Otwarte testy Crysis 3 rozpoczęły się dzisiaj, niespełna miesiąc przed premierą pełnej wersji gry. Spędziłem trochę czasu w nanokombinezonie, a oto moje spostrzeżenia.
Ważące ok. 3GB pliki instalacyjne pobrałem za pośrednictwem platformy Origin. Do połączenia się z serwerami wymagane jest bezpłatne konto w tym serwisie, o czym chyba już wiecie. Obawiałem się trochę optymalizacji omawianego tytułu. Bo to w końcu beta i ma ona prawo wyglądać lub działać trochę inaczej w stosunku do finalnego produktu. Na szczęście na moim, średniej klasy komputerze, Crysis 3 działa bez najmniejszych problemów – pewne trudności pojawiają się właściwie dopiero przy ustawieniu wszystkich parametrów graficznych na ultra. Wtedy dzieło Crytek pokazuje pazury i wygląda naprawdę ładnie.
Na tę chwilę udostępniono dwa tryby: Crash Site oraz Hunter. Pierwszy z nich to klasyczne zajmowanie wybranych punktów i wybijanie wszystkich, którzy chcą je odbić. Drużyny liczą po ośmiu graczy każda, co przy niezbyt ogromnych lokacjach powoduje, że do rozgrywki momentami wdziera się chaos. Zarówno przeciwnicy, jak i sojusznicy padają niczym muchy, dlatego najlepszym rozwiązaniem, mimo najszczerszych chęci do prowadzenia otwartej wymiany ognia, jest czekanie w kącie i ostrzeliwanie nieuważnych osób. Crash Site był dla mnie pewnym rozczarowaniem, bo poza kilkoma usprawnieniami, tryb ten niewiele różni się od jego poprzedniej wersji z drugiego Crysisa.
Z kolei bardzo miłą niespodzianką okazał się Hunter. Reguły w tym przypadku zmieniają się diametralnie, a pierwsze skrzypce odgrywają odziani w nanokombinezony, niewidzialni wojacy ze śmiercionośnymi łukami w dłoniach. Naprzeciw nich staje mięso armatnie, czyli jednostki C.E.L.L. Na początku rundy stosunek sił wynosi 2:14 na korzyść „zwykłych” żołnierzy. Szczęślwie, rozgrywka jest w tym przypadku na tyle zbalansowana, by szanse były jak najbardziej wyrównane.
Ludzie z korporacji zostali podzielni na trzy klasy: Snipera, Assaulta i Close Quartera. Podstawową giwerą każdego z nich jest kolejno: karabin snajperski, szturmowy oraz strzelba. Asem w rękawie są różnorakie gadżety, pomagające wykryć obecność Łowców. Czujnik podczerwieni, miny, urządzenia śledzące, czy sygnał dźwiękowy reagujący na obecność przeciwnika to tylko niektóre z pomocnych zabawek. I choć „na papierze” całość wygląda nieźle, w rzeczywistości najważniejsze są indywidualne umiejętności grających. Raz to niewidzialni dziesiątkują komandosów, by w kolejnej rundzie sytuacja kompletnie się odwróciła.
Tolerancja na ołów u Łowców nie jest szczególnie wysoka, bowiem kilka celnych trafień sprowadza ich do pionu. Jeśli to oni trafią oponenta swoją strzałą, ten zmienia front i musi walczyć przeciwko swoim poprzednim towarzyszom. Czasami zdarzają się sytuacje, kiedy piętnastu świetnie wyszkolonych zabójców szuka jednego, wystraszonego biedaka. Gdy ten jakimś cudem przetrwa dwie minuty w ukryciu, zwycięży. Przy takiej dysproporcji sił ciężko tego dokonać, ale wszystko da się zrobić.
Mapy są dwie, jedna znajduje się na obszarze lotniska, druga – w muzeum. Kolorowa, słoneczna lokacja z samolotami w tle znacząco różni się od wilgotnej i ciemnej miejscówki usadowionej w Nowym Jorku. Ciężko rozstrzygnąć, która z nich jest ciekawsza, bądź trudniejsza. Z pewnością mogę stwierdzić, iż obie się twórcom udały i toczenie batalii to czysta przyjemność. Duża w tym zasługa przepięknej oprawy graficznej, zapewniającej masę szczegółów, a przede wszystkim – uczucie obecności na polu bitwy.
Beta Crysis 3 skutecznie zachęciła mnie do sięgnięcia po pełną wersję gry. Zabawa wieloosobowa zapowiada się bardzo smakowicie, (multum możliwości, aż osiem trybów na dwunastu mapach) nie mówiąc o kampanii dla pojedynczego gracza, która będzie dla mnie wisienką na torcie upieczonym przez Crytek.