Recenzja Crysis 3 - w rozkroku między sandboksem a kolejnym Call of Duty
Wzlot, upadek, upadek i upadek Cryteka
Ryse: Son of Rome - recenzja gry i fantastyczna galeria ze słabymi teksturami!
Ryse – zapewne najładniejsza gra w historii, pozbawiona duszy
Crysis 3 - po raz pierwszy zostałem mile zaskoczony!
Nowy Jork ma przerąbane. Recenzja Crysis 2
Po poszczególnych odsłonach serii Crysis możemy bardzo ładnie dostrzec kolejne etapy ewolucji tej marki, która spowodowana jest – silniejszym bądź słabszym – wpływem firmy Electronic Arts na studio Crytek. Ciężko mi uwierzyć, by z dość interesująco prosperującego sandboksa w konwencji pierwszoosobowej strzelaniny, chciano pójść w liniowego FPS-a o zadatkach na Call of Duty. Mimo braku własnej, zatraconej już, tożsamości, Crysis 3 dość skutecznie broni się, choć garda jest już na wysokości pasa.
Przy okazji dużego zamieszania jakie towarzyszyło ostatnio wielkim targom w oczy rzuciły mi się drobne projekty niemieckiego studia. Mam tu na myśli Cryteka, którego najbardziej udanym dzieckiem jest silnik CryEngine. Ujawnione gry nad którymi pracuje ta firma to dwie produkcje F2P i jedna skupiająca się na rzeczywistości rozszerzonej. To skromne grono uderzyło mnie głównie ze względu na kontrast w stosunku do niedawnych, ambitnych planów studia. Crytek planował budowę istnego growego imperium.
Ryse: Son of Rome to w sumie niezła gra. Gdybym nie wiedział, kto ją zrobił i co było jej głównym zadaniem po premierze, to mógłbym uznać, że jest więcej niż niezła. Po spędzeniu z nią nieco ponad pięciu godzin zapamiętam trzy rzeczy: jeśli się uruchomi na Twoim komputerze, to będzie ładnie wyglądać niezależnie od ustawień - grałem z teksturami na "low", to wiem; nawet naparzanie na chybił-trafił podczas QTE zaowocuje ładną i krwawą animacją pokonania przeciwnika; polski tytuł tej gry brzmiałby Powztań synu Rzymu. I w sumie mógłby, bo przecież główny bohater nazywa się Mariusz. No to hejże z tą recenzyjką!
Miałem ostatnio okazję sprawdzić kilka z tytułów startowych Xboxa One. Podczas przedpremierowych zapowiedzi praktycznie wszyscy dziennikarze byli zgodni, że pod względem oprawy graficznej najlepiej prezentuje się „Ryse: Son of Rome” – gra akcji traktująca o walkach rzymskich legionistów z barbarzyńskimi najeźdźcami. Już od pierwszej prezentacji wyglądało to świetnie i dziś można zdecydowanie śmiało stwierdzić, że jest to najprawdopodobniej najładniejsza gra w historii. Problem w tym, że mamy tu do czynienia z ładną wydmuszką, a pod kolorową skorupką kryje się puste wnętrze.
Crysis to jedna z tych serii, których nie doceniłem i z perspektywy czasu tego żałuję. Oczywiście w pewnych kwestiach nadal podtrzymuję swoje zdanie: seria miała swoje wzloty i upadki, wciąż, czy tego chcemy czy nie, jej najmocniejszą stroną jest oprawa wizualna i niestety dopiero „trójka” zgrabnie łączy zalety sandboxowej „jedynki” z tunelową „dwójką”. Postanowiłem zmierzyć się z legendą nanokombinezonu i onieśmielony zwracam Crytekowi honor: po raz pierwszy wykonaliście kawał solidnej roboty! Wersja recenzowana (i najbardziej dopieszczona): PC.
Przeciętny nowojorczyk w oczach standardowego scenarzysty s-f to człowiek o dawce pecha kilkukrotnie przekraczającej rozsądne normy. Powodem większości zmartwień są - a jakże - wredne ufoludy. Crytek kontynuuje historię opowiedzianą przed laty za pomocą wyspiarskiego Crysisa, ale przenosi ją do betonowej dżungli Nowego Jorku żeby wpienić Johna Smitha i wysadzić w powietrze jego wieżowiec. A gracz będzie tego świadkiem, bo lubi oglądać i powodować wybuchy.
Crysis 2 trochę zrywa z (pozorną) totalną wolnością, jaką mieliśmy na wyspie Lingshan w jedynce, ale wymienia ją na odpowiednio prowadzoną, efektowną, miejscami bardzo filmową (czyt. oskryptowaną) kampanię. I w sumie mi jakoś bardzo to nie przeszkadza, bo zaoferowana przygoda dała mi dużo więcej frajdy, niż np. ostatnie odsłony Call of Duty (niektóre, bo kilka z nich zupełnie świadomie olałem). Raz - jest zdecydowanie dłuższa, dwa - jest zdecydowanie ciekawsza i trzy - jest zdecydowanie ładniejsza. Choć mimo wszystko pierwszy Crysis w ogólnym rozrachunku jest moim zdaniem lepszy od C2.
Otwarte testy Crysis 3 rozpoczęły się dzisiaj, niespełna miesiąc przed premierą pełnej wersji gry. Spędziłem trochę czasu w nanokombinezonie, a oto moje spostrzeżenia.
Ujawnienie informacji o pracach nad Crysis 3 spowodowało duże poruszenie w świecie gier, co raczej nie powinno nikogo dziwić. Trójka miała pogodzić zwolenników zarówno pierwszej jak i drugiej części, rzucając gracza do miejskiej dżungli, a dokładniej – futurystycznego Nowego Jorku. Jak się okazało, CryTek przywiózł na trwające właśnie targi Gamescom coś, co na nowo rozpali zainteresowanie trzecią odsłoną flagowej serii niemieckiego studia.
Crysis, Crysis, Crysis... Ileż to się już nasłuchało na temat tej serii strzelanek przenoszącej nas w futurystyczne, malownicze miejsca. Pamiętam dokładnie burzę, jaką rozpętały pierwsze prezentacje silnika, na którym stanąć miała pierwsza odsłona cyklu - poczciwy Crysis 1. Wiele wiosen już minęło od tamtego czasu, a nasze oczy pieszczone są teraz przez technologiczną podwalinę trzeciej już części. Zainteresowany nowym silnikiem?
Kilka godzin temu świat elektronicznej rozrywki obiegła niezwykle gorąca wiadomość. Firma Crytek oficjalnie potwierdziła, że prace nad trzecią częścią Crysis trwają już od jakiegoś czasu, a sama gra pojawi się wiosną przyszłego roku. Fora wielu serwisów internetowych huczą od plotek, powstają pierwsze domysły i rozpoczynają się wojny zwolenników pierwszej i drugiej odsłony serii.