Witam wszystkich po długiej nieobecności i chciałem z wami podzielić się moim pierwszym wrażeniem z gry Frostpunk, bo już dawno żadna gra nie wzbudziła we mnie tylu emocji, nie chwyciła za mordę i dosłownie zabroniła odchodzić od komputera. Spowodowała nawet, że zostałem bardzo mocno zrugany przez własną żonę. Takie życie gracza/męża.
Uwaga! Tekst pisany pod wpływem emocji i niewyspania, miej to na uwadze drogi czytelniku. Pozdrawiam z miejsca gdzie temperatura jest w miarę umiarkowana, ale wraz z powrotem żony spadnie ku minus 120 stopniom Celsjusza.
Rodzina jest najważniejsza. Przynajmniej takie są moje wnioski po obejrzeniu wszystkich części niekończącego się cyklu o superbohaterach w samochodach. Nie wiem czy pan Diesel ma 100% racji, ale twórcy Children of Morta się z nim zgadzają. Dlatego też otrzymujemy grę o dosyć nietypowej rodzince. No chyba, że wspólne zabijanie potworów to norma, a ja jestem jakiś dziwny?
Po latach grania w różne produkcje zorientowałem się, że zupełnie nie zależy mi na wysokim poziomie trudności, kręcę też nosem, jeśli fabuła jest szczątkowa. Frostpunk jest grą wymagającą, a opowiedziana w niej historia to taki luźny szkic świata dotkniętego globalnym zlodowaceniem. Zatem nie jest to gra dla mnie. Coś mnie jednak przyciągało do nowego dzieła 11 bit studios i dałem się skusić na pudełko z prześlicznym artbookiem w zestawie. Po kilkunastu godzinach jestem pewien, że to była słuszna decyzja. Frostpunk jest bardzo, ale to bardzo dobry!
Gry tej nie da się wepchnąć do wora gromadzącego jeden tylko gatunek. Gdybym musiał, hasłem przewodnim byłoby "strategia". Ale Frostpunk jest też grą w przetrwanie, ale na poziomie społecznym. Jest to gra w budowanie miasta. Jest swego rodzaju to symulator grupowych zachowań i test dla przywódczych uwarunkowań gracza. No i najważniejsze - jest to produkcja na tyle oryginalna i dobrze zrobiona, że może przekonać do siebie także gracza nastawionego głównie na intensywne, filmowe przygody. Czyli mnie.
W grach o szeroko pojętej tematyce wojennej nie poczułem żadnego powiewu świeżości od dobrych kilku lat. Wojna to trudne zagadnienie, które w wirtualnej rozrywce przedstawiane jest wręcz w skrajnie przerysowanej, uproszczonej i „ugrzecznionej” formie. Wielkie koncerny zazwyczaj idą po linii najmniejszego oporu i bardzo ostrożnie podchodzą do tytułów wydawanych pod swoim sztandarem, stąd próżno szukać prawdziwego obrazu konfliktu zbrojnego w ich produkcjach – wystarczy sobie przypomnieć storpedowanie bardzo dobrze zapowiadającego się Six Days in Fallujah. Kiedy niemal całkiem straciłem nadzieję na powstanie ambitnej, bezkompromisowej pozycji wojennej, w Internecie pojawił się zwiastun rodzimego This War of Mine. Już wtedy czułem, że właśnie na tę grę czekałem te wszystkie lata.
Warszawskie studio odnotowało ogromny sukces za sprawą This War of Mine. 11bit Studios nie tylko zyskało przychylność graczy i ogromny zastrzyk gotówki z zysków, gdyż odnotowała również kolosalny wzrost wartości swoich akcji na giełdzie, co nie śniło się nawet największym optymistom.
Polskie produkcje coraz liczniej podbijają świat. Z roku na rok tworzy się w naszym kraju coraz więcej gier, które swoją jakością nie tylko satysfakcjonują, ale i zaskakują. Z rozwoju branży w naszym kraju możemy być równie dumni jak z jakości kolejnej rodzimej produkcji warszawskiego 11bit Studios – This War of Mine.
Podejść do zagadnienia piractwa może być parę. Kwestia ta, niezmienna od wielu lat, jest czymś tak naturalnym w sieci jak fakt, iż każdy choćby raz miał styczność z Google. Jednocześnie też nie ma na świecie człowieka, który mógłby wyskoczyć z wanny z okrzykiem „Eureka!” niosącym się po sąsiedztwie, by chwilę później móc obwieścić światu, że wymyślił sposób na tych, którym niekoniecznie w smak jest drobny wydatek na grę. Jak więc mogą twórcy, zarówno Ci duzi jak i mali, potraktować ów problem? Ubisoft i polskie 11 bit studios reprezentują skrajnie odmienne poglądy.
Jednym z najbardziej wymęczonych gatunków wśród gier jest tzw. tower defense. O co biega, z czym to się je, gryzie i połyka – każdy wie, bo to chleb powszedni branży i jeden z najbardziej oczywistych kierunków, obranych przez twórców niezależnych w ostatnich latach. Świeżutki team 11 bit Studios złożony z osób, które mają w swoich cefałkach udokumentowaną pracę przy Teenagent czy Gorky 17 również postanowił wypłynąć na szerokie wody sprawdzonym pomysłem. Miło mi zakomunikować, że to właśnie Polacy spowodowali, iż na widok kolejnego tower defense nie ziewnąłem ani razu. Być może jest to spowodowane poziomem wykonania, a może... odwróconymi zasadami. Tak czy siak Anomaly: Warzone Earth to gra naprawdę dobra i przemyślana.