Niektóre gry wideo mają tendencję do stawania się zapomnianymi legendami –każdy o nich słyszał, każdy wiedział, że są dobre, jednak mało kto w nie grał, a wiemy, że powroty po latach okazują się często co najmniej rozczarowujące.
Podobnie można sądzić o Personie 2, wielokrotnie uznawanej przez fanów Shin Megami Tensei za najlepszą odsłonę serii o ludziach czynu i demonach, czasami wręcz wynoszonej na piedestały jako opozycja do rzekomo płytkich Person 3 i 4. Z drugiej strony recenzenci prezentują, ją jako pozycję, która nie przetrwała próby czasu i twierdzą, że nie ma za bardzo sensu w nią dziś grać.
Prawda leży gdzieś po środku; Persona 2 nie jest tytułem genialnym, ale z pewnością jest tytułem niedocenionym – nowe pokolenie recenzentów nie ma szacunku dla gier wymagających, co pokazały recenzje Tactics Ogre, Legend of Heroes, czy właśnie Persony w polskiej oraz zagranicznej prasie. Ale jeżeli tęsknicie do gier dużych, wymagających i pożerających duszę gracza to nie musicie rozglądać się dalej, niż za ekranem PSP.
Persona pożądana
Innocent Sin to nigdy nie wydana oficjalnie na zachodzie perełka, pierwsza część fantastycznej dylogii, na którą składa się jeszcze Eternal Punishment, która dla odmiany pojawiła się w Stanach w roku 2000. Dotychczas posiadacze konsoli Sony mogli zapoznać się z nią jedynie poprzez świetne fanowskie tłumaczenie. Teraz gra pojawiła się na PSP, po raz kolejny udowadniając jak nietrafne są głosy mówiące o braku dobrych gier na kieszonkowej konsolce Sony.
Pisząc o tak ważnej grze jak Persona 2 na początku wypada wylać kilka gorzkich słów. Długo wyczekiwana konwersja na PSP niestety nie należy do perfekcyjnych wypadając ostatecznie gorzej od oryginału na duże PlayStation. Złożyło się na to kilka rozwiązań, które w domyśle miały zapewne ułatwić wejście w grę nowemu pokoleniu graczy, ale zostały źle poprowadzone, co spowodowało kilka problemów.
Niestety edycja na PSP jest mocno uproszczona pod względem poziomu trudności do miejsca, gdzie brakuje aż znacznego wyzwania; gra jest po prostu łatwa tam, gdzie oryginał był wymagający. Irytują również częste loadingi, a sama podmiana kilku aktorów głosowych w wersji anglojęzycznej odbiera postaciom sporo z charakteru. Nie jest to jednak konwersja tragiczna – ponieważ wszystkie nowości bardzo mi się podobają wpasowując się w resztę tej pokręconej historii.
Grzech niewinności
Dużo jednak piszę o Personie 2, ale nic nie mówię o tym czym jest ta gra i o czym ona jest. W istocie to japoński RPG, z ogromną ilością dungeon crawlingu, w którym ciekawy system został zepchnięty na drugi plan ze względu na opowiedzianą historię. Gameplay mocno uzupełnia się z historią, co sprytnie się często ze sobą zazębia czego ciekawym przykładem są wplecione w rozwój postaci teorie psychologiczne. Podobnie jak cała seria Persona, Innocent Sin wykorzystuje jako motyw przewodni miejskie mity, urban legends, które okazują się jednak prawdziwie i przerażające w swojej realności. Ludzie giną, a śmierć czeka na nas.
Historia jest zdrowo pokręcona – znajdziemy tutaj Hitlera, europejską poezję, Junga, Lovecrafta, Poe, nawiązania do innych Megami Tensei, odkupienie, winę, nienawiść i radość. Pojawiają się podwójne osobowości, niezwykłe historie oraz problemy większego i małego sortu, a zarazem… dotyczące całego gatunku ludzkiego. Persona 2 to tylko teoretycznie opowieść o grupie uczniów, w istocie to jednak niezwykła historia, której warto dać szansę – i której za wszelką cenę nie chcę zdradzać. Wystarczy powiedzieć, że ktoś poluje na naszych bohaterów, a oni są w posiadaniu mocy Person, tajemniczych istot, które mogą chronić lub zabijać.
Chociaż taki miks i umieszczenie w jednej grze tylu różnych motywów może kojarzyć się raczej z pseudointelektualnym dziwactwem, stworzonym, żeby się dowartościować, to autorzy zdołali uniknąć przesady. Uniknęli niezaplanowanego kiczu, głupoty oraz niebezpiecznego przerostu formy nad treścią. Wręcz przeciwnie – Persona 2 oferuje masę smaczków, ale nie każdy je dostrzeże. To jedna z tych gier, które wymagają również od grającego – odważna rzecz, powoli odchodząca do lamusa.
Druga Persona poprawia wszystkie błędy poprzedniczki, wykorzystując dalej jej schemat – jest to zatem nade wszystko dungeon crawler, w którym brakuje miejsca na social linki i elementy dating simów, które stały się symbolem Persony 3 oraz 4. Nie ma w tym absolutnie nic złego – ta gra jest inna i w swej inności wspaniała. Szczególnie, że w Personie 2 roi się od NPCów, którzy zmieniają swoje kwestie, podejście do życia i mają własne, ciekawe historie.
