Bez Michaela Baya może być lepiej! - recenzja filmu Bumblebee
Optimus Prime pojawi się w spin-offie Transformerów o Bumblebee
Transformers - 14 nowych historii w przygotowaniu
W Transformers: The Last Knight Hitler zdobędzie Anglię. Pomysł pod ostrzałem
The Last Knight oficjalnym podtytułem piątej części Transformers
Bumblebee głównym bohaterem spin-offa Transformerów
Tranformers bez wielkich wybuchów, sprośnych dowcipów i idiotycznych bohaterów. Czy to w ogóle możliwe? Twórcy Bumblebee chcieli tym filmem (będącym spinoffem, a może...prequelem?) wyraźnie odciąć się od „dokonań” Michaela Baya. Efekt ich wysiłków jest tak bardzo inny od pozostałych odsłon, że zestawienie nowej przygody z poprzednikami może wprowadzić w osłupienie niejednego fana. Okazuje się, że coraz bardziej efekciarskie walki i sceny zagłady nie muszą być daniem głównym. W tej produkcji kluczowym pierwiastkiem jest ten najbardziej nam znany – ludzki.
Ale od początku – film wjeżdża sceną wojny na Cybertronie i robi to z klasą. Jest to dokładnie to, czego osoby wychowane na kultowych zabawkach oczekują, przede wszystkim pod względem wizualnym. Jest ładnie, ale nie efekciarsko. Roboty wyglądają świetnie, ale nie tak przekombinowanie jak w produkcjach Baya (miłe uszanowanie klasycznego wyglądu Optimusa!). Kolejne minuty dają namiastkę również tego, co będzie się działo dalej, a jest to...wyjątkowo spokojna narracja okraszona świetnymi efektami specjalnymi oraz bohaterami, których można po prostu polubić. Jeżeli w tym momencie z Bumblebee wyłania się Wam obraz kina rozrywkowego, wydestylowanego ze stylu Michaela Baya to jesteście baaardzo blisko. Sikających psów, skaczących po toalecie Chińczyków oraz wygłupiających się przed kamerą wielkich nazwisk nie stwierdzono.
Tegoroczny Transformers: Ostatni Rycerz był ostatnim wyreżyserowanym przez Michaela Baya obrazem rozgrywającym się w uniwersum wielkich robotów. Wytwórnia Paramount Pictures nie zamierza jednak z tego powodu żegnać się z kasową serią i już w przyszłym roku zobaczymy kolejny film osadzony w tym samym świecie, skupiający się na sympatycznym robocie o imieniu Bumblebee. Nie będzie on jedyną znajomą twarzą, jaką zobaczymy w nowym obrazie.
Wiele wskazuje na to, że „Ostatni Rycerz” rzeczywiście będzie ostatnim rozdziałem sagi o wielkich robotach z kosmosu. Michael Bay stworzył film, który z miejsca ustawia go jako faworyta do przyszłorocznych „Złotych Malin”. Co się zepsuło w mechanizmie „Transformers”?
Michael Bay, czuwający w ostatnich latach nad kierunkiem rozwoju filmowej serii Transformers, wypowiedział się na temat jej przyszłości. Podczas spotkania z fanami, do jakiego doszło w ramach londyńskiego wydarzenia promującego nadciągającą odsłonę Transformers: The Last Knight, zdradził, że na tę chwilę istnieje czternaście scenariuszy (na różnym etapie prac), na podstawie których można byłoby nakręcić kolejne filmy osadzone w uniwersum transformujących się robotów.
W ostatnich dniach fani filmowej serii o Transfomerach podzielili się na dwie grupy. Wszystko z powodu weekendowych doniesień, wedle których w najnowszej odsłonie cyklu – Transformers: The Last Knight – będziemy świadkami scen nakręconych w Pałacu Blenheim, miejscu narodzin Winstona Churchilla, premiera Wielkiej Brytanii. Ich akcja rozegra się w alternatywnej rzeczywistości, w której Nazistom udało się najechać i zdobyć Anglię podczas II wojny światowej.
Wytwórnia Paramount Pictures ujawniła za pośrednictwem oficjalnego konta marki Transformers na Instagramie, że piąta odsłona filmowej serii traktującego o odwiecznym konflikcie Autobotów i Decepticonów trafi do kin pod tytułem Transformers: The Last Knight. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że zdjęcia do filmu wystartują w przyszłym miesiącu.
W najbliższych latach sale kinowe przeżyją istną inwazję Transformerów. Począwszy od 23 czerwca 2017 roku, do kin trafią trzy kolejne obrazy przedstawiające odwieczny konflikt Autobotów i Decepticonów. Jak się teraz okazuje, drugi z filmów – czyli Transformers 6 – poświęcony zostanie jednemu bohaterowi, a konkretnie Bumblebee.
Jest kilka czynników, które decydują o tym czy gra o Transformerach będzie udana. Musimy dostać do dyspozycji kilka postaci, najlepiej również tych złych, Optimus musi mówić głosem Petera Cullena i rzucać ikonicznymi tekstami, przydałaby się piosenka nawiązująca do hitów z lat 80-tych, ale dla mnie najważniejsze zawsze jest wykorzystanie potencjału jaki drzemie w postaciach zmieniających się w każdy możliwy pojazd. Transformery są idealnym materiałem, by łączyć różne typy gameplayu, różne osobowości bohaterów i dwie przeciwstawne perspektywy.
A grą, która najlepiej w ostatnich latach wykorzystała potencjał tego uniwersum jest Transformers: Fall of Cybertron, przez co dzieło High Moon Studios to świetny przykład idealnego zróżnicowania rozgrywki.
Należę do pokolenia wychowanego na Transformersach. Wszyscy znajomi oglądali bajkę ( do dzisiaj mam kilka kaset VHS z odcinkami kreskówki) i każdy chciał mieć zabawki z robotami. Z tego też powodu moje zmrożone serce rozgrzewa się na ułamek sekundy kiedy pomyślę o Autobotach i Decepticonach. Ten sentyment został wielokrotnie nadużyty. Tym razem Transformers: Devastation ma jednak przywrócić magię dziecięcych lat. Czy ekipie z Platinum Games się to udało czy też dostajemy kolejny szrot na miarę filmów Michaela Baya?
Już w piątek do kin trafi widowiskowy film science-fiction zatytułowany "Na skraju jutra". Fani militarnego kina fantastycznego powinni być usatysfakcjonowani. Przy okazji, warto sobie przypomnieć inne efektowne futurystyczne batalie.