Przeciętny nowojorczyk w oczach standardowego scenarzysty s-f to człowiek o dawce pecha kilkukrotnie przekraczającej rozsądne normy. Powodem większości zmartwień są - a jakże - wredne ufoludy. Crytek kontynuuje historię opowiedzianą przed laty za pomocą wyspiarskiego Crysisa, ale przenosi ją do betonowej dżungli Nowego Jorku żeby wpienić Johna Smitha i wysadzić w powietrze jego wieżowiec. A gracz będzie tego świadkiem, bo lubi oglądać i powodować wybuchy.
Crysis 2 trochę zrywa z (pozorną) totalną wolnością, jaką mieliśmy na wyspie Lingshan w jedynce, ale wymienia ją na odpowiednio prowadzoną, efektowną, miejscami bardzo filmową (czyt. oskryptowaną) kampanię. I w sumie mi jakoś bardzo to nie przeszkadza, bo zaoferowana przygoda dała mi dużo więcej frajdy, niż np. ostatnie odsłony Call of Duty (niektóre, bo kilka z nich zupełnie świadomie olałem). Raz - jest zdecydowanie dłuższa, dwa - jest zdecydowanie ciekawsza i trzy - jest zdecydowanie ładniejsza. Choć mimo wszystko pierwszy Crysis w ogólnym rozrachunku jest moim zdaniem lepszy od C2.
W Crysis 2 jesteśmy niejakim Alcatrazem, twardym, choć niemym, żołnierzem zmuszonym do kontynuowania misji pana Proroka. Na samym początku zabawy dziedziczy nankombinezon (którego teraz używa się w dużo wygodniejszy sposób i do tego można go ulepszać - duży plus), po czym rusza na ulice, na estakady, między drapacze chmur, do budynków, do baz wojskowych, do kanałów, do parków celem powstrzymania inwazji Cepidów (ale pod koniec kampanii Alcatraz ma na sumieniu więcej ludzi ze złej korporacji C.E.L.L., niż obcych). Jak na typowo miejski krajobraz jest bardzo różnorodnie i zdecydowanie nie nudno. Różnego rodzaju broń wala się wszędzie, można więc szybko wymienić jedenc zy drugi pistolet na kilka rodzajów karabinów czy snajperek, mamy też strzelby, "jednorazową" broń ciężką i kilka energetycznych wymysłów (ale niestety brakuje jakieś wypasionej, przesadzonej kosmicznej spawarki). Dodajmy do tego możliwość modyfikowania narzędzi pracy (celowniki, tłumiki, tryb prowadzonego ognia) i kilka wybuchowych rzeczy do rzucania pod nogi, a otrzymamy solidny, choć niczym nie wyróżniający się, arsenał. Aha - są też znajdki dla wytrwałych poszukiwaczy skarbów.
Gra prowadzi nas za rączkę przez różnego rodzaju korytarze, by potem dać trochę swobody i postawić przed problemem pokonania sporej przestrzeni i masy wrogów (swoją drogą - po ulepszeniu trybu maskowania w kombinezonie zaskakująco łatwo unika się walki przekradając się bokiem). Okazjonalnie trzeba też bronić jakiegoś punktu przez falami ataków, mamy też możliwość pojeździć wojskowym wozem z karabinem - generalnie jest tu wszystko, czego można się spodziewać po typowym współczesnym FPSie. To wszystko jest zrobione bardzo dobrze, ale w żadnym momencie nie wyróżnia się zdecydowanie na plus. To znaczy nie: wyróżnia się, ale nie na poziomie projektowym, czy scenariuszowym. Wyróżnia się wizualnie. Oj, jak się wyróżnia. Crysis 2 to najładniejsza gra, w jaką miałem przyjemność grać i gdyby ktoś mi powiedział, że pojawiła się na rynku wczoraj, uwierzyłbym. CryEngine 3 to fenomenalne narzędzie zmuszające ślinianki do produkcji nadprogramowej ilości substancji. W kilku miejscach po prostu stałem i się gapiłem, zamiast grać. Śliczności!
Czas na krótkie i ładne podsumowanie: oto świetnie zrobiona typowa strzelanina FPP (czyli gra na jakieś 75/100), wyróżniająca się atrakcyjną miejscówką i fenomenalną oprawą (i za to dokładam te 6 punkcików). Trochę żal otwartych przestrzeni, no ale Crysis 1 też jest ładny, więc mogę sobie zagrać właśnie w niego.
PS Grałem w pełną polską wersję (pozdrawiam promocję na Origin), co owocowało mocno niedokładną synchronizacją wypowiadanych kwestii do ruchu ust i dosyć zabawnie brzmiącymi przekleństwami (choć fajnie, że nikt nie silił się na upiększanie języka) - plusik za Fisza udającego radiowca-weterana, minusik za fatalny dubbing Tary Strickland.