Deadly Class 4 - 1988 Umrzyj za mnie
Paper Girls 6 - Ostatnia podróż w retroprzeszłość Briana K. Vaughana
Recenzja filmu Lato '84. Siła nostalgii kontra seryjny morderca
Paper Girls - dziewczyńskie Stranger Things?
Popremierowa recenzja Stranger Things 2 - nowy rozdział, dużo spoilerów
Recenzja Dragon's Lair Trilogy – radość dla oldbojów
Nowy rok szkolny wpuszcza do powieści Remendera sporo świeżego powietrza. Powietrza, które przy okazji na nowo roznieca ogień pochłaniając czytelnika bezkompromisową dynamiką i zjawiskową jazdą po bandzie (!)
W szkole zabójców nie ma lekko. Wrogowie czają się na każdym kroku, a o wypadek przy nauce nie trudno. To jednak nic w porównaniu z sytuacją, w której wszyscy uczniowie próbują cię dopaść. Tymczasem Marcus nadępnął na niejeden odcisk jeszcze zanim dyrektor ogłosił początek wielkiego polowania na pierwszoroczniaków...
To już przeszło dwa lata odkąd w naszę ręce trafił pierwszy tomik z czwórką dziewczyn przemierzającą czasoprzestrzeń. Fioletowo – różowa konwencja, sympatyczne charaktery i solidna intryga sprawiają, że seria jaskrawo wyróżnia się na tle innych. Czas zadać pytanie: czy spełnia pokładane nadzieje i kończy tak dobrze jak się zaczęła?
Trwająca przez ostatnie lata moda na klimaty retro sprawiła, że umieszczanie czasu akcji swojego filmu czy serialu w latach 80-tych wydaje się być pójściem na łatwiznę. To odpowiednik piksel artu w grach - często taki styl ma tuszować niedostatki budżetowe albo małe doświadczenie twórcy. Na pierwszy rzut oka film Lato'84, który niedawno pojawił się w ofercie HBO Go, wydaje się właśnie taką oczywistą, pozbawioną oryginalności papką - wymieszano tu Goonies, Stranger Things, Halloween i masę innych znanych produkcji.
Co prawda Lato '84 zdecydowanie nie jest produkcją bez wad, ale na szczęście daleko jej od bycia bezduszną kalkulacją na zdobycie jak najszerszej widowni. Dzieło ekipy podpisującej się RKSS (to trójka filmowców z Kanady, którzy wcześniej zrobili inny retro-film Turbo Kid) ma na tyle dużo serca i uroku, że ogląda się je z przyjemnością.
Czwórka młodych dziewczyn rozwozi gazety na amerykańskiej prowincji, gdy nagle niebo staje się różowe, wylatują z niego wielkie dinozaury, a grupa zamaskowanych kosmitów porywa jedną z nich statkiem podróżującym w czasie…
Jesteście jednymi z tych widzów, którzy pytają swoich znajomych czy obejrzeli już nowe Stranger Things? A może inni Was ciągle o to pytają? Tak czy siak, od premiery drugiej części niespodziewanego hitu ze stajni Netflix minęły już ponad 2 tygodnie i wielu obejrzało całość więcej niż raz, więc mogę bez obaw zaprosić do lektury. Bo będą spoilery wielkie, jak nowy antagonista utkany z cieni. Du du du duuu!
Latem 2016 roku na Netfliksie znienacka pojawiło się coś z logotypem natychmiastowo kojarzącym się z latami 80-tymi i powieściami Stephena Kinga. Wystarczyło kilka dni, by wszystkie internety zrobiły się czerwone z ekscytacji. Stranger Things to nowa, niezwykła, nostalgiczna podróż, która nie tylko pożycza z innych dzieł popkultury, ale dokłada też coś od siebie. I zaczęło się. "Czy widziałeś już Stranger Things? Nie? No to musisz obejrzeć!".
Niecałe dwie godziny – tyle zajęło mi ukończenie trzech gier wchodzących w skład zestawu Dragon’s Lair Trilogy. To było krótkie, intensywne, ale też bardzo ciekawe doświadczenie. Nadrobienie liczący dobre trzy dekady klasyków przyszło mi bez bólu zębów, dało nawet trochę frajdy i co widzicie po ocenie okazało się dobrą decyzją. Inna sprawa, że jakoś też niespecjalnie mogę ten zestaw wszystkim wokół polecać. Po szczegóły zapraszam do recenzji.
"I have come here to chew bubble gum and kick ass…and I’m all out of bubble gum"
Czemu nikt wcześniej nie powiedział mi o BroForce? Mam słabość do gier ze starej szkoły, ale to chyba przypadłość wielu graczy wychowanych w erze NES. Pisałem już to pewnie wiele razy, ale przemysł gier jakby zapomniał, że w grach chodzi o dobrą, „miodną” zabawę/rozgrywkę. Złotą era gier tego typu (platformówki, side scroll, arcade) bezdyskusyjnie są lata 80. . Co jeszcze mamy w latach 80.? Nieśmiertelne kino akcji z amerykańskimi herosami. Z połączenia tych mocy powstaje mistrz nad mistrzami Kapitan Broneta (dzisiaj idziemy w humor wysokiego kalibru). Mam nadzieję, że kiedyś nasi herosi lat 80. doczekają się własnej mitologii i religii, gdy już spłoniemy w ogniach atomu. Nie wspominając o tym, jak zabawne byłoby oglądanie wiernych ubranych a la Rambo (wybierzcie swojego Brosa) – inkantujących cytaty ze starych kaset VHS. Zanim jednak ta pesymistyczna wizja nastąpi, to macie szansę zagrać we wspaniałą grę, która czerpie wiadrami z Contry i Metal Slug.
Co mają ze sobą wspólnego John Carpenter, Drive i Hotline Miami? Nostalgię i brutalność lat 80-tych, którą teraz w niezwykle stylowy sposób na ekrany kin przeniósł Adam Wingard, reżyser filmu Gość. Z okazji Halloween miałem do kina iść na Rogi, bo książka mi się podobała i chętnie zobaczyłbym Radcliffe'a jako diabelskiego Amerykanina. Los jednak chciał, że zupełnie znienacka i bez uprzedniej wiedzy o filmie (no dobra, dwie bardzo pozytywne recenzje przeczytałem) poszedłem na Gościa. I powiem wam, że była to bardzo dobra decyzja. Rogi w końcu obejrzę i pewnie okażą się dobre, ale Gościa już znam i wiem, że jest dobry. Bardzo dobry!
Niedawno wspominałem filmy akcji z jedną, charakterystyczną piosenką. Dziś pora na kolejną sentymentalną podróż - tym razem z trochę szerszym zakresem filmów, ze ścieżką dźwiękową złożoną z wielu świetnych, dobrze dobranych piosenek.