. Jest to mój najważniejszy growy priorytet związany z grami na chwilę obecną. Gram w tą grę codziennie, więc włączę ją też i w ten weekend a jak czas pozwoli, to pogram też trochę w Bioschocka 2 oraz w God of War II HD, do którego wróciłem po miesięcznej przerwie. 


Radiant Historia (NDS, Atlus + Headlock, 2011r.)

Ostrzegam przed spoilerami w tekście, ale na szczęście blog to nie recenzja a mi ciężko byłoby wytłumaczyć pewne rzeczy bez wyjaśnienia w jakimś stopniu tego, co dzieje się obecnie w tej grze.

Na całe szczęście Radiant Hisoria nie jest kolejną Personą opowiadającą o podrywaniu rysunkowych licealistek. Nie mam zamiaru brać udziału w żadnych dyskusjach na temat tego, która waifu jest najlepsza w danej części.

Swojej pierwszej dziewczyny w serii Persona, Chie, i tak nigdy nie zapomnę, choć doskonale  zdaję sobie sprawę z tego, że są ładniejsze od niej.

Wciąż nie mogę zapomnieć sceny pod prysznicem z Yukari i apaszki na jej cudownej, łabędziej szyi, choć wiem, że wamp Mitsuru ma więcej fanów.

Nad zaletami służbistki Makoto też wszyscy się rozpływają i prawie każdy z fandomu Persony 5 do niej wzdycha już od ponad roku, ale ja tam wolę hikikomori, hakerkę, stalkerkę, okularnicę i graczkę w jednym, czyli Futę.

Właśnie sobie przypomniałem o tym, że zapomniałem zmienić awatar z Futabą na Michiru z The Fruit of Grisaia, która nosi kota na głowie. Przecież Persona 5 to już przeszłość. Dzisiejsi gracze i tak wolą wydzierać gębę na wirtualne dziecko Kratosa i fantazjować o babie-cyborgu z Battlefielda V. Tymczasem ja nie mogę zapomnieć Labrys z dwóch części Persony Arena, która w tym momencie bije je wszystkich na głowę.

Przecież wiadomo, że: androidy>cyborgi, zawsze i wszędzie, szczególnie wtedy, gdy owy android ma siekierę trasformującą się w napęd odrzutowy na plecach umożliwiający latanie. Na szczęście nie zajmuję się takimi błahostkami jak układanie rankingów najlepszych waifu. Brzydzę się takimi ludźmi i uważam ich za nienormalnych. Nikomu z Was nie życzę spotkania ich w realu. Takich ludzi powinno się sterylizować i pozbawić praw wyborczych.

Czuję wielką ulgę, że nie jestem jednym z tych przeklętych weeaboo i gram w dorosłe gry dla prawdziwych mężczyzn, najlepiej takie o mordowaniu lub z jakąś wojną w tle.

Przykładem takiej produkcji jest rzecz jasna Radiant Historia, a więc owoc współpracy nikomu nieznanego studia Headlock oraz Atlusa, który jest na ustach coraz większej liczby graczy od jakiegoś czasu. Co prawda nikt nie szczuje w nim wściekłym feminizmem, propagandą LGBT i SJW, ale inrtrygi polityczne są tutaj na porządku dziennym. Ktoś może powiedzieć, że historia o przyjaźni Stocke'a z bohaterem wojskowym Roschem jest ckliwa, ale gdy jeden z nich nie wykonuje rozkazu zabójstwa księżniczki z wrogiego państwa, Eruci, a drugi uznaje to za zdradę i czyn niegodny patrioty, to dochodzi między nimi do sprzeczki zakończonej tragicznym finałem. 

Do dziś nie potrafię zrozumieć Big Bossa, który zamordował swoją mentorkę w MGS3, bo tak kazali mu jego amerykańscy mocodawcy. Czy patriotyzm jest ważniejszy od przyjaźni? Czy warto walczyć za państwo, w którym nie ma miejsca na przyjaźń lub na szacunek dla najważniejszej osoby w twoim życiu?

