Najlepszy film Christophera Nolana? - recenzja Tenet
Niewidzialny człowiek - recenzja filmu
Długi tytuł, średnia zawartość - recenzja filmu "Ptaki nocy"
Recenzja filmu Terminator: Mroczne przeznaczenie - to nie jest film dla fanów dzieł Jamesa Camerona
Bez Michaela Baya może być lepiej! - recenzja filmu Bumblebee
Kontynuacja w rytmie dubstepu - recenzja filmu Deadpool 2
Nie posiadam Fify 12 na kompie, ale atmosferze przyjęcia dodatku z Euro 2012 przypatruje się ze zdwojoną siłą poszukując przy okazji jakichkolwiek argumentów mogących obronić Elektroników. Nic z tego. Kiedy na rynek wchodzi bardzo oczekiwany produkt, a po instalacji okazuje się, że to niedopracowany gniot – no coś tu jest nie teges. Wydawca ewidentnie zrobił klientów w bambuko, a żeby nie szukać za daleko wystarczy wklepać w przeglądarce http://www.ea.com/pl/football/euro12 i przeczytać hasełka reklamowe.
Patrzę na wątpliwe sukcesy takich cudownych gierek jak Trine 2 i ogarnia mnie spore zażenowanie. To mistrzowsko wykonany platformer, który aż krzyczy na gracza „Bierz mnie! Patrz się na mnie! Graj we mnie!”. Wyniki finansowe oraz zaplecze fanów jest jednak odwrotnie proporcjonalnie do zniewalającej jakości. Na multi jest mało osób, a żeby wejść na TOP 10 sprzedaży na Steamie wymagana była spora obniżka, co jednak wybitnym osiągnięciem nie jest. Przy dużych rabatach na tygodniowe czarty wpadają często średniawki.
Próżno również szukać Trine 2 w jakichkolwiek rankingach branżowych wśród nagrodzonych. Wiadomo – Skyrim tu, Skyrim tam, ale wciąż liczyłem na jakieś drobne wyróżnienia, coś co mogłoby podłożyć iskrę pod ognisko zainteresowania. W zasadzie mógłbym napisać, że Frozenbyte wydało grę-ducha i niezwykle ciężko wyjaśnić zagadkę dlaczego tak mocną pozycję gruntownie olano. Ja mimo wszystko cieszę się, że mogłem w sequel zagrać, gdyż dostarczył mi kilka godzin wyśmienitej zabawy.
Kolejna inwazja obcych na Ziemię, tym razem na głębokie wody Oceanu Spokojnego, gdzie Amerykanie wraz Japończykami uczestniczą w treningu marynarki wojennej. Tak w wielkim skrócie wygląda Battleship, którego ambicją było tylko i wyłącznie pobicie trzeciej części Transformersów w kategoriach intensywności akcji. Film Petera Berga jest wypchany wybuchami, walką i efektami specjalnymi po brzegi i wygląda jak sprawdzony przepis na kasowy sukces. Dodam jeszcze, że delikatnym szokiem jest data premiery – tym razem to My jesteśmy szybsi od Jankesów i to o prawie miesiąc. Da się? Jak się umie to wszystko jest możliwe.
20%. Na tyle amerykańscy krytycy „wycenili” najnowszy film Xaviera Gensa pt. The Divide w popularnym serwisie RottenTomatoes. Jak dla mnie – jest to bardzo krzywdząca ocena, podparta raczej dotychczasowym dorobkiem reżysera (słaby Hitman i jeszcze słabsze Frontieres, za które został znienawidzony w swojej rodzinnej Francji). Nie jest to może jeden z najlepszych thrillerów wszech czasów, ale na pewno nie można przejść obok niego obojętnie. No i co najważniejsze, jest to absolutne „must see” dla wszystkich falloutomaniaków, którzy w swojej biblioteczce trzymają takie asy jak Miracle Mile, A boy and his dog, Day After czy Threads.
The Divide najłatwiej określić jako studium psychologii grupy ocalałych po atomowej zagładzie. Historia rozpoczyna się od trzęsienia i widoku grzyba na horyzoncie. Spanikowany tłum ucieka ze swoich mieszkań, szuka schronienia, wielu cywilów ginie, a Ci, którzy zdołali uratować swoje życie, schronili się w piwnicy należącej do dozorcy budynku. Gens rusza z kopyta i nie pozwala się nudzić, a brak konkretnego wstępu zostaje wynagrodzony ekspozycją bohaterów przez kolejne kilkanaście minut. Od razu dodam, że ekipa została dobrana tak, aby punktów zapalnych nie brakowało i jest to założenie całkowicie słuszne – można to wszak zrzucić na karb losu, apokalipsa nie segreguje ludzi na dobrych i złych, tylko żywych i martwych.
eJay ocenia:
Mass Effekt 4
Shepard po ostatniej walce i zwycięstwie nad Żniwiarzami trafia pod opiekę najlepszych, brytyjskich lekarzy, którzy próbują przywrócić go do życia. Po długiej reanimacji Komandor zostaje odratowany i kolejne tygodnie spędza w łóżku z amnezją oczekując na rehabilitację. Tymczasem na bliżej nieznanej planecie w galaktyce Joker pracuje w pocie czoła nad odbudową ludzkiej rasy. Z kolei Admirał Hackett odbiera zasłużone medale i wyróżnienia, a ponadto otrzymuje godną emeryturę nie przekraczając nawet 67 roku życia. Przekaźniki masy oraz Cytadela zostają powoli odbudowywane dzięki robotnikom z rejonu Polandii. Kosmos zaczyna łapać równowagę, ale na horyzoncie widać już następnego wroga. Takim o to mocnym akcentem rozpoczyna się czwarta część wielkiej Sagi. To zdecydowanie najbardziej oczekiwany tytuł od lat, który NARESZCIE wyjaśnia wszystkie tajemnice zakończenia części trzeciej.
Mass Effekt 4 jest godnym następcą swoich poprzedników. Bioware zdało sobie sprawę, że strzelanie do głupich przeciwników stało się już nudne i postanowiło zmienić diametralnie mechanizmy rozgrywki. Zamiast soczystej strzelaniny otrzymaliśmy hardkorowego cRPGa z multum ikon, liczb, wskaźników na ekranie – to jest to na co czekały wszystkie miśki zakochane w klasykach. W oczy rzuca się przede wszystkim inna perspektywa, z której obserwujemy poczynania Sheparda. Zamiast zblokowanej kamery zamieszczonej nad plecami otrzymujemy tzw. freelook, w którym możemy dowolnie modyfikować kąt ujęcia, przybliżać i oddalać widok. Super rozwiązanie, przydatne zwłaszcza w bardziej rozległych lokacjach.