Trafiony trochę zatopiony - recenzja filmu Battleship - eJay - 21 kwietnia 2012

Trafiony, trochę zatopiony - recenzja filmu Battleship

Kolejna inwazja obcych na Ziemię, tym razem na głębokie wody Oceanu Spokojnego, gdzie Amerykanie wraz Japończykami uczestniczą w treningu marynarki wojennej. Tak w wielkim skrócie wygląda Battleship, którego ambicją było tylko i wyłącznie pobicie trzeciej części Transformersów w kategoriach intensywności akcji. Film Petera Berga jest wypchany wybuchami, walką i efektami specjalnymi po brzegi i wygląda jak sprawdzony przepis na kasowy sukces. Dodam jeszcze, że delikatnym szokiem jest data premiery – tym razem to My jesteśmy szybsi od Jankesów i to o prawie miesiąc. Da się? Jak się umie to wszystko jest możliwe.

Produkcja Hasbro to oficjalna ekranizacja gry w statki. Twórcy jednak za wiele nie wysilają się, aby nawiązać do tej popularnej zabawy, może prócz jednej sceny. Zamiast tego bohaterowie wolą taplać się na hawajskim akwenie i strzelać do statków obcej cywilizacji. Ma to oczywiście swoje zalety – Berg jak nikt inny wcześniej umiejętnie przedstawił siłę ognia niszczycieli.Póki fabuła nie skręca poza militarną rzeźnię Battleship trzyma przyzwoity poziom rozrywkowy. Kiedy jednak do akcji wkraczają elementy komediowe i moralizatorskie (kaleki ciemnoskóry weteran traci chęć do walki, ale na widok inwazji budzi się w nim bohater...no po prostu zieeffffff), obraz zaczyna tonąć, a w co najmniej dwóch momentach ląduje na dnie. Wystarczyło wyciąć parę głupich dialogów oraz gagów i byłoby o wiele lepiej.

Budżet oscylował w granicach 200 milionów dolarów i to widać. Zmaganiom grupy ocalałych marynarzy nie brakuje odpowiedniego rozmachu, a za wykreowanie wiarygodnych pojedynków (o ile można mówić o jakimkolwiek realizmie w tego typu produkcji) z Obcymi odpowiedzialne było studio Industrial Light & Magic. Bardzo ciekawie wypadli zwłaszcza oponenci z odległej galaktyki. W swoich pancerzach wyglądają jakby urwali się z Mass Effecta i do czasu zdjęcia hełmów nawet intrygowali. Niestety, po ujrzeniu ich facjat chciałem krzyknąć „Warhammmerrrrrr!!!!!!!”. Czasem nie warto ujawniać czegoś aż tak plastikowego.

Battleship ostatecznie jawi mi się jako film bardzo przeciętny, aczkolwiek w kilku fragmentach wyraźnie widać, że posiadał potencjał na bycie turbodoładowanym armageddonem z emocjami. Może z kimś innym na stołku reżysera i nakręcony 20 lat temu dziś byłby kultem. To byłaby inna bajka i zapewne inny styl. Berg wyraźnie chciał nawiązać do Michae;a Baya i to mu się udało. Tylko, że takie obrazy to dzisiaj normalka, a samymi efektami nie da się załatać podstawowych dziur oraz głupot. Uprzedzając wasze pytania – Rihanna wypadła ok ;)

OCENA 5/10

eJay
21 kwietnia 2012 - 15:33