Jak widać są to pytania uniwersalne, na które gracz może natrafić w niejednej grze. Nie jest łatwo walczyć na smierć i życie z kimś, dla kogo czyjaś opinia jest równie ważna co twoja własna, ale każdy człowiek ma swoje ideały i koniec końców zrobi wszystko, żeby ich bronić. Nie dziwię się Stocke'owi, gdyż po wysłuchaniu przez niego opowieści jego niedoszłej ofiary postąpiłbym dokładnie tak jak on. Eruca miała brata, którego kochali wszyscy mieszkańcy Granorgu, gdyż robił naprawdę wiele dla poprawy życia jego mieszkanców. Za jego sprawą powstało wiele budynków użyteczności publicznej. Jej ojciec, który był naówczas królem nie mógł się z tym pogodzić. Jego syn miał przeprowadzić obrzęd, który miał uratować świat przed wielkim kataklizmem zwanym upustynnieniem, czyli zamianą wszystkiego co żyje w piasek, ale nigdy do tego nie doszło, gdyż został zamordowany przez podłego tyrana. Zanim do tego doszło brat Eruci wielokrotnie sprzeciwiał się woli swojego ojca a gdy dostrzegł, że żadne argumenty do niego nie trafiają i nie da się zmienić jego sposobu traktowania poddanych, to postanowił działać. Założył ruch oporu, którym z szacunku do brata kieruje teraz jego własna siostra.

Po wysłuchaniu jej opowieści zrobiło mi się jej żal. I to właśnie wtedy doszło do przepychanki Stocke'a z jego przyjacielem. Wszystko działo się tak szybko. 

Do tego wydarzenia losy bohaterów Radiant Historii nie znaczyły dla mnie zbyt wiele, ale jej scenariusz zaczął wiązać luźne z początku wątki, tworząc jedną harmonijną całość, co w konsekwencji doprowadziło do tego, że teraz ciężkojest mi się oderwać od historii przedstawionej w grze, szczególnie jeśli owa historia aż promienieje na tle gier, do których tryb dla jednego gracza jest dodawany na siłę, żeby przypadkiem nie urazić graczy stanowiących potencjalnych klientów, dla których tryby sieciowe w grach są nieistotne.

Dobrze się składa, że prowadzę w co gracie co tydzień, bo teraz, jeśli nie pogram choć trochę w jedną z największych niespodzianek na najbardziej rozchwytywanym sprzęcie Nintendo w dziejach, to nie opublikuję kolejnych odcinków.

W tym momencie napisałbym kolejny raz o tym jak wspaniała jest muzyka Yoko Shimomury, która została skomponowana na rzecz tej produkcji, ale zrobię inaczej. Jej muzyka to rzecz zakazana i sam YouTube ją usuwa, zapewne z polecenia samego producenta gry. Idealna strategia marketingowa. Atakowanie fanów robiących ci darmową reklamę to jest to.

Nieważne. Potrzebowałem sporo czasu, żeby ostatecznie przekonać się do tej gry. Musiałem do niej dojrzeć. Dlatego też musiałem się podzielić z Wami swoimi wrażeniami. Wszystko nabrało już takiego rozpędu, że ciężko mi już nadążyć kto spiskuje przeciw komu? Kto pragnie zabić niewygodnego rywala politycznego? Kto dla własnego bezpieczeństwa gótów jest oddać własny kraj w ręce nieprzyjaciela? Kto nie spocznie, póki nie wykorzysta łatwowierności mas, aby podbić sąsiadujące państwa osłabione konfliktami wewnętrzymi? Jak pokonać kraj posiadający najnowocześniejszą broń masowego rażenia zdolną zdezintegrować potencjalnego sojusznika w dosłownie jednej chwili?

Pojawiło się tak wiele pytań, na które nie znam jeszcze odpowiedzi, ale możecie być pewni, że to nie jest mój ostatni tekst o tej grze, bo skakanie po dwóch liniach czasu tylko po to, zeby pokazać największemu przyjacielowi, że jego ukochaną ojczyznę toczy zgnilizna nieprawości, niegodziwosci i chorych ambicji tylko po to, żeby nie doszło do wspomnianej wyżej tragedii, która wydawała się nieunikniona. Ech, aż mi się Steins;Gate przypomniało.


 Bioshock 2 (PS3, 2K Marin, 2010r.)

Końcówka dodatku Minevra's Den totalnie mnie zaskoczyła i jeszcze bardziej utwierdziła w przekonaniu, że trylogia Bioshock to absolutne wyżyny w sposobie kreowania opowieści w gatunku strzelanin pierwszoosobowych. Gdzieś przeczytałem w necie, że ma on zaskakujący finał, ale ciężko opisać to jak bardzo opadła mi szczęka do ziemi, gdy go zobaczyłem. 