Tajemniczy obraz
Chociaż oprawa Persony 2 jest rodem z pierwszego PlayStation, to uważam, że sprite’y wciąż wyglądają bardzo dobrze. Jestem z tych graczy, którzy uważają Chrono Triggera za tytuł ładniejszy od Mass Effect, dlatego nie mogę napisać, że Persona 2 na brzydką grafikę – bo takiej nie ma.
Dopracowana animacja, przyjemne dla oka szczegóły, a nade wszystko brawurowe projekty demonów oraz pradawnych bytów to niesamowite połączenie, które wygląda pysznie na ekraniku małej konsolki. Oczywiście, niemniej ważną częścią oprawy jest muzyka spod ręki kilku mistrzów z Atlusa. Nie powtórzono tutaj błędów poprzednika oferując tym razem dwie ścieżki dźwiękowe – nowa jest bardzo współczesna, przypominająca kolejne części serii, ale znacznie mniej klimatyczna, podczas gdy oryginalna to już ponadczasowa klasyka, doskonale dopełniająca wydarzeń na ekranie, komponująca się z nimi, będąca elementem magii, której nie może przekazać grafika. Persona 2 wygląda i brzmi dobrze.
Ogromną zasługę ma przepiękny design gry. Mistrz Kazuma Kaneko wykorzystuje obrazy, wierzenia i sztukę całego świata przedstawiając w sposób piękny i ciekawy demony, anioły i ponadludzkie byty; nie będę ukrywał, że gry Atlusa pod tym względem zawsze trzymają bardzo wysoki poziom, ich jakość wręcz powala, ich wizjonerstwo zaskakuje, ich odwaga jest godna pochwały – to gra, w której zobaczymy przerażające anioły, piękne demony, diaboliczne boginie i boskie zwierzęta. Kaneko tworzy przepiękne wizje, które są ponadczasowe. Uczta dla oka.
Niekończący się loch
Banalnie wypada mi zapytać – czym jest jednak choćby najlepsza historia w grze wideo, jeżeli w ogóle nie broni się gameplay? Przecież świetnie pokręcony fabularnie Drakengard był niemalże niegrywalny, przez co nie podchodziło się do tej gry. Persona 2, na szczęście to wciąż kawałek bardzo grywalnej gry.
Tak, system się zestarzał i potrafi zmęczyć, ale nie jest zły. Zapewne zostanę za to wypatroszony, ale prawda jest taka, że toporność japońskich RPG po upływie czasu chociaż duża, jest mniejsza niż w przypadku gier zachodnich – takich jak Arcanum albo Fallouty, które chociaż kocham, to zawsze musze poświęcić sporo czasu zanim znów „wbiję się” w ich systemy. Persona tego nie posiada – jest przestarzała. Jest trochę za wolna. Ma za dużo walk. Ale spokojnie system się połyka i dziś. Szczególnie, że jednym z najjaśniejszych jego elementów są konwersacje z demonami – możemy je zastraszać, przekonywać, przekupić, czy namówić do współpracy, a same rozmowy z nimi są doprawdy fantastyczne i nietypowe, choć nieco powtarzalne.
Generalnie chodzimy po lochach (w tym kilku nowych dla PSP, z jednym bardzo fajnym questem odwołującym się do poprzedników), walczymy i rozmawiamy co powoduje, że Persona 2 jest bardzo długa. Można spokojnie spędzić przy niej kilkadziesiąt godzin, nie widząc wciąż wszystkiego, a chociaż ilości walk i lochów czasem męczą, to historia, klimat i oprawa przykuwają do ekranu konsolki.
Niestety twórcom brakło trochę odwagi do zmodyfikowaniu tego co wymagało modyfikacji – systemu gry, któremu przydałby się lifting. Nie oznacza to jednak, że walki są złe – po prostu trzeba się wbić. Dodam tylko, że MegaTeny, z naciskiem na Shin Megami Tensei III to jedyne RPGi nie będące bezpośrednimi (bo są zakamuflowanymi) spadkobiercami Wizardry , którym wybaczam losowe walki. Wpasowują się w grę, są dobrze poprowadzone i pasują do koncepcji świata.
To nie koniec, to nie to
„Persona 2” to najpoważniejsza, dotykająca tematów tak pokręconych, że aż głowa boli część Persony. Ta gra to postmodernizm w formie grywalnej. Razem ze swoim sequelem, czy raczej ze swoją drugą połówką w postaci Eternal Punishment tworzy mroczną, chorą historię o odkupieniu, rozpaczy, nadziei oraz zmarnowanym życiu. Opowiada historię o niezwykłych ludziach unikając banałów typowych dla gier wideo.
Chociaż narzekałem na konwersję – to jest to gra odważna oraz doskonale walcząca z czasem. Kolejny klasyk zawitał na PSP – cieszmy się, bo niesprawiedliwie traktowana konsolka Sony stale udowadnia, że jest molochem wszelkich japońskich RPG. [8]