Trochę o gangsterach whisky i błędach - podsumowanie 3 sezonu Zakazanego Imperium - eJay - 6 grudnia 2012

Trochę o gangsterach, whisky i błędach - podsumowanie 3 sezonu Zakazanego Imperium

Atlantic City. Rok 1923. To właśnie tutaj rozwija się nowa generacja mafijnego biznesu, opartego nie tylko na zastraszaniu i zabijaniu, ale także na zdobywaniu wpływów w środowisku polityków. W USA obowiązuje Akt Volsteada, zakazujący wyrobu i spożywania alkoholu. Czy jednak miejscowi decydenci traktują owe prawo poważnie? Prohibicja od braku prohibicji różni się tylko delegalizacją trunku, nakreślaną przez państwo w imię dobra wspólnego. Wszyscy chodzą tak samo pijani, piją może odrobinę mniej, ale butelki whisky nie znikają z barów. Co najwyżej chowane są pod ladami lub bezczelnie stawiane pod nosem jakiegoś kongresmena, bo ten nie wyjmie kajdanek, tylko napije się.

W trzecim sezonie Zakazanego Imperium twórcy bardzo wyraźnie nakreślili wady ówczesnego systemu. Systemu bezsensów, absurdów i różnic kulturowo-rasowych. Wóda leję się tu strumieniami, a mądre głowy krzyczą jedynie „zakazać!”. No i zakazują, tylko, że nikt z tych zakazów nic sobie nie robi. Nucky Thompson wraz z Rothsteinem zamawiają kolejne butelki z Europy, Lucky Luciano inwestuje w narkobiznes, tak świeży i niesprawdzony w tamtym okresie. Gillian Darmody z kolei prowadzi dom publiczny dla ekskluzywnych gości, a Van Alden po ucieczce z biura federalnego rozpoczyna zabawę w akwizytora, by skończyć jako...bimbrownik.

Pomimo istnienia jakotakich organów ścigania wszystko jest na opak. Zupełnie jakby bohaterowie chcieli żyć we własnym świecie, nawet państwie (o powierzchni 25 km2), byle z dala od „regulatorów” życia codziennego. Oczywiście wszystko odbywa się w ciszy, za plecami niczego nie świadomego społeczeństwa. Bo w gruncie rzeczy bohaterom nie chodzi o krew, śmierć i ofiary. Plany kręcą się wokół pieniędzy, tych brudnych jak i czystych. Kule wystrzeliwane są tylko wtedy, kiedy zawiodą wszystkie działania dyplomatyczne. O sile działania w ukryciu przekonają się za około 10 lat takie tuzy gangsterskiego świata jak John Dillinger oraz Al Capone, którzy ze względu na swoje zapędy oraz styl musieli stanąć do obowiązkowej konfrontacji z prawem. I przegrali.

Wymieniłem wspomnianą dwójkę przestępców nie bez przyczyny. Dillinger prezentował starą szkołę rabunku w czasach Wielkiego Kryzysu. Napadał na banki i komisariaty, robił dużo szumu, nie widział korzyści w oszustwach finansowych. Capone – postać bądź co bądź legendarna - to jeden z bohaterów Zakazanego Imperium. Od pierwszego sezonu obserwujemy jego rozwój, gdy będąc jeszcze szoferem w pomiętej czapce marzył o zostaniu kimś bardziej znaczącym. Z odcinka na odcinek, z roku na rok zdobywał coraz większą władzę, a współpracując z Johnym Torrio stał się szychą w Chicago. Choć do szczytu sławy w serialu droga daleka, możemy sobie jego realny upadek wyobrazić. Autorzy serialu bardzo rozsądnie szachują faktami historycznymi i mieszają je ze scenariuszowymi kompromisami. W przedostatnim odcinku 3 sezonu Capone zwraca się do Nucky'ego Thompsona słowami:

We been on the road for 18 hours... I need a bath, some chow... and then you and me sit down, and we talk about who dies,eh?

Narwany, agresywny, bezpośredni, ale gotowy do działania Al Capone, który później wstrząśnie okolicą. Jeszcze nie teraz, jeszcze nie tu, ale i tak wiadomo, że skończy jako boss mafii. Po tym względem Zakazane Imperium króluje. Pieści swoich najlepszych bohaterów, rozwija ich bez pośpiechu, pozwala zasmakować realiów.

Mamy w tym serialu po stronie mafijnej naprawdę świetne postacie. To materiał, którego nie da się wyeksploatować. Każda scena, dialog, mrugnięcie okiem czy drapanie się po tyłku któregokolwiek z szefów ogląda się zapartym tchem. Ostatnie dwa odcinki dały jasno do zrozumienia, że to co najlepsze w Zakazanym Imperium to wszelkiego rodzaju intrygi, szemrane interesy i błyskawiczne egzekucje. Dlatego mam prośbę do scenarzystów stacji HBO – w czwartym sezonie chcę więcej mięsa, więcej Nucky'ego, Eli, Chalky'ego, Luciano, Capone'a, Torrio, Masseri, Doyle'a. Chcę rzezi na najwyższym gangsterskim poziomie. Chcę Harrowa, który celuje do wrogów ze swoich pukawek ukrytych w walizce.

Nie lubię wymuszonych romansów, problemów aborcyjnych oraz zagwozdek Margaret Schroeder. To nie jest miejsce i czas na takie obyczajowe bzdury. Od HBO oczekuję wielkich emocji. W trzecim sezonie poczułem je dopiero na finiszu.

BTW. Gratulacje dla Bobby'ego Cannavale za brawurowo zagraną rolę Gypa Rosettiego. Facet jest nieziemskim skurczybykiem.

eJay
6 grudnia 2012 - 14:15