Podwodna dystopia Andrew Ryan'a tak bardzo wessała mnie swoim klimatem, że przy okazji zaliczyłem też podstawkę na najwyzszym poziomie trudności bez używania kapsuł odradzania. Tym razem grałem jako bezwzględny morderca, który zabija małe dziewczynki dla większej ilości ADAMa. Nie miałem żadnych skrupółów i zamordowałem wszystkich ludzi, którzy starali się mnie wymanewrować. 

Chcieli mnie wieszać na latarni, nasyłali na mnie 'rodzinę', próbowali na siłę rozdzielić mnie z córką, ale nie docenili łączącej nas więzi. Zbuntowana nastolatka Eleanor zaskoczyła nie tylko swoją stukniętą matkę, ale i całe Rapture. Żebyście widzieli jak rozprowadzała po ścianach wszystkie kreatury starające się przeszkodzic w naszej ucieczce z tego ponurego więzienia. Zuch dziewczyna!

Choć nie jestem tak jakimś mistrzem, to i w trybie dla wielu graczy Bioshocka 2 zdażają mi się mecze, w których sobie poczynam coraz śmielej. Coraz lepiej radzę sobie w stroju Big Daddy'ego i sytuację, w której załatwiłem trzech graczy za pomocą jednej bomby zapamiętam jeszcze na długo.

W Bioshocku 2 zrobiłem juz praktycznie wszystko. Chcę jeszcze zdobyć pięćdziesiąty poziom i wykonać wszystkie pozotałe Próby Protektora, polegające na ubezpieczaniu Little Sister, gdy ta wysysa ADAMa ze swoich ofiar. Nie da się w nich zachowywać stanu gry a uzyskanie najwyzszej oceny nie należy do najprostszych rzeczy, ale co to dla mnie? W jedynce sobie poradziłem, to i tutaj oczekuję podobnego rozstrzygnięcia. Uwielbiam gry stanowiące prawdziwe wyzwanie dla gracza.


God of War Collection (PS3, SCE Santa Monica Studio + Bluepoint Games)

Ivo miał rację. Druga część przygód Kratosa jest rewelacyjna. Nie dość, że jest grą o jego podróży w czasie mającej na celu powstrzymanie Zeusa przed zabiciem nowego Boga Wojny, to możemy w niej poczuć ogromny rozmach i wyjątkowość mitów starożytnej Grecji. (Aż sam nie wierzę, że to napisałem.)

Walka z Kolosem Rodyjskim była jedynie przedsmakiem tego co mnie czekało w dalszej części gry. Latałem na Pegazie, walczyłem z wywołującyh potężne wichry Tajfunem, obiłem gębę jakiemuś randomowi, który nie chciał mi dać klucza, ale prawdziwy szok przeżyłem dopiero gdy zasiadłem za sterami olbrzymich rumaków czasu i przesunąłem pobliską górę!

Co za gra. Chcę więcej. Niektóre konfrontacje w kontynuacji opowieści o nieposkromionym rzeźniku ze Sparty zapierają dech w piersiach a inne zachwycają pomysłowością autorów. Nie mogę zrozumieć dlaczego czekałem tak długo, żeby zagrać w ten hack'n'slash, dlatego za karę zamierzam 'biczować' się grami z tej serii jeszcze przez jakiś czas a od Santa Monica oczekuję kolejnej gry w tym uniwersum, choć nie grałem jeszcze w God of Wara z tego roku.


Chciałbym dalej ciągnąć ten wpis, ale wątpię, żeby zainteresowało was to, że zorganizowałem swoją pierwszą sesję dla graczy na PSN Profiles w Uncharted 3, taką z Oczkiem i dziwkami albo o tym, że z chęcią rzuciłbym wszystko w cholerę i wyjechał gdzieś na bezludną wyspę, żeby ogrywać na zmianę Umineko, Clannad HD i The Fruit of Grisaię. Dlatego też uprzejmie proszę wszystkich graczy, którzy przeczytają te słowa, abyście dodali od siebie w komentarzu tytuły ogrywanych przez Was gier, bo naprawdę lubię czytać na ten temat. 

squaresofter
1 czerwca 2018 - 21:43