eJay

Głos znad morza

najnowszepolecanepopularne

Najlepszy film Christophera Nolana? - recenzja Tenet

Niewidzialny człowiek - recenzja filmu

Długi tytuł, średnia zawartość - recenzja filmu "Ptaki nocy"

Recenzja filmu Terminator: Mroczne przeznaczenie - to nie jest film dla fanów dzieł Jamesa Camerona

Bez Michaela Baya może być lepiej! - recenzja filmu Bumblebee

Kontynuacja w rytmie dubstepu - recenzja filmu Deadpool 2

48 FPSów na 13 krasnoludów

Nie lubię fantasy, Władcą Pierścieni gardzę, uważam go za nudną trylogię, przeciągniętą do granic wytrzymałości ludzkiego umysłu, do tego z masą fatalnych dialogów i komputerowymi bitwami prosto z ZX Spectrum. Już mnie nie lubisz czytelniku? To dobrze, czytaj dalej ;)

czytaj dalejeJay
25 grudnia 2012 - 14:25

Bogowie ulicy - David Ayer wraca w dobrej formie

Mało kto z was kojarzy Davida Ayera, więc na wstępie drobny wykład. Ayer to dla mnie jeden z ciekawszych reżyserów współczesnego kina dramatyczno-sensacyjnego. Nie tworzy dużo, ale jak już coś zrobi to zagłębiam się w temat kilkukrotnie, bo jego styl po prostu do mnie przemawia i kojarzy się z fascynacją kinem policyjnym z lat 70 i 80 ubiegłego wieku. Ayer ma tą zaletę, że swoje historie umiejscawia w Los Angeles, które jest miastem „nie do zdarcia” jeśli chce się opowiedzieć o problemie przestępczości oraz wyborach moralnych. Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat takich obrazów pojawiło się co najmniej kilka – Gorączka oraz Zakładnik Michaela Manna, serial Dexter, Dzień Próby Antony'ego Fuqua, czy Ciężkie czasy.

Przy dwóch ostatnich tytułach palce maczał właśnie Ayer – raz jako scenarzysta, a potem już jako reżyser. Bez względu na realny wkład tego artysty w ostateczny efekt, da się odczuć w tych filmach próbę przesiąknięcia do przerażającego na swój sposób organizmu Miasta Aniołów. Turystyka w LA praktycznie nie istnieje (nie mają oni ani kopca Kościuszki ani odpowiednika Wawelu), ale specyfika społeczności, rozkład ulic, światła, multi-kulti powodują, że oko kamery kocha filmować ten mały świat. Jakkolwiek z lotu ptaka nie budzi on większych emocji, tak od środka ma więcej kolorów niż niejeden cyrk.

czytaj dalejeJay
21 grudnia 2012 - 16:11

Trochę o gangsterach, whisky i błędach - podsumowanie 3 sezonu Zakazanego Imperium

Atlantic City. Rok 1923. To właśnie tutaj rozwija się nowa generacja mafijnego biznesu, opartego nie tylko na zastraszaniu i zabijaniu, ale także na zdobywaniu wpływów w środowisku polityków. W USA obowiązuje Akt Volsteada, zakazujący wyrobu i spożywania alkoholu. Czy jednak miejscowi decydenci traktują owe prawo poważnie? Prohibicja od braku prohibicji różni się tylko delegalizacją trunku, nakreślaną przez państwo w imię dobra wspólnego. Wszyscy chodzą tak samo pijani, piją może odrobinę mniej, ale butelki whisky nie znikają z barów. Co najwyżej chowane są pod ladami lub bezczelnie stawiane pod nosem jakiegoś kongresmena, bo ten nie wyjmie kajdanek, tylko napije się.

W trzecim sezonie Zakazanego Imperium twórcy bardzo wyraźnie nakreślili wady ówczesnego systemu. Systemu bezsensów, absurdów i różnic kulturowo-rasowych. Wóda leję się tu strumieniami, a mądre głowy krzyczą jedynie „zakazać!”. No i zakazują, tylko, że nikt z tych zakazów nic sobie nie robi. Nucky Thompson wraz z Rothsteinem zamawiają kolejne butelki z Europy, Lucky Luciano inwestuje w narkobiznes, tak świeży i niesprawdzony w tamtym okresie. Gillian Darmody z kolei prowadzi dom publiczny dla ekskluzywnych gości, a Van Alden po ucieczce z biura federalnego rozpoczyna zabawę w akwizytora, by skończyć jako...bimbrownik.

czytaj dalejeJay
6 grudnia 2012 - 14:15