48 FPSów na 13 krasnoludów - eJay - 25 grudnia 2012

48 FPSów na 13 krasnoludów

Nie lubię fantasy, Władcą Pierścieni gardzę, uważam go za nudną trylogię, przeciągniętą do granic wytrzymałości ludzkiego umysłu, do tego z masą fatalnych dialogów i komputerowymi bitwami prosto z ZX Spectrum. Już mnie nie lubisz czytelniku? To dobrze, czytaj dalej ;)

Ok, żartowałem! Nie strzelajcie.

LOTRa i fantasy nie trawię, ale doceniam wysiłek Jacksona oraz całej ekipy, że udało im się ożywić ten cały, nierealny świat. To filmy monumentalne, dopracowane wizualnie i dla fanów na pewno wciągające. Hobbit jest dokładnie taki sam. To znane nam terytorium, może i wylajtowane do bajkowości w wielu aspektach (wina książki), ale nie sposób odmówić Jacksonowi miłości do Tolkiena i hajsu. Na pewno będzie mnóstwo dyskusji nad tym, czy podział na trylogię tym razem jest słuszny, jakie różnice są między filmem a książką, oraz - z technicznego punktu widzenia - jak WETA popchnęła wizualnie Śródziemie do przodu.

O fabule napiszę niewiele, bo coś czuję podskórnie, że Niezwykła podróż zyska po obejrzeniu części trzeciej w 2014 roku. Historia zaczyna się spokojnie i choć porządnych scen akcji (wręcz wirtuozerskich pod względem pracy kamery) nie brakuje, a scenografia miażdży płaty skroniowe, to nowy film Jacksona ma wydźwięk bardziej kameralny niż Drużyna Pierścienia. Efektu świeżości jednak nie ma, od razu przenosimy się do tolkienowskiego uniwersum i jak ktoś płakał oraz błagał Petera o ekranizację Hobbita ten będzie szczęśliwy. Klimatycznie jest bowiem wyśmienicie i nie przeszkadzają w tym okazyjne suchary wymawiane przez poszczególnych bohaterów. Moje główne zarzuty dotyczące fabuły to:

- Radagast (koleś jest kompletną porażką)

- film mógłby być krótszy o 20 minut (Jackson koszmarnie przedłużył początek)

I w sumie tyle. Seans minął bezboleśnie, myślałem, że będzie znacznie gorzej, a to pełnokrwiste fantasy z przygodą, które oprócz kilku dłużyzn naprawdę daje radę. No i postać Thorina jest bardzo „krasnoludzka” że tak napiszę. Megagość.

Do kina poszedłem jednak nie po to, aby wciągnąć się w wykreowany świat czy fabułę, co ze względu na technologię HFR 48 fps. Nazwijcie mnie technicznym geekiem, ale w ostatnich latach doczekaliśmy się dwóch nowinek, firmowanych nazwiskami uznanych reżyserów. Cameron ze swoim Avatarem podarował widzom nowy wymiar, który pozwolił zerknąć na środowisko Pandory z bliska. Jackson z kolei idzie o krok do przodu, bo do 3D dodaje kolejne 24 klatki. Czy jest to krok słuszny i zwieńczony sukcesem?

I tak i nie. Człowiek rozpoczyna seans z myślą "WTF, co to za gra komputerowa, czy robili to ludzie od Blizzarda?". Superpłynny ruch postaci niczym ze zwykłej kamery cyfrowej nijak przypomina klasyczne 24 klatki podsycane rozmaitymi filtrami. Pierwsze minuty wyglądają dziwnie, ale w tym szaleństwie Jacksona jest metoda i przede wszystkim wielka zaleta - jakość obrazu to żyleta. Śródziemie jest wyraźne, jasne i czytelne. Owszem, film prezentuje się nienaturalnie (a może inaczej - niefilmowo), jest mniej charakterny czy też zadziorny, ale w pełni rozumiem Jacksona oraz jego pomysł. Widz nie traci nawet ułamka detali podczas scen akcji, czy szybkich ruchów kamery (zwłaszcza gdy na początku Smaug robi bajzel w Ereborze). Wiele scen w 48 fps naprawdę zyskuje na odbiorze (walka z goblinami w podziemiach, spotkanie trolli), są to sekwencje przejrzyste, nie powodują zmęczenia gałek ocznych. To jest chyba największa zaleta tego formatu, gdyż pierwsza część trwa bite 2 i pół godziny, a moje oczy nie wyparowały. Z drugiej strony kilka fragmentów prezentuje się dość śmiesznie (np. rajd Radagasta przed orkami), ale być może to kwestia przyzwyczajenia lub po prostu te sceny zawsze będą tak kiepsko wyglądać. Procentowo - 80% jestem na tak, 20% jestem na nie. I 48 fps nie będzie pasować wszędzie, co jest logicznie.

BTW. Najlepsza sekwencja dla 48 klatek to retrospekcja bitwy z Azogiem. Naprawdę mogliby nakręcić cały film o tym zdarzeniu w HFR ;) Nie obraziłbym się, Peter.

OCENA 7/10

eJay
25 grudnia 2012 - 14:25